"Bunheads" (1×18): Wychowanie seksualne
Marta Wawrzyn
3 marca 2013, 15:44
Bardzo dobrym odcinkiem zakończył się 1. sezon "Bunheads". A być może i cały serial – bo choć na jakość trudno narzekać, z jakiegoś powodu oglądalność produkcji jest słabiutka.
Bardzo dobrym odcinkiem zakończył się 1. sezon "Bunheads". A być może i cały serial – bo choć na jakość trudno narzekać, z jakiegoś powodu oglądalność produkcji jest słabiutka.
"Bunheads" było moim najprzyjemniejszym odkryciem poprzedniego lata. Po powrocie w styczniu z serialem bywało różnie – odcinki świetne przeplatały się z przeciętnymi i słabymi. Nawet jako fanka pisaniny Amy Sherman-Palladino, musiałam przyznać, że nie zawsze to działa. "Bunheads" po prostu jest serialem o niczym i kiedy brakuje błyskotliwych dialogów czy odniesień popkulturowych, widać, że to serial o niczym. I w pełni rozumiem, czemu nie wszyscy palą się go oglądać.
"Next!" zdecydowanie zaliczał się do najlepszych odcinków "Bunheads". Wreszcie nie zabrakło Fanny, Michelle dostała ciekawy wątek, a nastolatki były bardzo zabawne. Sasha postanowiła rozpocząć życie seksualne i zabrała się za jego planowanie z precyzją godną fizyka jądrowego. Sceny, w których piecze w fartuszku w swoim ślicznym mieszkaniu, przypomniały mi perfekcyjną Bree Ban De Kamp.
W zasadzie wszystkie sceny związane z edukacją seksualną – od proszenia Michelle o rady związane z "mechaniką seksu" poprzez poszukiwanie inspiracji w poradnikach i lekcję seksu według Fanny (nie wiem czemu, ale wierzę, że Anaïs Nin mogłaby się od niej czegoś nauczyć), aż po końcówkę odcinka, w której odkrywamy bombę dotyczącą Ginny – oglądało mi się wyśmienicie. Jest coś sympatycznego w małomiasteczkowych dziewczynach i ich podejściu do tego, co dzieciaki z "Plotkary" załatwiały na szybko, po pijaku, na tylnym siedzeniu limuzyny, oczywiście w obecności szofera. I jeszcze ta muzyka! Idealnie.
Nastolatki błyszczały w dialogach, nie zabrakło fajnie napisanych odniesień kulturowych (zabawa w rosyjską damę jak z "Anny Kareniny", "Thelma, Louise, Louise…") i prawdziwych emocji. Sherman-Palladino po mistrzowsku wydobywa to, co w młodych aktorkach najlepsze, i sprawia, że one nie tyle grają, co po prostu są tymi szybko gadającymi, niesamowicie inteligentnymi kobietkami. Wplatane czasem od niechcenia w fabułę numery taneczne prezentują się naturalnie, dużo bardziej naturalnie niż np. w "Glee" czy "Smash".
Równie świetnie co edukacja seksualna wypadły sceny związane z tajemniczym przesłuchaniem Michelle. Wiadomo było, jak to się skończy, ale chyba i widzów, i dziewczyny marzące o Broadwayu, zaskoczyło, jak okrutny jest ten biznes. Trzy czwarte osób, które godzinami czekały na przesłuchanie, odpada za sam wygląd? Auć! Coś strasznego, zwłaszcza kiedy obserwujesz to oczami nastoletniej baletnicy.
Dało się przewidzieć, że żaden przełom w życiu Michelle tym razem nie nastąpi. Najlepsze, co może ją teraz spotkać, to seksowny, młodszy facet, noszący przy ludziach japonki. Gdyby jej życie miało się drastycznie zmienić, nie byłoby powodu do kontynuacji "Bunheads". Ale zobaczyliśmy też, że ona jest dobra, jest naprawdę dobra. Za dobra, by siedzieć w jakiejś dziurze i uczyć szkolne dzieci tańca. Co nie zmienia faktu, że kontakt z uczennicami ma świetny i nie obraziłabym się, gdyby takich scen, jak ta kończąca sezon, było w przyszłości więcej.
Jeśli "Bunheads" ma w ogóle jakąś przyszłość. Bo o ile mnie rajskie miasteczko Paradise nie znudziło się ani trochę, to jednak oglądalność jest słaba i pewnie po ewentualnym powrocie jeszcze by spadła. ABC Family skasowało "Jane by Design", które miało podobną oglądalność, spodziewam się więc, że szefostwo stacji nie zawaha się podjąć takiej samej decyzji i tutaj.
To będzie smutny dzień, kiedy dowiem się, że nie zobaczę więcej "Bunheads".