"Forst" od Netfliksa to skandynawski kryminał w tatrzańskim wydaniu – recenzja serialu na podstawie Mroza
Karol Urbański
11 stycznia 2024, 09:01
"Forst" (Fot. Netflix)
"Forst" to pierwsza w historii Netfliksa adaptacja twórczości najbardziej popularnego polskiego pisarza, Remigiusza Mroza. Jak wypada serial na podstawie bestsellerowego cyklu o komisarzu Forście?
"Forst" to pierwsza w historii Netfliksa adaptacja twórczości najbardziej popularnego polskiego pisarza, Remigiusza Mroza. Jak wypada serial na podstawie bestsellerowego cyklu o komisarzu Forście?
Nie tak dawno temu polski oddział Netfliksa pokazał nam, że kryminał jest na tyle wdzięcznym gatunkiem, że z powodzeniem można osadzić go w ramach historii, które de facto z kryminałem wspólnego nic nie mają (patrz: "Informacja zwrotna"). Tym razem streamingowy gigant funduje nam jednak kryminał pełną gębą – taki z udręczonym detektywem, niepohamowanym mordercą, a nawet femme fatale i równie fatalistyczną scenerią czyhającą w tle. Co więcej, to projekt wprost od twórcy, który na nowo rozbudził w Polakach kryminalną zajawkę. Debiutujący dziś na Netfiksie "Forst" to bowiem adaptacja jednego z najbardziej popularnych cykli Remigiusza Mroza ("Chyłka", "Behawiorysta").
Forst – o czym jest polski serial kryminalny Netfliksa?
Na liczący sześć odcinków (widziałem przedpremierowo całość) debiutancki sezon serialu "Forst" oficjalnie złożyły się pierwsze dwa z ośmiu wydanych do tej pory tomów serii. Nieoficjalnie jednak adaptacja idzie o krok dalej niż "Ekspozycja" i "Przewieszenie", gdyż treść w istotny sposób zahacza o wydany później "Trawers" (fani z pewnością domyślają się już, o co chodzi, ale dla reszty widzów niech pozostanie to słodką tajemnicą). W każdym razie opowieść rozpoczynamy w ten sam sposób, co w oryginale. W samym sercu Tatr.
Na Giewoncie znalezione zostają zwłoki mężczyzny. Rozebrana i powieszona ofiara przypomina wyjątkowo upiorną atrakcję turystyczną, a w jej ustach komisarz Forst (Borys Szyc, "Warszawianka") znajduje tajemniczą monetę. Ta działa niczym mroczny omen, bo z czasem ciał przybywa, a jedyne, co je łączy, to kawałek miedzi w ustach. Media, na czele ze współpracującą z Forstem dziennikarką Olgą Szrebską (Zuzanna Saporznikow, aktorka teatralna, znana też z dubbingów) szybko podchwytują temat, alarmując o upiornej Bestii z Giewontu. Czy protagonista da radę ją upolować?
Pościg za mordercą Forstowi utrudnia kilka rzeczy. Po pierwsze, z powodu swej arogancji krnąbrny komisarz zostaje odsunięty od sprawy. Po drugie, kiedy śledztwo rozpocznie już na własną rękę, bohater odkryje, że pociągnie go ono na samo dno. W przeszłość osobistą, o której wolałby nie pamiętać i przeszłość okoliczną, o której wolałoby zapomnieć wielu podhalańskich górali. Tajemnice, które skrywają Tatry, okażą się wciąż niezagojonymi bliznami, a górska wyprawa Forsta boleśnie je rozdrapie.
Forst – serial różni się od książek Remigiusza Mroza
Choć filmowcy (za scenariusz odpowiadają Jacek Markiewicz, Marcin Cecko i Agata Malesińska znana m.in. z "Zachowaj spokój") poczynili sporo zmian względem materiału źródłowego, fabularny trzon "Forsta" pozostaje taki sam. W większości modyfikacje uchodzą twórcom na sucho – cięcia wątków działają na rzecz płynności narracji, ograniczenie bohaterów pomaga spójności fabuły, a podmiana motywu historycznego staje się mniej problematyczna w 2024 roku (wydaje mi się, że większość czytelników oryginału świadomych obecnej sytuacji społeczno-politycznej w Polsce się ze mną zgodzi). Z drugiej strony część decyzji twórców wpływa na serial negatywnie, pozostawiając po sobie duży ślad bylejakości.
Największy zarzut, jaki można bowiem postawić "Forstowi", jest taki, że to serial bez ciekawych bohaterów. Przy dość angażującej fabule postaci pozostają kłębkiem motywów znanych z pokrewnych seriali. Butny i pyskaty Forst, jakiego mogą oczekiwać fani pierwowzoru, jest tutaj kimś w rodzaju duchowego brata podlaskiego Kruka. Niewiele mówi, jeszcze mniej kokietuje, a bardziej niż zawodowa ambicja do działania motywuje go jakiś wewnętrzny obłęd. W poszukiwaniu psychologicznej głębi twórcy sięgają do przeszłości bohatera, lecz jedyne, co tam znajdują, to kalka scenariusza z siedmiu innych seriali o podobnej tematyce.
Ciekawszy niż sam Forst jest zaś klimat serialu. Chłodny w warstwie wizualnej, a zarazem duszny w atmosferze górskiej paranoi na punkcie Bestii z Giewontu; typowo skandynawski, a przy tym lokalnie tatrzański. W uroczy sposób twórcy wyliczają na ekranie liczne znane taternikom lokacje, a kiedy – gdzieś tam w tle – porządnie zawieje halny, to w niepamięć odchodzą marne imitacje warstwy wizualnej "Rojstu" czy "Watahy". Rozsmakowany w teledyskowym efekciarstwie reżyser Daniel Jaroszek ("Johnny") stara się łapać podhalański folklor, nawet jeśli w większości przypadków kończy się to tylko ładnie nakręconym plenerem górskiego pasma.
Forst – czy warto oglądać polski serial Netfliksa?
Na wzmiankę zasługuje też obsada "Forsta", a ściślej mówiąc, casting przeprowadzony przez Konrada Bugaja ("Warszawianka"). Często pojawiające się zarzuty o wykorzystywanie tych samych aktorów i aktorek są w przypadku serialu o tyle niezasadne, iż znaczna część ekipy to artyści znani do tej pory z desek teatrów. Poza Szycem i Kamillą Baar ("Krew") w roli prokuratorki Dominiki Wadryś-Hansen, większość aktorów widzowie zobaczą tutaj po raz pierwszy. Na szczególną uwagę w tym względzie zasługują przede wszystkim Maciej Pesta ("Stulecie winnych") jako Gjord Hansen, a także Artur Bienias ("Niebezpieczni dżentelmeni"), który z inspektora Osicy uczynił postać godną co najmniej sezonu w "Pitbullu".
"Forst" najlepszy jest wtedy, gdy wrzuca widza w wir śledztwa. Choć mordercza zagadka okazuje się banalna, nim serial ujawni nam tożsamość złoczyńcy, narracja sugeruje różne potencjalne tropy, miesza wskazówki i wprowadza pobocznych bohaterów, którzy spełniają swe funkcje. Pomimo kilku głupotek fabularnych zdarzają się też momenty intrygujące, jak choćby ten, w którym Forst każe narysować portret pamięciowy ulicznemu karykaturzyście. Przy niezłej intrydze spory niedosyt pozostawia jednak tempo serialu. Historia rozpisana na sześć – nieco ponad półgodzinnych – odcinków podawana jest pomału, a szczególnie w pierwszej połowie sezonu intryga zagęszcza się zbyt wolno.
Serialowy "Forst" to w najlepszym wypadku serial po prostu poprawny – nie tak dobry, jak byśmy chcieli, ale też nie na tyle zły, by wyłączyć w połowie i nigdy do niego nie wracać. Klasyczny i nowocześnie mroczny kryminał telewizyjny na jeden z tych mroźnych wieczorów, które ostatnio nas nawiedzają. Jeśli furory w streamingu nie zrobi, to może sprawi chociaż przyjemność. Instynkt podpowiada, że prędzej trafi do widzów nowych, niż tych, którzy mają za sobą osiem tomów przygód z Forstem. Zakończenie jednoznacznie sugeruje kontynuację, więc od tego momentu wszystko jest w waszych rękach.