"Anatomia prawdy" (3×01): Dana Delany to za mało
Andrzej Mandel
23 lutego 2013, 16:41
Niby wszystko jest na swoim miejscu, a akcja jakby ciekawsza niż w poprzednim, nudnym sezonie, ale mam odczucie, jakby "Body of Proof" zjeżdżało po równi pochyłej.
Niby wszystko jest na swoim miejscu, a akcja jakby ciekawsza niż w poprzednim, nudnym sezonie, ale mam odczucie, jakby "Body of Proof" zjeżdżało po równi pochyłej.
W zasadzie wszystko jest w porządku – Dana Delany cieszy oczy swoim wyglądem, stylowymi ruchami i uroczo dobrą grą aktorską, zagadka kryminalna jest ciekawa, a między Megan i jej dawną miłością jest trochę chemii. Niemniej cały czas miałem poczucie nudy. Dopiero końcówka pozwoliła mi wykrzesać z siebie zainteresowanie, ale to trochę za mało.
Ciężko stwierdzić co jest nie tak w "Abducted, Part 1". Generalnie dostajemy procedural idealny – wątki osobiste wymieszane są z kryminalnymi w odpowiednich proporcjach, mamy też stosowną dawkę retrospekcji, a pomysłowość zagadki należy ocenić na piątkę. Do tego mamy Danę Delany (och!), która jest, jak zawsze, rewelacyjna. Procedural wręcz z podręcznika scenarzysty – stosowne przewrotki, mylne tropy, wszystko jest.
Tyle że idealne wymieszanie to za mało, aby wykrzesać zainteresowanie widza. Stosowne przewrotki i mylne tropy są przewidywalne. Można wręcz z zegarkiem w ręku określić, w którym momencie nastąpią. Humor, którego źródłem są relacje Megan Hunt z jej współpracownikami, już się przejadł, bo ile też można oglądać to samo i śmiać się z tego samego?
W efekcie, "Anatomia prawdy" (notabene "Uprowadzona, część 1" będzie miała polską premierę już 7 marca na kanale FOX Life) staje się śmiertelnie wręcz nudna. I sama Dana Delany nie jest w stanie jej uratować. Wydaje mi się, że zarzucenie regularnego oglądania tego serialu w połowie 2. sezonu było decyzją słuszną.
Ale może warto dać jednak szansę – ostatnia scena sprawiła, że czekam na to, co będzie w drugiej części "Abducted". Warto dać szansę. Choćby dla Dany Delany.