"Reacher" w 2. sezonie obiecuje jeszcze więcej akcji i jeszcze silniejsze emocje – recenzja powrotu serialu
Karol Urbański
16 grudnia 2023, 17:01
"Reacher" (Fot. Amazon Prime Video)
Co słychać u Reachera po niespełna dwuletniej przerwie? Serialowy hit platformy Amazon Prime Video powrócił z nowymi odcinkami. Czy 2. sezon okaże się równie dużym sukcesem co debiutancka seria?
Co słychać u Reachera po niespełna dwuletniej przerwie? Serialowy hit platformy Amazon Prime Video powrócił z nowymi odcinkami. Czy 2. sezon okaże się równie dużym sukcesem co debiutancka seria?
Serialowy "Reacher" odbił się jeszcze większym echem, niż przewidywano. Wbrew domysłom Amazon nie dostarczył jedynie kolejnego banalnego akcyjniaka, którym zachwycili się tatuśkowie spragnieni nostalgii kina lat 80. i 90. Subskrybenci Prime Video dostali coś więcej – akcyjniaka, owszem banalnego, ale też takiego, którym zachwycili się tatuśkowie, fani książkowego pierwowzoru i widzowie niezaznajomieni z cyklem powieści Lee Childa (zaznaczę, że ja należę do tych ostatnich).
Miks gatunkowej prostoty i samoświadomości formy charakteryzujący 1. sezon serialu, był czymś, co w zupełności wystarczyłoby na sukces serii drugiej. Tymczasem Reacher w 2. sezonie idzie o krok dalej. Ciosy wyprowadza z tą samą żarliwością, ale oprócz gniewu, wyraża też inne emocje.
Reacher sezon 2 – jakich zmian dokonano w serialu?
Pierwsze trzy odcinki 2. sezonu, które Amazon udostępnił w dniu premiery, to zatem kontynuacja obranego kierunku twórczego, ale tym razem usprawniona emocjonalnym pogłębieniem protagonisty. Już w pierwszej scenie, w której pojawia się Reacher (jeszcze lepszy i jeszcze większy Alan Ritchson) pojawia się pretekst, by w imię sprawiedliwości wybić komuś zęby.
Niemniej, szybko przekonujemy się, że aktualna podróż bohatera zabierze go w miejsca zgoła inne niż odosobnione i niezobowiązujące Margrave z 1. sezonu. Odwiedzimy miejsca, w których Reacher będzie zmuszony skonfrontować się ze swoim wnętrzem i zdecydować, czy szczoteczka do zębów (na dodatek brutalnie złamana w pół przez bandytów) to naprawdę wszystko, czego potrzebuje.
Podczas gdy 1. sezon "Reachera" – zgodnie z książkową kolejnością – adaptował debiutancki tom cyklu Childa, druga seria to już niemały przeskok fabularny. Twórcy serialu z showrunnerem Nickiem Santorą na czele zdecydowali się zaczerpnąć fabułę z "Elity zabójców", czyli 11. odsłony serii.
Choć od wydarzeń w Magrave minęło sporo czasu (dokładnie dwa lata, siedem miesięcy i 19 dni, o czym bohater sprytnie przypomina w 1. odcinku), Reacher wciąż działa niczym magnes na kłopoty. Te znajdują go na wschodnim wybrzeżu, gdzie odkryte zostaje ciało jednego z dawnych przyjaciół emerytowanego majora – członka dowodzonej przez niego 110. Specjalnej Jednostki Śledczej.
Reacher sezon 2 – o czym opowiadają nowe odcinki?
Szybko okazuje się, że trup porzucony w lesie to dopiero początek. Kolejni wojskowi związani z grupą zaczynają padać jak muchy, a Reacher z pomocą Neagley (Maria Sten powracająca do roli z 1. sezonu) muszą rozszyfrować, kto wziął ich na celownik. Pomagają im w tym pozostali przy życiu członkowie jednostki – David O'Donnell (Shaun Sipos, "Outer Range") oraz Karla Dixon (Serinda Swan, "Coroner"), z którą Reachera wiąże niewypowiedziany na głos romans. Już w pierwszych trzech odcinkach śledztwo rozsieje bohaterów po wschodnim wybrzeżu USA, od Nowego Jorku, przez góry Catskill, po Atlantic City (to istotna zmiana względem książki, gdyż tam fabuła rozgrywała się w Kalifornii).
Fabuła odkrywana jest powoli i – choć z każdym kolejnym odcinkiem dowiadujemy się nieco więcej – motywy złoczyńców pozostają intrygującą tajemnicą. Przewodzi im niejaki Shane Langston (urodzony, by grać złoli Robert Patrick znany z "Terminatora" i "Peacemakera"), a na jego zlecenie działa równie enigmatyczny A.M. (Ferdinand Kingsley, "Sandman"), który wyrasta na naczelnego psychopatę tego sezonu. 3. odcinek zdradza co prawda, że zabójstwa wiążą się z przeszłością bohaterów w niespodziewany sposób, ale zagadka kryminalna 2. sezonu "Reachera" już teraz wydaje się ciekawsza niż ta, z którą mieliśmy do czynienia w poprzedniej serii.
Reacher sezon 2 – więcej akcji, ale też emocji
Oprócz śledztwa stanowiącego główny wątek akcji podobnie jak wcześniej pojawia się garść retrospekcji, dzięki którym mamy lepszy wgląd w relacje między Reacherem i jego (eks)podwładnymi. Wiąże się z tym trochę krindżowego romantyzowania (wojskowi jak mantrę powtarzają dewizę "nie zadziera się ze śledczymi specjalnymi"), ale też wspomniany na wstępie aspekt quasi-terapeutyczny dla Reachera.
Ustatkowani znajomi wymuszają na nim podważenie wędrownego statusu quo tak samo często, jak narracja serialu prowokuje kolejne sceny bijatyki. Choć dodaje to – świetnemu bądź co bądź – występowi Ritchsona więcej głębi, trudno jednoznacznie stwierdzić, czy filmowcy przypadkiem nie zdecydowali się na te refleksje zbyt prędko.
W pierwszych trzech odcinkach nowo odkryta emocjonalność Reachera pozytywnie wpływa na przebieg fabuły (dzięki temu serial ma okazję nieco poeksperymentować, a 2. sezon może odznaczyć się odrębnym charakterem), ale nie mogę pozbyć się wrażenia, że w dłuższej perspektywie może jej to równie dobrze zaszkodzić. To w końcu sezon drugi, a nie jedenasty, a serialowy Reacher nie jest jeszcze tak złożonym bohaterem, jak chcieliby twórcy.
W każdym razie zdziwiłbym się, gdybym ten skończył w finale w przytulnym domu z kominkiem (w którymś momencie bohater sam przyrównuje chęć posiadania lokum do atrakcyjności "konkursów tańca towarzyskiego"). Niech najlepszym objawem jego zmian będzie wymiana szczoteczki do zębów.
Reacher sezon 2 – jeszcze bardziej angażujące bijatyki
OK, ileż można truć o tych "emocjach". Skupmy się na tym, co w "Reacherze" najważniejsze. Niezależnie od tego, ile razy protagoniście zaszkliło się oko, początek 2. sezonu to także szczera obietnica zajmującej akcji. "Potrzebujemy więcej broni" – mówi bohater, w pewnym sensie do publiczności, w ostatnim kadrze 2. odcinka.
Wstępowi nie brakuje angażujących scen bijatyki, a ikoniczny moment, kiedy wokół Reachera zbierają się nieświadomi jego możliwości chojraki, zdążył się już oczywiście pojawić. Co zrozumiałe, w tej serii akcja zostaje rozdzielona między czworo bohaterów (w gorszych momentach we znaki daje się zbyt dużo montażowych cięć), ale to dalej dwumetrowy mięśniak dalej rozsadza kadr charyzmą.
Wzorem poprzedniej serii filmowcy nie ustrzegli się sztywnych dialogów rodem z gier hack'n'slash, bon motów przyprawiających o ciarki żenady czy kablówkowej estetyki pokroju "NCIS" (tej jest akurat znacznie mniej), ale kiedy Ritchson w najbardziej wyszukany sposób powala kolejnych osiłków, zapomina się o tych wadach w mgnieniu oka. Zresztą, sami pewnie wiecie już, że mało który serial akcji – nawet przy dobrej ręce Amazona do tego gatunku – oferuje tak wciągające doświadczenie.
To tytuł, który nie udaje, że jest czymś więcej niż luźną piątkową rozrywką. Jest szczery, prostolinijny i bezpośredni jak sam Jack Reacher. Pod tą kupą mięsa skrywa się może romantyk, który wychodzi na wierzch, gdy w radiu przygrywa Howlin' Wolf, ale przecież nic tak nie łagodzi nerwów jak porządne ekranowe mordobicie. Czekam na więcej, a tatuśkowie, fani książkowego pierwowzoru, a nawet sam Lee Child czekają razem ze mną.