"Moje życie z Walterami" jest jak miks "Tego lata stałam się piękna" z "Virgin River" – recenzja serialu
Karolina Noga
9 grudnia 2023, 14:02
"Moje życie z Walterami" (Fot. Netflix)
W przedświątecznym okresie Netflix swoim widzom zaserwował młodzieżowy serial "Moje życie z Walterami" – ciepłą opowiastkę z trójkątem miłosnym w tle. Czy to będzie drugie "Tego lata stałam się piękna"?
W przedświątecznym okresie Netflix swoim widzom zaserwował młodzieżowy serial "Moje życie z Walterami" – ciepłą opowiastkę z trójkątem miłosnym w tle. Czy to będzie drugie "Tego lata stałam się piękna"?
Życie z dziewiątką przystojniaków pod jednym dachem – brzmi jak marzenie? Taka właśnie sytuacja staje się rzeczywistością dla nastoletniej Jackie, która zdecydowanie o tym nie marzyła, tym bardziej że doprowadziła do tego tragedia. Gdy rodzice i siostra bohaterki giną w wypadku samochodowym, ta – zgodnie z wolą matki zapisaną w testamencie – przeprowadza się z Nowego Jorku do miasteczka w Kolorado.
To tu mieszka najlepsza przyjaciółka jej zmarłej mamy, Katherine, wraz z mężem oraz ośmiorgiem dzieci, dokładniej siódemką synów i jedną córką. Nie można zapomnieć także o dwóch kuzynach Walterów. Życie Jackie odmienia się o 180 stopni, a sytuację komplikuje fakt, że o względy dziewczyny zaczyna starać się dwójka braci.
Moje życie z Walterami – o czym jest serial Netfliksa?
Netflix nie jest świeżakiem w tworzeniu produkcji dla młodzieży, ale do tej pory pory nie miał swojej odpowiedzi na "Tego lata stałam się piękna", hit Amazon Prime Video opowiadający o dziewczynie uwikłanej w romans z dwoma braćmi. Czytając opis "Mojego lata życia z Walterami", dość trudno oprzeć się wrażeniu, że jest to netfliksowa wersja produkcji Amazona – szczególnie biorąc pod uwagę trójkąt miłosny z braćmi w centrum fabuły. Czy zatem ta historia ma do zaoferowania coś więcej?
Rozkładając "Moje życie z Walterami" na czynniki pierwsze, jak na dłoni dostrzeżemy maglowane od kilkunastu lat schematy. Trójkąt miłosny? Jest. Marzycielski nerd kontra zadziorny bad boy? Odhaczone. Impulsywne decyzje totalnie od czapy? A jakże. Jednak pomimo pójścia na łatwiznę, produkcji Melanie Halsall ("Itch") trudno odmówić uroku – a i znajduje się tutaj miejsce także na poruszenie nieco cięższych tematów.
Jackie (Nikki Rodriguez, "On My Block") to ambitna dziewczyna, której życie runęło jak domek z kart, a Netflix nie boi się przypominać o tragedii, jaka ją spotkała. Widzimy, jak bohaterka stara się zagłuszyć żałobę i przyzwyczaić do nowej sytuacji, jednak nie istnieje magiczna różdżka, którą wszystko dałoby się naprawić. I jak w pewnym momencie zwraca uwagę Katherine (Sarah Rafferty, "Suits") – jej stan emocjonalny nie jest w takiej formie, by mogła radzić sobie z miłosnymi dylematami. A skoro o Katherine mowa, to naprawdę przyjemnie znów oglądać Sarah Rafferty, która w swoją rolę wcieliła się z równym pazurem i pasją, co w pamiętną Donnę ze "Suits".
Nikki Rodriguez jako Jackie wypada więcej niż przyzwoicie, w wiarygodny sposób przedstawiając trudne emocje, które targają jej bohaterką. Nie brakuje także chemii pomiędzy nią a resztą obsady – szczególnie Noahem LaLondem ("Criminal Minds"), który jako bad boy Cole podbije niejedno serce. Aktor kradnie dla siebie całe show, gdy tylko pojawia się na ekranie, ale szczególnie świetnie wypada w scenach, w których musi pokazać więcej emocji. Nieco nieporadny wydaje się za to Ashby Gentry jako Alex – można odnieść wrażenie, że czasami gubi się w swojej postaci i jest wręcz przestraszony obecnością kamer. Być może jest to część postaci – romantycznego i rozmarzonego nerda – jednak w starciu z charyzmą LaLonda wypada tak sobie.
Moje życie z Walterami to ciepły klimat i trudne tematy
Serial klimatem przypomina "Virgin River" – małe miasteczko, skomplikowane relacje pomiędzy bohaterami i zaskakująco dramatyczne twisty. Cole zmaga się z odnalezieniem tożsamości po tym, jak kontuzja zaprzepaściła jego karierę, nie stroni także od używek, starając się znaleźć ucieczkę od problemów. Ranczo Katherine i George'a ma poważne problemy finansowe, a w tle gotuje się i kipi konflikt pomiędzy Alexem i Cole'em, który kilkukrotnie eskaluje w ciągu trwania serialu.
Trudno skupiać się na każdym bohaterze "Mojego życia z Walterami" z osobna, ponieważ jest ich naprawdę sporo. Poza tytułową rodziną, mamy także znajomych ze szkoły, np. Erin (Alisha Newton, "Diabeł w Ohio"), która wbrew woli matki zapisuje się do kółka teatralnego, a przy okazji co chwila schodzi i rozchodzi się z Cole'em. Przy takim nagromadzeniu postaci, którym twórcy próbują dać własne wątki i problemy, nietrudno o to, by te były mocno spłycone i/lub przedstawione w kilku minutach jednego odcinka. Trzeba przyznać twórcom, że naprawdę starali się, by każdy z bohaterów miał szansę zabłysnąć, jednak w ogólnym rozrachunku to za mało, by widz mógł faktycznie zaangażować się w ich historię. Chcąc nie chcąc, największą uwagę przywiązuje się do trójkąta miłosnego.
Serial ma także mały problem z przebiegiem czasu – w 5. odcinku, czyli połowie sezonu, bohaterowie obchodzą Święto Dziękczynienia, czyli mamy listopad. Z kolei w finałowym odcinku mowa już o letnich wakacjach. Oznacza to, że przez pięć odcinków akcja przesunęła się ponad pół roku, co na ekranie trudno odczuć. Łatwo odnieść antonimiczne wrażenie, że Jackie jest u Walterów zarówno krótko, jak i bardzo długo. Z jednej strony widzimy, że w domu czuje się coraz bardziej jak u siebie, z drugiej jej relacje z częścią bohaterów wydają się stać w miejscu.
Moje życie z Walterami – czy warto oglądać serial?
"Moje życie z Walterami" nie jest produkcją wybitną, to trzeba zaznaczyć. To serial, który obejrzymy i prawdopodobnie dość szybko o nim zapomnimy – jednak gdy wyjdzie 2. sezon, z radością znów naciśniemy "play". Bo pomimo wielu wad, produkcja przyciąga ciepłem, a schematy wprowadzają poczucie komfortu. "Moje życie z Walterami" ogląda się szybko, pozwala oderwać się od rzeczywistości i "odmóżdżyć".
Wizualnie serial także jest przyjemny dla oka – i to nie tylko, gdy na ekranie pojawiają się Walterowie. Podchodząc do serialu bez większych oczekiwań, można naprawdę przyjemnie spędzić czas. To produkcja jak kubek gorącej herbaty z miodem – w gruncie rzeczy prościutka i dobrze nam znana, ale idealna, gdy za oknem panuje mróz.
Zakończenie wskazuje na to, że w planach jest kontynuacja. Pytaniem jest, czy serial zachowa swój klimat, czy może twórcy zrobią z tego turecką telenowelę, chcąc prześcignąć samych siebie. To jednak rozważania na inny moment – szczególnie że, jak wszyscy dobrze wiemy, Netflix uwielbia kasować seriale.