"Zmasakrowani" mają wszystko, aby zostać najgorszym serialem w historii Netfliksa – recenzja
Nikodem Pankowiak
2 grudnia 2023, 12:04
"Zmasakrowani" (Fot. Netflix)
Każdego roku produkowane są setki seriali słabych, o których szybko zapomnimy. Rzadko jednak zdarzają się seriale tak złe, że zapomnieć o nich nie będziemy w stanie. "Zmasakrowani" do tego nielicznego grona się zaliczają.
Każdego roku produkowane są setki seriali słabych, o których szybko zapomnimy. Rzadko jednak zdarzają się seriale tak złe, że zapomnieć o nich nie będziemy w stanie. "Zmasakrowani" do tego nielicznego grona się zaliczają.
"Zmasakrowani" to nowa komedia akcji Netfliksa, która zabiera nas do imprezowego Las Vegas, któremu grozi zamach bombowy mogący pochłonąć ogromną liczbę ludzkich istnień. To produkcja tria Jon Hurwitz, Hayden Schlossberg, Josh Heald – jeśli te nazwiska nic wam nie mówią, z pewnością powie wam coś tytuł ich serialowego hitu, "Cobra Kai". Czy ich nowy serial ma szansę powtórzyć jego sukces? Mam nadzieję, że nie powtórzy, bo jeśli to zrobi, stracę jakąkolwiek wiarę w ludzkość.
Zmasakrowani – o czym jest serial komediowy Netfliksa?
Powiedzmy to na wstępie i miejmy to już za sobą – "Zmasakrowani" mają szansę na tytuł najgorszego serialu 2023 roku, co niewątpliwie jest jakimś osiągnięciem, nawet jeśli nie o takie chodziło jego twórcom. Komedia, a właściwie "komedia" akcji Netfliksa ani trochę nie sprawdza się jako serial mający rozbawić widza, ani tym bardziej mający trzymać go w napięciu. Złe tu jest wszystko – od poziomu prezentowanego humoru, przez papierowych bohaterów, po fabułę, która nie obchodzi nas ani przez minutę. No i właśnie, zanim rozwinę pozostałe punkty, zacznijmy może od niej.
"Zmasakrowani" to serial o specjalnym zespole agentów zrekrutowanych spośród członków różnych amerykańskich służb. Mamy więc tutaj ludzi z Navy SEAL, CIA, NSA czy nawet sił powietrznych i marynarki wojennej. Ich liderem jest Chad McKnight (Nick Zano, "Legends of Tomorrow") – dorosły mężczyzna o mentalności nastolatka, którego łączą skomplikowane relacje z inną członkinią zespołu, Avą (Shelley Hennig, "Teen Wolf"). Tych dwoje będzie siłą napędową serialu, choć kiepski to napęd, bo Chad jest postacią, którą ciężko za cokolwiek polubić, a Ava – choć chyba jako jedyna postać ma potencjał na coś więcej – przegrywa starcie ze scenariuszami i idiotycznymi żartami, których często jest bohaterką.
Wróćmy jednak do naszego zespołu wybitnych i ich supertajnej misji – ocalenia Las Vegas przed ogromnym wybuchem. Oczywiście misję udaje się wypełnić, więc cały zespół udaje się na zasłużony relaks kończący się imprezą – taką z lejącym się z nieba alkoholem i narkotykami, którym trudno się oprzeć. Mówimy w końcu o Las Vegas, tutaj nie można inaczej. Problem w tym, że szybko okaże się, że bomba, którą zdetonowali nasi bohaterowie, była atrapą. Teraz – na kacu lub jeszcze pod wpływem – muszą znaleźć tę prawdziwą, wciąż zagrażającą miastu. I na tym ma polegać główny dowcip całego serialu – pijani/naćpani superagenci mają kilka godzin, by uratować świat.
Zmasakrowani prezentują humor najniższych lotów
"Zmasakrowani" zabierają nas w podróż wehikułem czasu do przełomu wieków – okresu, gdy kinematografia serwowała nam takie "dzieła" jak "Stary, gdzie moja bryka?" czy "To nie jest kolejna komedia dla kretynów". Tylko że to jest, przepraszam, komedia dla kretynów. Serial Netflika przez większość czasu prezentuje humor tak niskich lotów, że podwoziem zahacza o ziemię. I naprawdę, nie trzeba oglądać wszystkich ośmiu odcinków, by dojść tego wniosku. Ta produkcja od pierwszych sekund i wędrówki kamery po biustach i tyłkach imprezowiczek w Vegas pokazuje nam dokładnie, czym będzie.
Jeśli zdaje wam się, że pomysł na komedię, gdzie bohaterowie przeżywają kaca Las Vegas nie jest zbyt świeży, to macie absolutną rację, w końcu mieliśmy już "Kac Vegas" – w trzech częściach. I nawet ta ostatnia, zrównana z ziemią przez krytyków, była zabawniejsza i mniej obrażająca inteligencję widza niż "Zmasakrowani". Ale dobrze, powiedzmy, że nie o świeżość tu chodzi, serial Netfliksa wcale nie musi być oryginalny, w końcu nie miał odkrywać koła na nowo, a po prostu sprawić, że będziemy się dobrze bawić. Tylko tyle, ale w tym wypadku aż tyle.
Bo "Zmasakrowani" ponoszą na tym polu spektakularną porażkę. Serial sam sobie strzela w kolano – a widzowie obrywają rykoszetem – tym, że stawia na 50-minutowe odcinki. Wszelkie wady produkcji, jak pretekstowa fabuła czy papierowi bohaterowie, łatwiej byłoby ukryć w krótszych odcinkach, jednak z jakiegoś powodu postawiono na metraż zarezerwowany raczej dla dramatów. A przecież, na Teutatesa, "Zmasakrowani" to żaden dramat. Przynajmniej nie taki, jak chcieliby twórcy. No więc ciągnie się ten serial niemiłosiernie, a oglądający toczą walkę o przetrwanie. Pamiętajcie, nie każdą walkę trzeba podejmować, czasem lepiej od razu się poddać.
Zmasakrowani – czy warto oglądać serial Netfliksa?
Wspomniałem też o papierowych bohaterach i to faktycznie jeden z większych problemów tej produkcji. Właściwie żadnego z bohaterów nie da się polubić, wszyscy są tak samo odrzucający – nieważne, czy mówimy o liderującym zespołowi Chadzie, czy o stanowiącej jego kompletne przeciwieństwo Avie. Twórcy oczywiście starają się dodać swoim postaciom głębi – z pomocą retrospekcji czy też tworząc między nimi trochę bardziej skomplikowane relacje. Ostatecznie jednak nie dają rady, bo bohaterowie upadają pod ciężarem beznadziejnych dialogów, a samym twórcom brakuje konsekwencji, by nadać więcej niż po jednej – dwóch cechach.
Sama fabuła jest prosta jak drut i jak już wspomniałem, jest jedynie pretekstem. Pretekstem, by serwować niewybredne i, to znacznie większa zbrodnia, nieśmieszne żarty. To, czy bohaterowie szukają zamachowca, czy polują na mordercę, nie ma najmniejszego znaczenia. Najważniejsze, że są pijani, bardzo chce im się sikać i miewają halucynacje, w których widzą dziwne potwory mówiące o seksie oralnym z ich żonami. Ciężko mi się o tym pisze, a pomyślcie, że musiałem to oglądać. Netflix ma na swoim koncie sporo żenujących produkcji, ale "Zmasakrowanymi" naprawdę mógł przebić dno.
Nie ma naprawdę żadnego powodu, absolutnie żadnego, by po ten serial sięgnąć z własnej woli. No, może widzę jeden – przekonanie się na własne oczy, czy jest to aż tak złe. Z drugiej strony, naprawdę nie warto nabijać tej produkcji wyświetleń, bez względu na nasze motywacje. Zwłaszcza że dzięki netfliksowemu algorytmowi "Zmasakrowani" i tak mogą odnieść sukces, w końcu już trafili do serialowego topu na platformie. Mam jednak nadzieję, że nasze gusta nie są aż tak złe i szybko z niego wylecą. Jest mi przykro, że straciłem kilka godzin z życia na ten wyrób serialopodobny. Wy nie musicie, więc sobie tego nie róbcie.