"W niemieckim domu" w mocny sposób rozlicza Niemców z ich przeszłości – recenzja serialu Disney+
Nikodem Pankowiak
19 listopada 2023, 12:01
"W niemieckim domu" (Fot. Disney+)
Rozliczenia z przeszłością nigdy nie są łatwe, zwłaszcza jeśli to przeszłość naznaczona największą zbrodnią w historii. "W niemieckim domu", nowy serial Disney+, udowadnia jednak, że trzeba to robić, jeśli chce się osiągnąć spokój.
Rozliczenia z przeszłością nigdy nie są łatwe, zwłaszcza jeśli to przeszłość naznaczona największą zbrodnią w historii. "W niemieckim domu", nowy serial Disney+, udowadnia jednak, że trzeba to robić, jeśli chce się osiągnąć spokój.
"W niemieckim domu" to pięcioodcinkowy niemiecki miniserial Disney+, oparty na książce Annette Hess, która tutaj pełni jednocześnie rolę scenarzystki oraz showrunnerki. Produkcję wyreżyserowaną przez Isę Prahl ("Westwall. Spisek") i Randę Chahoud ("Deutschland 83") kręcono w dużej mierze w Polsce – w Krakowie, Zabrzu i Katowicach. Ta historia osadzona we wciąż zmagających się z przepracowaniem wojny i narodowych grzechów Niemczech ma szansę, za sprawą poruszanej tematyki, odbić się szerokim echem w naszym kraju. Produkcji o Holokauście i wojennych zbrodniach było już jednak tyle, że trudno w jakikolwiek sposób się wśród nich wyróżnić. Jak "W niemieckim domu" radzi sobie na tym polu?
W niemieckim domu – o czym jest serial Disney+?
Eva Bruhn (Katharina Stark, "Miejsce zbrodni") to 24-latka prowadząca z pozoru normalne życie we Frankfurcie lat 60. Pomaga rodzicom w prowadzeniu restauracji, ma ukochanego, z którym planuje wspólną przyszłość, lubi się dobrze bawić i jak wiele osób w jej wieku bywa trochę naiwna. Eva jest także tłumaczką – zna język polski, co jak się wkrótce okaże, na zawsze odmieni jej życie. Główna bohaterka zostanie poproszona o tłumaczenie z niemieckiego na polski zeznań świadków podczas drugiego procesu oświęcimskiego, w którym na ławie oskarżonych zasiedli członkowie załogi niemieckiego obozu zagłady Auschwitz-Birkenau.
Rodzice i przyszły narzeczony próbują odwieść ją od tego pomysłu, ale bohaterka podąża za swoim instynktem i przyjmuje ofertę pracy. Zeznania świadków od samego początku będą dla niej ogromnym wstrząsem i otworzą oczy na zbrodnie niemieckich nazistów, o których do tej pory nie miała tak naprawdę pojęcia. Wkrótce bohaterka odkryje, że ma bardziej osobisty związek z procesem, niż mogła sobie wyobrazić, a jej rodzice przez lata "chronili" ją przed bolesną prawdą, która miała już nigdy nie ujrzeć światła dziennego. Na Evę spadnie brzemię przeszłości, które bohaterka będzie starała się udźwignąć.
To jej perspektywa pozostanie najważniejsza od początku do końca serialu – Eva będzie dla widza uszami i oczami podczas drugiego procesu oświęcimskiego choć oczywiście dla polskiego widza informacje pojawiające się w serialu nie będą niczym nowym. Od czasu do czasu spojrzymy na wszystko także z perspektywy innych – rodzin oskarżonych, prokuratorów, świadków, ale to spojrzenie Evy – zmieniające się wraz z tym, jak bohaterka coraz lepiej poznaje prawdę o Auschwitz – będzie tym głównym. Zmiany zachodzące w głównej bohaterce w trakcie toczącego się procesu będą tu równie istotne, co sam proces, ale w żadnym momencie nie będą spychały tragedii Holokaustu do roli zwykłego pretekstu dla serialowej historii.
W niemieckim domu surowo ocenia postawę Niemców
Serial o zbrodniach Holokaustu, na dodatek stworzony przez Niemców, to prosty sposób na to, by kogoś w Polsce wkurzyć. Wydaje się jednak, że "W niemieckim domu" będzie pod tym względem wyjątkowo niekontrowersyjne. Produkcja Disney+ jest wyjątkowo surowa dla powojennego niemieckiego społeczeństwa, które w większości przyjęło postawę trzech małpek – o zbrodniach Trzeciej Rzeszy obywatele RFN nic nie mówią, bo nigdy o nich nie słyszeli i nigdy ich nie widzieli. A nawet jeśli coś wiedzą, łatwo tłumaczą sobie, że przecież taka była wojna, rozkazy – nieważne jak zbrodnicze – należało wykonywać. Myślącym w ten sposób serial serwuje bolesne uderzenie prosto w twarz.
"W niemieckim domu" dobitnie pokazuje, że taka postawa nie prowadzi do niczego dobrego – jeśli przez długi czas będziemy zamiatali pod dywan własne grzechy i tajemnice, w końcu się o ten dywan potkniemy. Naród, który nie próbuje przepracować popełnionych w imię chorej ideologii zbrodni, nie będzie narodem zdrowym. "Gdzie się podziali ci wszyscy naziści po wojnie? Rozpłynęli się?" – pyta jeden z bohaterów już w pierwszym odcinku, a serial Disney+ wyraźnie pokazuje, że nie, oni jeszcze długo żyli wśród nas, pielęgnowali swoje przydomowe ogródki i jeśli mieli jakiekolwiek wyrzuty sumienia, zagłuszali je przekonaniem o słuszności swoich działań.
A przy tym wszystkim "W niemieckim domu" nie idzie w kierunku przesadnego dydaktyzmu, nie naucza, jedynie pokazuje konsekwencje, jakie niesie za sobą podobne myślenie. Konsekwencje nie tylko dla całego społeczeństwa, ale także jego najmniejszej komórki – rodziny. Wątek powolnego odkrywania rodzinnych tajemnic przez Evę, przebijania muru milczenia, może wstrząsnąć niemal równie mocno, co zeznania świadków w trakcie procesu, bo najlepiej pokazuje podejście Niemców do swojej wojennej historii. W Evie budzi to ogromną frustrację, bo jako jedna z niewielu bohaterów tego serialu zdaje się zauważać, że nie będzie w stanie normalnie funkcjonować, dopóki nie zmierzy się z tym, co się wydarzyło.
W niemieckim domu – czy warto oglądać serial Disney+?
Sam proces, który głównej bohaterce otwiera oczy na przeszłość, może być momentami trudnym doświadczeniem dla widza. Twórcy nie próbują niuansować, usprawiedliwiać czegoś, czego usprawiedliwić się nie da, dlatego też zasiadający na ławie oskarżonych zostali przedstawieni w sposób jednoznaczny. Widzimy w nich czyste zło, które szokuje tym bardziej, że zostało wymieszane z totalną obojętnością i brakiem jakiejkolwiek refleksji nad własnymi czynami. Oskarżeni umniejszający swoją rolę w zbrodniach, tłumaczący, że o niczym nie mieli pojęcia, a przy tym nie wykazujący jakiejkolwiek empatii wobec świadków – budzić mogą wyłącznie odrazę. Serial wielokrotnie pokazuje hipokryzję tych ludzi, którzy na ustach mają wartości, ale te nie przeszkodziły im w mordowaniu niewinnych.
W trakcie procesu pojawiają się kolejni świadkowie, których grają także polscy aktorzy (m.in. Piotr Głowacki, "Nieobecni"), będący wyrzutem na niemieckim sumieniu. Ich zeznania, emocje – spotykające się z kompletną obojętnością oskarżonych, którzy przecież "o niczym nie wiedzieli" – potrafią wywrzeć na widzach, którzy przecież o zbrodniach Holokaustu słyszeli wiele, równie wielkie wrażenie, co na bohaterach serialu. Finalnie jednak powiedziałbym, że sceny procesu – choć niezwykle istotne – nie są tutaj najważniejsze. Są tylko etapem na drodze Evy do zmierzenia się z rodzinną przeszłością, tak skrzętnie ukrywaną przed nią przez lata.
"W niemieckim domu" jest serialem, który – gdyby oceniać go jedynie pod względem roli społecznej – potrzebny jest zapewne bardziej Niemcom niż Polakom. Z drugiej strony, jest dowodem na to, że za naszą zachodnią granicą dziś nikt nie próbuje umniejszać roli niemieckiego społeczeństwa w tragicznych wydarzeniach sprzed osiemdziesięciu lat. Odkładając już jednak na bok historyczne zaszłości i ocenianie serialu z tej perspektywy, to po prostu bardzo dobra produkcja, trzymająca widza przy ekranie od pierwszego do finałowego odcinka. Jeśli jesteście gotowi na seans wymagający, ale warty zainwestowanych w niego emocji, "W niemieckim domu" to rzecz absolutnie obowiązkowa.