"Informacja zwrotna" zamienia książkę Żulczyka w rasowy kryminał – recenzja polskiego serialu Netfliksa
Karol Urbański
15 listopada 2023, 09:01
"Informacja zwrotna" (Fot. Netflix)
"Informacja zwrotna" to druga z kolei i pierwsza od czasu bardzo dobrze przyjętego "Ślepnąc od świateł" adaptacja powieści Jakuba Żulczyka. Czy warto sięgnąć po polski serial kryminalny Netfliksa?
"Informacja zwrotna" to druga z kolei i pierwsza od czasu bardzo dobrze przyjętego "Ślepnąc od świateł" adaptacja powieści Jakuba Żulczyka. Czy warto sięgnąć po polski serial kryminalny Netfliksa?
Nie potrafię sobie przypomnieć kiedy – i czy w ogóle – polski oddział Netfliksa kontynuował pasmo sukcesów. Na przestrzeni lat z jakością rodzimych produkcji wypuszczanych pod szyldem streamingowego giganta bywało różnie, tymczasem końcówka bieżącego roku to być może najbardziej udana passa w biało-czerwonej historii Netfliksa. Podczas gdy ciepło przyjęty "Znachor" udowodnił, że filmowe legendy warto czasem odświeżyć, w świecie seriali streamer zdominował telewizyjną jesień, wypuszczając świetną "Infamię" i równie dobrych, co orzeźwiających "Absolutnych debiutantów". Debiutująca dziś "Informacja zwrotna" to nic innego, jak podtrzymanie tej wysokiej formy – z jednej strony poszerzenie katalogu o kolejną ciekawą pozycję, a z drugiej potencjalny sygnał jeszcze mocniejszego wejścia w nowy etap.
Informacja zwrotna – o czym jest polski serial Netfliksa?
Okazuje się bowiem, że nie trzeba kolejnych Harlanów Cobenów, by nakręcić rasowy kryminał, a wyeksploatowany "skandynawski" klimat można z powodzeniem zastąpić dramatem społecznym czy thrillerem psychologicznym. W tym miejscu pojawia się "Informacja zwrotna" – pięcioodcinkowa adaptacja powieści Jakuba Żulczyka ("Ślepnąc od świateł") o tym samym tytule, którą miałem okazję obejrzeć przedpremierowo w całości. Ten – dość wiernie adaptujący książkę – serial opowiada historię Marcina Kani (Arkadiusz Jakubik, "Dom zły"), uzależnionego od alkoholu byłego muzyka rockowego, który rusza śladem zaginionego syna, Piotrka (Jakub Sierenberg, "Norwegian Dream"). Podróż bohatera prowadzi nie tyle przez współczesną Warszawę, ile w głąb skażonego procentami umysłu mężczyzny.
Marcin nigdy nie dogadywał się z Piotrkiem – czy, jak sam by go nazwał – "Piotrusiem Panem". Na dobrą sprawę Marcin nie dogadywał się z nikim, może poza własnym odbiciem na dnie butelki. Z żoną (Dominika Bednarczyk-Krzyżowska, "Otwórz oczy") łączy go już tylko przeszłość. Córka (Nel Kaczmarek, "Rojst") odwróciła się od niego po jednym rauszu za dużo, a koledzy z zespołu przypominają sobie o nim, gdy chcą popatrzeć, jak ktoś zatacza się gorzej niż oni. To relikt przeszłości, któremu poszczęściło się przebojem na miarę czołówki serialu i inwestycją w nieruchomości.
Piotrek prosi ojca o spotkanie, a kiedy, następnego poranka, Marcin budzi się w mieszkaniu syna z krwią na rękach i ogromnym kacem, Piotrka już nie ma. Co tam się stało? Zachlał i nie pamięta. Zakrwawione prześcieradło. Dworzec. Porwanie. Facet w czarnej masce. Pobicie. Restauracja. Fragmenty poprzedniego dnia, które usiłuje złożyć do kupy, prowadzą donikąd. Pomimo śledztwa policji i współpracy z inspektorem Karłowiczem (Przemysław Bluszcz, "W głębi lasu") Kania próbuje szukać syna na własną rękę. Trop prowadzi go w sam środek afery reprywatyzacyjnej. Jaką rolę w tym wszystkim odegrał "Piotruś Pan"?
Informacja zwrotna zamienia książkę Żulczyka w kryminał
Od samego początku "Informacja zwrotna" mnoży tropy, wykorzystując sprawnie napisany scenariusz (Kacper Wysocki, "Klangor"), by wodzić widza za nos. Wersja wydarzeń przyjęta przez policję miesza się z perspektywą głównego bohatera i okazjonalnymi flashbackami, co prowadzi do psychologicznej zabawy w kotka i myszkę nie tyle między protagonistą a potencjalnym antagonistą (choć ten aspekt także zostaje kreatywnie rozwiązany), ile między twórcami a widownią. Z bardzo dobrze zaadaptowanego tekstu pożytek robią doświadczeni serialowi twórcy – reżyser Leszek Dawid ("Pakt") i autor zdjęć Paweł Flis ("Brokat"), którzy niejednoznaczne i zagadkowe w założeniu podejście celnie oddają stroną wizualną. Nie popadając w pretensjonalny mrok, obraz jest zimny i stonowany, a klimat – gęsty i kacowy.
Choć przesłanki ku temu, że "Informacja zwrotna" będzie pełnoprawnym kryminałem, pojawiły się wraz z zapowiedziami, serial Netfliksa pozostaje udaną adaptacją powieści Żulczyka. Podczas gdy tekst akcentuje przede wszystkim alkoholowe doświadczenie bohatera, obraz bardziej skupia się na śledztwie. To powiedziawszy, fani prozy nie powinni czuć się zawiedzeni. Do serialu przedostało się bowiem sporo śladów, które dobrze rozpoznają czytelnicy. Są tu sceny grupowej terapii dla alkoholików, w których Jakubik – mający co prawda na koncie niemało ról nałogowców – daje fenomenalny popis aktorstwa. Są zaczerpnięte bezpośrednio z tekstu wewnętrzne monologi, których twórcy nadużywają dla scenariuszowej wygody. Wreszcie jest też oddanie ducha protagonisty, które integralnie łączy się z filmową tkanką.
"Informacja zwrotna" w żadnym stopniu nie przypomina jednak głośnego "Pod Mocnym Aniołem", więc nie spodziewajcie się delirycznej narracji. Poszatkowany, pijacki montaż à la Smarzowski pojawia się sporadycznie, a kino eksploatacji spod znaku robienia pod siebie to również nie ten adres. Twórcom serialu przyświecają metody zdecydowanie bardziej subtelne, które z dobrym rezultatem spajają obecny tu psychologiczny alkodramat z zagadkowym kryminałem.
Ludzkiej twarzy odpychającemu Marcinowi Kani z książki dodaje bezbłędny Jakubik, który łączy rockowo-chuligański temperament ze smutkiem w oczach, który niegdyś miał choćby Gustaw Holoubek w "Pętli". Z uwagi na wyraźne osadzenie jego postaci w centrum fabuły, nikną występy postaci drugoplanowych, co momentami skutkuje aktorskim monodramem. Szkoda, że nie pokuszono się o więcej scen rodzinnych, pokroju tych z fragmentu wakacyjnego – można by wypełnić nimi dodatkowy odcinek.
Informacja zwrotna – czy warto oglądać serial Netfliksa?
Powiedzieć, że sporą grupę widzów przed ekrany przyciągnie nazwisko Żulczyka, to jak nie powiedzieć nic. Ogromny sukces poprzedniej adaptacji prozy pisarza, czyli – zapisanego w ekspresowym tempie na kartach polskiej popkultury – "Ślepnąc od świateł" jest jak magnes, który może zwabić tłumy, a jednocześnie zaważyć na odbiorze "Informacji zwrotnej". Fani wyczekujący powtórki z rozrywki powinni się jednak zreflektować. To zgoła inny serial niż hit HBO, o którym wszyscy mówili pięć jesieni temu. Sam autor nie brał zresztą czynnego udziału w produkcji, jedynie sygnując projekt nazwiskiem. Scenariusz oddano w ręce Wysockiego, który kilka lat temu napisał jeden z najlepszych polskich kryminałów ostatnich lat – "Klangor", w którym notabene Jakubikowi także przyszło ruszyć śladem potomka.
Trudno odmówić scenarzyście dobrego ucha do dialogów, a reżyserowi – oka do zwyczajnych sytuacji. Wyniszczający wszystkich wokół alkoholizm protagonisty ma w "Informacji zwrotnej" wymiar bardzo realistyczny. Obraz skrupulatnie oddaje zarówno proces myślowy nałogowca, jak i jego wpływ na członków rodziny. Mając to na uwadze, serial może uderzać w czułe miejsca, ukazując obrazy, gesty czy okoliczności, które wielu widzom będą nieprzyjemnie bliskie. Nawet pomimo "trudności materii" – o której mówił odtwórca roli głównej – warto się z tym zmierzyć. Adaptacja nie jest przy tym tak drastycznym zapisem, jak powieść. Część rzeczy w serialu zmieniono, powodując, że zagadka kryminalna ma bohatera, któremu można współczuć.
"Sam nie zrobiłbym tego lepiej" – przyznał na pokazie prasowym autor pierwowzoru. Nie mnie sądzić, ile w tym kurtuazji, ale w jednym z Żulczykiem mogę się zgodzić – "Informacja zwrotna" to kawał solidnej roboty. Rzetelna adaptacja, która nie tracąc ducha oryginału, obejmuje gatunkowy kierunek i robi z niego coś własnego. Seriali kryminalnych powstaje dziś w Polsce na pęczki, ale tylko garstka z nich mówi o czymś ważnym. To jest jeden z nich. Oby tak dalej, Netfliksie.