"Loki" w premierze 2. sezonu wrzuca fanów MCU w sam środek akcji i obiecuje więcej atrakcji – recenzja
Karol Urbański
6 października 2023, 19:02
"Loki" (Fot. Marvel/Disney+)
Kiedy 1. sezon "Lokiego" debiutował na Disney+, seriale Marvela wciąż były nowością. Teraz, dwa lata po debiucie tamtych odcinków spora część widowni ma już dość MCU. Czy 2. sezon ma szansę przełamać złą passę studia?
Kiedy 1. sezon "Lokiego" debiutował na Disney+, seriale Marvela wciąż były nowością. Teraz, dwa lata po debiucie tamtych odcinków spora część widowni ma już dość MCU. Czy 2. sezon ma szansę przełamać złą passę studia?
Po obiecującym starcie telewizyjny oddział Marvela złapał w ostatnim czasie zadyszkę. W kolejnych serialach na wierzch wychodziły wszystkie największe problemy, z którymi w tym samym czasie zmagały się także i filmy wytwórni. Głosy krytyki w stronę studia słusznie punktowały niedostatki efektów specjalnych w "Mecenas She-Hulk", przedziwną strukturę narracyjną w "Ms. Marvel" czy wreszcie orgię głupoty w "Tajnej inwazji", której dodatkowo oberwało się z powodu wykorzystania sztucznej inteligencji w czołówce. Który projekt miałby przywrócić dobre imię telewizyjnemu MCU, jeśli nie ten, który po dziś dzień wielu fanów uznaje za najlepszy? Czy powracający z 2. sezonem "Loki" to zatem powrót do formy?
Loki – czy 2. sezon serialu to powrót MCU do formy?
Choć jest zdecydowanie za wcześnie, by udzielić jednoznacznej odpowiedzi, zarówno po seansie 1. odcinka, jak i optymistycznych reakcjach amerykańskich krytyków na te kolejne (Polska pozostaje w mniemaniu Disneya krajem Trzeciego Świata, bo u nas udostępnia się jeden, góra dwa odcinki) wydaje się, że MCU rzeczywiście wraca do formy. No, przynajmniej na chwilę, gdy ekranem rządzi "Loki". Perypetie ulubionego antyherosa fanów Marvela na początku 2. sezonu śledzimy tuż po finale pierwszego. Po tym, jak Loki (Tom Hiddleston) i Sylvie (Sophia Di Martino) odkryli prawdziwą tożsamość władcy Świętej Linii Czasu, bohaterowie ponownie się rozstali. Kobiecy wariant Lokiego trafił bóg-wie-gdzie, zaś protagonista raz jeszcze zbłądził do TVA.
To właśnie do Agencji Ochrony Chronostruktury (po naszemu TVA to tak naprawdę AOC, ale trzymajmy się pierwszej wersji) trafiamy wraz z Lokim w pierwszych minutach 2. sezonu. Przewodnia lokacja serialu działa tutaj niczym przyjemne déjà vu. Skąpana w ciepłych barwach retrofuturystyczna scenografia zachwyca jak wcześniej. Uśmiech na twarzy wywołują wszelkie drobne szczegóły przestrzeni, których nie zastąpiono green screenem, a całości unikalnego klimatu dodaje na przemian kojąca i nerwowa ścieżka muzyczna Natalie Holt. Mniej więcej taki jest bowiem początek 2. sezonu "Lokiego" – kojący, bo zachowuje koloryt poprzednich odcinków i nerwowy, bo od pierwszych minut dzieje się tutaj bardzo wiele.
Loki – o czym opowiada fabuła 2. sezonu?
Loki szybko odnajduje Mobiusa (Owen Wilson) i nerwowo streszcza mu, kto stoi za fasadą TVA. Przyjaciele (w tym momencie możemy już chyba nazwać ich przyjaciółmi, prawda?) usiłują wykorzystać tę wiedzę, by przekonać resztę członków Agencji do swoistej rewolucji. W końcu każdy z nich jest wariantem, który na własnej linii czasu prowadził niegdyś normalne życie. Gdy nowina dociera do szefostwa – tutaj poznajemy garść nowych bohaterów, w których wcielają się Liz Carr ("Dobry omen"), Kate Dickie ("Gra o tron") i Rafael Casal ("Blindspotting") – wywołuje ona swego rodzaju rozłam w TVA. Podczas gdy jedni uważają, że należy zmienić zasady, drudzy wolą chronić dawnego porządku.
W sam środek tego kosmicznego korpochaosu ponownie wplątuje się Loki, który tym razem mierzy się z jeszcze jedną przeszkodą. Wydarzenia z finału 1. sezonu wywołały u bohatera tzw. czasopoślizg (równie kreatywnie zainscenizowane, co niekontrolowane podróże w czasie). Tym samym naczelny trickster MCU w szaleńczy sposób podróżuje przez przeszłość, przyszłość i teraźniejszość TVA, próbując wykminić, w której z wariacji znajduje się obecnie. W tej kwestii stara się mu pomóc Ubi (Ke Huy Quan, "Wszystko wszędzie naraz"), pracownik działu naprawczo-technicznego, którego pełne imię – Uroboros – wskazuje, że wydarzenia z 1. odcinka najpewniej odpowiadają wielkiemu finałowi. Jak podpowiada wujek Google, Uroboros to starożytny symbol węża, który nieustannie się pożera i odradza. Jako symbol nieskończoności, odzwierciedla proces cyklicznego powtarzania – obieg czasu i wieczności.
Nie zdziwcie się zatem jeśli to uroczy bohater grany przez tegorocznego zdobywcę Oscara okaże się kluczem do zrozumienia fabuły 2. sezonu "Lokiego". Już 1. odcinek zdradza bowiem, że ta będzie zdecydowanie bardziej zawiła i zagadkowa niż miało to miejsce wcześniej. Do tego dochodzą też elementy wieloświatowego science fiction, z których twórcy korzystają tym razem bardziej ochoczo (w odcinku z ust Ubiego pada stos skomplikowanych nazw urządzeń i incydentów, który powinien rozochocić fanów tytułów takich jak "Rick i Morty" czy "Futurama").
Loki sezon 2 – czy wciąż warto oglądać serial Marvela?
We znaki szczególnie daje się też wykorzystanie komedii jako swego rodzaju wentyla dla natłoku wydarzeń. Choć żarty – w większości te oparte na humorze sytuacyjnym – wypadają zgrabnie, odczuwa się przy nich pewien dysonans. No bo przecież świat dopiero co zmienił się o 180 stopni, ale w międzyczasie nie zaszkodzi pożartować sobie z tego, że Mobius na pamięta pierwszego spotkania z Ubim, prawda? Koniec końców jest to jednak typowa dla Marvela metoda rozładowywania emocji i nie ma większego wpływu na odbiór całości. To, co jednak w 2. sezonie "Lokiego" wychodzi bardzo dobrze, mieści się w natężeniu akcji.
Tej nie brakuje w serialu od pierwszych minut, a specyficzna konstrukcja odcinka powoduje, że akcja wraca z podwójną siłą w tyleż śmiałym, co niezrozumiałym finale. Oglądając kilkanaście ostatnich minut 1. odcinka, odnosi się bowiem wrażenie obcowania z czymś w rodzaju epilogu – stawka rozgrywa się o śmierć i życie, bohaterowie się rozdzielają, a jeden z nich zostaje wręcz… no wiecie. W tym miejscu warto raz jeszcze przypomnieć wężowego Uroborosa, który zwiastuje, że niebawem część z tych wydarzeń powinna się wyjaśnić. Do tego czasu pozostaje nam czekać na kolejne atrakcje, bo – jak wskazywały zapowiedzi – tych będzie pod dostatkiem. Dość powiedzieć, że w prologu nie pojawił się jeszcze żaden z wariantów Kanga (Jonathan Majors).
Na obwieszczenie wielkiego powrotu do formy MCU jest jeszcze zdecydowanie za szybko, ale hej, na serialu Marvela ostatni raz bawiłem się tak dobrze w czerwcu 2021 roku. Tak, to właśnie wtedy ukazał się 1. sezon "Lokiego" i to chyba o czymś jednak świadczy.