"Shameless" (3×01): Co za dużo, to niezdrowo
Agnieszka Jędrzejczyk
18 stycznia 2013, 21:14
Bezwstydni Gallagherowie powrócili, a wraz z nimi chaos, zamieszanie i wieczna walka o zapłacenie rachunków. O ile jednak wzloty i upadki ich codziennego życia mogę oglądać z wypiekami na twarzy, zbieranina coraz wymyślniejszych dziwactw zaczyna mnie już męczyć. Spoilery.
Bezwstydni Gallagherowie powrócili, a wraz z nimi chaos, zamieszanie i wieczna walka o zapłacenie rachunków. O ile jednak wzloty i upadki ich codziennego życia mogę oglądać z wypiekami na twarzy, zbieranina coraz wymyślniejszych dziwactw zaczyna mnie już męczyć. Spoilery.
Wystarczył pierwszy odcinek 3. sezonu, żeby poczuć w powietrzu powtórkę z drugiego – tego samego, który mniej więcej w połowie wykonał zbyt ostry skręt, przekraczając cienką granicę dobrego smaku i wiarygodnego przedstawienia postaci. "El Gran Cañón" w pełni korzysta z tej wolnej przestrzeni, pokazując bohaterów w jeszcze bardziej śmiałym, zuchwałym i niemal pozbawionym hamulców świetle. Problem w tym, że już się w takie życie wierzyć nie chce.
U Gallagherów trwa kolejne lato. Fiona jak zwykle staje na głowie, żeby wykarmić i zająć się swoją rodziną, ale nie jest w tym już całkowicie osamotniona. Pomaga jej Jimmy, choć zapewne nie na długo, bo nagle niebo zwaliło się na głowę. Na horyzoncie pojawił się bowiem ojciec Estefanii, bezwzględny mafiozo, który zmusza Jimmy'ego do właściwego zajęcia się swoją prawowitą żoną. Tymczasem Lip znów zmaga się z problemem wykształcenia, którego nie chce, ale tym razem jego ambicje nie ograniczają się tylko do sprytnego umykania wymiarowi sprawiedliwości.
Ian kontynuuje swój potajemny romans z ojcem Jimmy;ego, a Kev i Veronica, przygotowując się do wychowywania dziecka, zbierają fundusze poprzez kręcenie internetowego porno. Tymczasem Frank, który zniknął na kilka miesięcy, budzi się w Meksyku i próbuje wykombinować, jak przedostać się przez granicę, nie wiedząc, że jedyną osobą, która naprawdę za nim tęskni, jest biedna, zaślepiona Debbie. W odcinku pojawiają się jeszcze zajmujący się dzieckiem Karen Sheila i Jody, ale tak naprawdę mogło ich tam zupełnie nie być.
Krótko mówiąc, tyle czekania na powrót "Shameless", a czuję, że nie dostałam w zamian praktycznie nic. Rozczarowanie widziałam tu prawie na każdym kroku. Do tego, że Fiona zostaje zwolniona z kolejnej pracy, już się przyzwyczaiłam (choć zaczęło się robić nudne), ale zupełnie nie potrafiłam zrozumieć jej stosunku wobec Jimmy'ego. Chłopak pomaga w domu, wykłada kasę, opiekuje się nie swoimi dziećmi jakby były jego własnymi, a jej źle.
Kev i Veronica są, jacy byli – prostolinijni, szczerzy i bez zahamowań – ale już nie bawi mnie ich nad wymiar eksploatowane życie seksualne. Lip ciągle nie może zrozumieć, że ma w głowie bilet do lepszego życia dla siebie i całej reszty. Ian to jeszcze rozemocjonowany młodzik, więc błędy w ocenie sytuacji mu można wybaczyć, ale już na pewno nie Jimmy'emu, który ze strachu nie umie przyznać się do gigantycznych kłopotów. W tym sezonie będą się dziać straszne, dramatyczne rzeczy, to jest ewidentne, ale czemu nie potrafię zobaczyć w nich emocji?
Nasuwa mi się tylko jedna odpowiedź: bo to już za dużo. Mam wrażenie, że "Shameless" od samego startu nabrał takiego tempa, że już w 2. sezonie dorobił się zadyszki, a teraz leci na ostatnim, jeszcze bardziej zamaszystym tchu. Bohaterom zdążyło się już przytrafić tyle rzeczy – z kradzieżami, aresztowaniami, zdradami, ciążami, eutanazją, samobójstwami, zakładami psychiatrycznymi i dziesiątkami innych niesamowitości, które normalnemu człowiekowi nie zdarzają się przez całe życie – że kolejne komplikacje i szokujące zwroty akcji już naciągają strunę. Materiały promocyjne sugerują, że taki będzie cały sezon, a na samą myśl już mi się do Gallagherów nieszczególnie chce zaglądać.
I w sumie smutno mi z tego powodu, bo uwielbiałam ten serial. 1. sezon był takim powiewem świeżości, że odcinki oglądały się praktycznie same. Ba, widziałam z siedem sezonów brytyjskiego oryginału i amerykańską wersję uważałam za rewelację, miejscami nawet trzy razy lepszą. W zasadzie to chyba dla tego porównania zostanę z bohaterami na dłużej, bo mimo wszystko jestem ciekawa, jak mocno scenarzyści odbiegną teraz od pierwowzoru (postaci Steve'a/Jimmy'ego już 3. sezonie nie było, a Fiona odeszła pod jego koniec).
Nie zmienia to jednak faktu, że premiera 3. sezonu nie zachwyca. Jeszcze więcej obrzydliwości, abstrakcyjnych sytuacji i nie wzbudzającego sympatię zachowania bohaterów nie jest przepisem na sukces, bo po prostu co za dużo, to niezdrowo.