"Nieobca planeta" to coś świeżego wśród animacji – recenzja nowego serialu twórcy "Ricka i Morty'ego"
Nikodem Pankowiak
11 sierpnia 2023, 16:33
"Nieobca planeta" (Fot. Apple TV+)
Czy serial z niebieskimi istotami w roli głównej, żyjącymi na dziwnej planecie przypominającej naszą, może okazać się bardzo ludzki? "Nieobca planeta" udowadnia, że owszem.
Czy serial z niebieskimi istotami w roli głównej, żyjącymi na dziwnej planecie przypominającej naszą, może okazać się bardzo ludzki? "Nieobca planeta" udowadnia, że owszem.
Naprawdę żyjemy w złotych czasach animacji, jeśli w ciągu kilku tygodni Dan Harmon ("Rick i Morty", "Community") może wypuścić na świat dwa nowe seriale animowane. "Krapopolis" – satyra na starożytną Grecję – zadebiutuje w Stanach na kanale FOX pod koniec września (w Polsce zapewne obejrzymy ją Disney+), a już teraz na Apple TV+ dostępna jest jego "Nieobca planeta" ("Strange Planet"), produkcja stworzona na podstawie internetowego komiksu Nathana W. Pyle'a, który jest także jej współtwórcą.
Nieobca planeta – nowy serial twórcy Ricka i Morty'ego
"Nieobca planeta" zabiera nas do miejsca będącego niemalże lustrzanym odbiciem Ziemi, tyle że jest to odbicie w krzywym zwierciadle. Tu wszystko jest podobne, ale jednak trochę inne. Nie ma ludzi, są niebieskie istoty, nie ma zwierząt – są stworzenia. Już na pierwszy rzut oka widać jednak, że będzie to serial o ludziach – twórcy nawet nie próbują tego ukrywać, nie chowają się za grubymi warstwami ironii i ostrym poczuciem humoru. Ich produkcja jest w gruncie rzeczy bardzo prosta, a to, co w niej najdziwniejsze – główni bohaterowie, ale także język, jakim się posługują – wykładają nam na tacy od razu.
O "Nieobcej planecie" można powiedzieć, że jest quasi-antologią, dlatego trochę dziwię się, że akurat tego serialu Apple TV+ nie zdecydowało się wypuścić od razu w całości. Każdy z trzech opublikowanych do tej pory odcinków skupia się na innych, bezimiennych postaciach, którym głosu użyczają m.in. Danny Pudi ("Community") i Hannah Einbinder ("Hacks"). Jedno, co łączy wszystkie odcinki, to fakt, że ich głównym motywem pozostają emocje – jak je przetrawiamy, jak sobie z nimi radzimy. Istoty, które oczywiście symbolizują nas, ludzi, mają duży problem z ich wyrażaniem i tak naprawdę dopiero uczą się, jak sobie z nimi radzić.
Czy w ramach komfortu swojego i innych warto udawać, że zawsze czujemy się komfortowo? Czy nie odczujemy ulgi po zdjęciu maski i pokazaniu swojego prawdziwego ja? Między innymi takie tematy Harmon i spółka poruszają w pierwszych trzech (w sumie będzie ich dziesięć) odcinkach 1. sezonu. Nie brzmi jak coś odkrywczego, prawda? Bo też odkrywcze faktycznie nie jest, siła "Nieobcej planety" tkwi właśnie w jej prostocie i pójściu na przekór niemal wszystkiemu, co w ostatnim czasie dzieje się w świecie seriali animowanych.
Nieobca planeta to serial o ludziach i ich emocjach
"Nieobcą planetę" od innych współczesnych animacji dla dorosłych odróżnia przede wszystkim to, że w przeciwieństwie do większości z nich nie pędzi na złamanie karku. Oglądając serial Apple TV+ nie dostaniemy oczopląsu od buchającej z ekranu feerii barw, scenariusz też nie jest wypakowany ciągłą akcją. Jest po prostu spokojniej. I to naprawdę świeża odmiana od tych ciągłych prób, by było więcej, mocniej i bardziej odjechanie. I absolutnie nie dziwi mnie, że tym, który postanowił iść nieco pod prąd obecnych trendom, jest właśnie twórca "Community" oraz "Ricka i Morty'ego".
Ale to, co jeszcze różni "Nieobcą planetę" od większości dzisiejszych animacji, to fakt, że – mimo całej otoczki – jest serialem bardzo ludzkim. Kto by pomyślał, że taka produkcja będzie skupiać się przede wszystkim na emocjach. Nie wędrujemy tutaj w czasie i przestrzeni, nie musimy przejmować się Szatanem, który jest zarazem ojcem dziecka głównej bohaterki, nie poznajemy kolejnych dziwnych postaci będących efektem wyjątkowo bujnej wyobraźni twórców. Jest spokojniej, ale jest też tak jakby normalniej.
Jasne, punkt wyjścia może szczególnie zwyczajny nie jest – mówimy w końcu o serialu, gdzie miejscem akcji jest planeta przypominająca Ziemię, a główną rolę grają w nim niebieskie istoty pozbawione imion. To jednak tylko punkt wyjścia, jeśli się do niego przyzwyczaimy, szybko zorientujemy się, że twórcy nie planują przebijać go kolejnymi szalonymi pomysłami. Być może zaczną to robić w kolejnych odcinkach, ale nawet jeśli, to dali nam wystarczająco dużo czasu, by oswoić się ze stworzonym przez nich światem. Mam jednak wrażenie, że tutaj żadnej rewolucji nie będzie i serial nie zacznie podążać drogą "Ricka i Morty'ego", gdzie "fajerwerki" zbyt często zaczęły wysuwać się na pierwszy plan.
Nieobca planeta – czy warto oglądać serial Apple TV+?
Tu fajerwerków praktycznie nie ma, chyba że za takie uznać słownictwo, jakim posługują się istoty. Wszystko jest tu opisywane w sposób niemal dosłowny – serce nie jest sercem, tylko krwiopompką. Stewardessa – nadzorczynią komfortu w powietrzu. Widzowi może zająć chwilę, by się do tego zabiegu przyzwyczaić, ale później szybko zacznie doceniać kreatywność twórców na tym polu. To tak naprawdę jedno z największych, może nawet największe udziwnienie w całym serialu – tych jest naprawdę stosunkowo niewiele jak na serial animowany.
Apple TV+ do tej pory stawiało raczej na wielkie nazwiska i seriale, których główną cechą zbyt często było to, że były drogie. "Nieobca planeta" na tym tle zdecydowanie się wyróżnia. Bo choć Harmon ma już ugruntowaną pozycję na rynku, to do tego jabłuszkowego gwiazdozbioru pasuje jak pięść do nosa. Na całe szczęście jego serial broni się na każdym polu – to po prostu wartościowa produkcja, która dla każdej platformy streamingowej byłaby wartością dodaną. I gdziekolwiek by się nie pojawiła, wyróżniałaby się na tle pozostałych.
W ostatnich latach seriali animowanych widziałem aż zbyt wiele, do kolejnych zaczynam podchodzić z coraz większym sceptycyzmem, bo też ich twórcy – przede wszystkim przez ciągłe próby zaskakiwania widza – coraz rzadziej potrafią stworzyć coś rzeczywiście oryginalnego, nie tylko z pozoru. Na tym tle "Nieobca planeta", choć na pewno nie jest serialem wybitnym, wyraźnie się wyróżnia. Mam nadzieję, że Harmon i Pyle okażą się duetem trendsetterów zatrzymującym ten pochód animacji, które – jeśli tylko lekko poskrobiemy ich powierzchnię – okazują się nie mieć zbyt wiele do zaoferowania widzom.