"Girls" (2×01): Złote dziewczyny
Nikodem Pankowiak
14 stycznia 2013, 21:06
Lena Dunham może być z siebie dumna. W ten sam wieczór, gdy cieszyła się z dwóch Złotych Globów, na antenę HBO powrócił jej serial. W jak zwykle wysokiej formie.
Lena Dunham może być z siebie dumna. W ten sam wieczór, gdy cieszyła się z dwóch Złotych Globów, na antenę HBO powrócił jej serial. W jak zwykle wysokiej formie.
Wydaje się, że najlepsze chwile dopiero przed "Girls". Widownia musi podskoczyć do góry, gdy w serial w dzień premiery nowego sezonu zostaje przez hollywoodzkich dziennikarzy uznany najlepszą komedią. Co najlepsze, jeśli "Dziewczyny" w kolejnych odcinkach utrzymają poziom, jaki zaprezentowały wczoraj, za rok znowu będą faworytkami do zwycięstwa.
Trochę w życiu bohaterek się zmieniło. Hannah po rozstaniu z Adamem nadal otacza go opieką. Jak widać, od pewnych uzależnień naprawdę ciężko się uwolnić. Wszyscy wiemy, że tak naprawdę nie ma dość swojego byłego i prędzej czy później ta dwójka zejdzie się ponownie, ale póki co musimy obserwować, jak rozwinie się sytuacja z jej nowym kochankiem (Donald Glover, znany z "Community"). Bo raczej ciężko nazwać chłopakiem kogoś, z kim wydaje się łączyć cię tylko seks (swoją drogą, czy znacie jakąś inną aktorkę, która byłaby tak odważna w pokazywaniu niedoskonałości swojego ciała?).
Problemy z mężczyznami mają także jej dwie przyjaciółki – Shoshanna (wykonawczyni najbardziej depresyjnego karaoke w historii telewizji) niby nie chce Raya, ale z drugiej strony nie wydaje się być tego taka pewna, gdy znajdują się sam na sam. Marnie nie dość że straciła pracę, to jeszcze nie ma nikogo i noce musi spędzać wtulona w swojego byłego chłopaka, który jest dobry tylko wtedy, gdy nie jest jej. I tylko Jessa wydaje się w stu procentach szczęśliwa, widocznie spontaniczna decyzja o ślubie dobrze jej służy. Ciekawe na jak długo.
Każdy, kto ogląda "Girls", wie, że klasycznych komediowych momentów jest tu jak na lekarstwo. Trudno jednak nie uśmiechnąć się, gdy Shoshanna wykonuje "Beautiful Girls" w najsmutniejszy możliwy sposób, Hannah i Elijah prześcigają się w pomysłach na imprezy organizowane w ich mieszkaniu, z których większość kręci się wokół jedzenia, a Marnie jest zwalniana z pracy, ale przecież to nie zmienia faktu, że "jest wspaniała". Nawet gdy się uśmiechamy, ma to słodko-gorzki posmak, ponieważ cały serial jest jakby żywcem wyjęty z rzeczywistości i przeniesiony na mały ekran.
No i właśnie dlatego warto oglądać "Girls". Nic się nie zmieniło – ten serial wciąż jest jak lustro, w którym odbijają się wszystkie problemy młodych ludzi. Brak pracy lub jej bezsensowność, brak konkretnego celu w życiu, no i oczywiście nikomu nie obce problemy sercowe. W tym wszystkim trudno nie kibicować poszukującym siebie bohaterkom, w końcu każdy z nas przeżył, przeżywa albo zaraz zacznie przeżywać dokładnie to samo. Czasem warto zobaczyć własne życie z boku, można wtedy nabrać odpowiedniej perspektywy. Podejrzewam, że Lena otrzymuje wiele listów od widzów płci żeńskiej z podziękowaniem, że pomogła im przejść przez trudny okres, przywróciła nadzieję itp., itd.
Jeśli jesteś fanem kina niezależnego, a jeszcze nie widziałeś "Girls", powinieneś jak najszybciej nadrobić zaległości. To obecnie jedna z najbardziej niezależnych produkcji w telewizji. Pełna świetnych dialogów ("Będziemy się z tego śmiali nad miską chipsów", Hannah), codziennych sytuacji, z których nie śmiejemy się, gdy przytrafiają się nam, ale wydają się całkiem zabawne, gdy dotyczą kogoś innego. Na całe szczęście nasze bohaterki walczą z nimi tak uroczo, że chce się je oglądać wciąż i wciąż. Te dziewczyny są warte wszelakich złotych nagród.