"Pretty Little Liars" (3×14): Wiemy, że nic nie wiemy
Marta Rosenblatt
12 stycznia 2013, 19:17
Po tak długiej przerwie fani kłamczuch mieli prawo oczekiwać czegoś ekstra, niestety, odcinek "She's Better Now" był najzwyczajniej w świecie słaby.
Po tak długiej przerwie fani kłamczuch mieli prawo oczekiwać czegoś ekstra, niestety, odcinek "She's Better Now" był najzwyczajniej w świecie słaby.
A szkoda, bo odcinki przed przerwą były naprawdę niezłe i dawały nadzieję na rozwój akcji. Tymczasem znów utkwiliśmy w fabularnym dołku. Zagmatwanie wątków w "She's Better Now" niebezpiecznie zbliżyło się do poziomu, w którym serial zamiast ciekawić irytuje. Poza tym mam wrażenie, że dawka naiwności i alogiczności była absurdalna nawet jak na standardy "PLL". Jednak zacznijmy od początku.
Niespodziewana nocna wizyta Mony sugeruje nam, że dziewczyna wróciła i jest gotowa znów namieszać w życiu głównych bohaterek. Wróć, chce "odbudować swoje relacje" z nimi. Zapowiada się fajna zabawa (niestety, nie dla biednej Meredith).
Następnie jesteśmy świadkami nocnego pościgu. Chłopaka na deskorolce ściga zły zakapturzony Toby . W poprzednich odcinkach dowiedzieliśmy się, że T. należy do A-Teamu. Od tej pory Toby robi groźne miny. Czy nie macie wrażenia, że teraz to zupełnie inna postać? Zdaje się, że teoria, która zakładała, iż Toby jest w A-Teamie po to, by chronić dziewczyny, ostatecznie upadła.
Scena na korytarzu i pytanie – co powiedziała Mona do Lucasa? Czy znów scenarzyści chcą nakierować podejrzenia na L.? Czy jest członkiem A-Teamu? A może jest przez nich szantażowany? Jedno jest pewno: coś jest na rzeczy. Jego rana nie wzięła się z niczego. Właściwie możemy założyć, że to on był chłopakiem z początkowej pościgowej sceny.
Do tej pory odcinek jakoś trzymał się kupy. No, może poza współczuciem dla Mony (punkty dla Spencer za zachowanie zdrowego rozsądku). Następnie jednak nastąpiła ta koszmarna sekwencja nielogicznych scen, o których chciałabym jak najszybciej zapomnieć. Najpierw Emily, która zamieniła telefony – bardzo sprytne panno Fields, tyle że twój ojciec i tak wychodził, więc mogłaś po prostu wyjść drzwiami. Swoją drogą, czy Ems wychodząc tak szybko nie spotkała się z nim na dole? Logiko, gdzie jesteś? Halo, czy ktoś w ogóle czytał scenariusz tego odcinka?
Niestety, prawdziwa parada absurdów miała dopiero nadejść. Nasze zdolne kłamczuchy włamują się do szkolnej pakamery i znajdują pamiętnik Alison! Co zrobiłby każdy na miejscu dziewczyn? Na pewno nie to, co uczyniła Aria. Wyrwanie kartki było tak głupie, że z litości tego nie skomentuję. Jeszcze głupsze było paradowanie z kartką w ręku i miniszarpanina Arii z Haroldem. Groteska.
Jedynym plusem sceny, jak nie całego odcinka była retrospekcja z Ali – wreszcie jakaś cenna informacja. Alison szantażowała ojca Arii, gdyż wiedziała o jego romansie. Przyjmijmy, że to normalne, iż nastolatka trzymała w szachu pół miasteczka.
Na koniec znów kolejne pytania. Czy ojciec Arii jeszcze namiesza, czy pozostanie kolejnym rozgrzebanym i pozostawionym wątkiem (patrz: siostra Spencer)? Czy Jason należy do A-Teamu? Czy to jego dźgnęła Aria? Kim był chłopak, który pojechał uszkodzonym rowerem, a raczej co ważnego trzymał w ręku?
Reasumując – pozornie działo się dużo, faktycznie nie zdarzyło się nic istotnego. Znów dostaliśmy masę pytań. Znów wiemy, że nic nie wiemy. Pozostaje nam trzymać kciuki, aby Marlene King sama nie pogubiła się w swoim serialu.