"Bunheads" (1×11): No dobrze, ale gdzie ten urok?
Marta Wawrzyn
10 stycznia 2013, 21:12
Mój ulubiony serial minionego lata powrócił i niestety ten powrót okazał się wielkim rozczarowaniem. Choć "Bunheads" stara się być równie dziwne i urocze co do tej pory, cała magia gdzieś zniknęła. Spoilery.
Mój ulubiony serial minionego lata powrócił i niestety ten powrót okazał się wielkim rozczarowaniem. Choć "Bunheads" stara się być równie dziwne i urocze co do tej pory, cała magia gdzieś zniknęła. Spoilery.
Letni finał "Bunheads" był fantastyczny, przezabawny, rewelacyjnie łączący komedię z dramatem. Teraz mamy już jednak styczeń, więc czas zapomnieć o genialnym "O Captain! My Captain!" i zanurzyć się w przeciętności. Choć nie wiem, czy "przeciętność" to nie jest w tym przypadku komplement.
"You Wanna See Something?" to odcinek wymuszony, w którym Amy Sherman-Palladino odkręca to, co zrobiła w "A Nutcracker in Paradise". Oczywiście, można było przewidzieć, że wygnana Michelle wróci do raju i wszystko znów będzie dobrze. I nie mam o to pretensji. Dostaliśmy też w nowym odcinku "Bunheads" sporo fajnych smaczków (jak kajak w zagraconym studiu Fanny czy odsyłanie przez nią kolejnych źle zrobionych drinków. Albo scena, w której spotyka w barze swoje uczennice).
Niestety, to, co miało być główną atrakcją, nie bawiło mnie wcale. Dziewczyny na siłę szukające zajęcia w wakacje wypadły słabiutko. Michelle i jej nowa praca w Newadzie… no błagam, z jej doświadczeniem można chyba znaleźć coś sensowniejszego. A ponieważ zabawne to też niestety nie było, należy przypuszczać, że zrobiono to tylko po to, aby uzasadnić potrzebę powrotu głównej bohaterki do Paradise. Wideo ze ślubu Hubbellem również miało pomóc Michelle w podjęciu decyzji o powrocie, było więc żałosne w zamierzeniu. Rozumiem ten zamysł, naprawdę, ale nie zmienia to faktu, że oglądałam te sceny z bólem zębów.
Okropnym rozczarowaniem było "It's Time to Dance". Tak fatalnie zrobione wideo nigdy nie stałoby się viralem w internecie, w każdym razie nie na taką skalę. Rozumiem, czemu mogłoby to zajmować główne bohaterki i ewentualnie innych mieszkańców Paradise, ale nie ma szans, żeby stało się hitem w całych Stanach Zjednoczonych. Po prostu nie te progi.
Bardzo sympatyczne były sceny z Sashą – zarówno te, w których się ukrywała, jak i ta, w której witają się z Michelle. Julia Goldani Telles w roli Sashy od początku przyćmiewała koleżanki, nie dziwi mnie więc, że i tym razem to właśnie sceny z nią uratowały mnie przed zaśnięciem. Jak zwykle dał też radę duet Michelle i Fanny. Oby żadna z nich nigdzie się nie wybierała w najbliższym czasie, bo bez ich rozmów "Bunheads" dużo traci.
Niektórzy mówią, że "Bunheads" to dziwny serial, w którym nic się nie dzieje, a na dodatek Amy Sherman-Palladino zwyczajnie splagiatowała samą siebie. Pewnie nie jest to dalekie od prawdy, ale i tak bardzo, ale to bardzo lubię spędzać czas z tymi inteligentnymi kobietami, nawijającymi bez przerwy w tempie karabinów maszynowych. Lubię dowcipy i popkulturowe odniesienia zawarte w "Bunheads", a miasteczko i dziwactwa jego mieszkańców uważam za przeurocze.
Dlatego martwi mnie, że to taka nierówna produkcja. Latem zdarzały się odcinki świetne, zdarzały się też odcinki zwyczajnie słabe. Zimową część sezonu zaczynamy od odcinka w najlepszym razie przeciętnego, w którym brakowało zarówno inteligentnego humoru, jak i uroku. W momencie kiedy oglądalność nie zachwyca, takich wpadek być nie powinno. Stacja ABC Family w zeszłym roku skasowała "Jane by Design", serial z podobnymi wynikami oglądalności. Jeśli tak dalej pójdzie, "Bunheads" czeka ten sam los.