"Szpiedzy w Warszawie": Dobry serial w TVP?
Paweł Rybicki
7 stycznia 2013, 21:02
Do tej pory historyczne inscenizacje TVP kojarzyły się głównie z dziurawymi scenariuszami i oszczędzaniem na wszystkim. Czy "Szpiedzy w Warszawie" wprowadzą nową jakość?
Do tej pory historyczne inscenizacje TVP kojarzyły się głównie z dziurawymi scenariuszami i oszczędzaniem na wszystkim. Czy "Szpiedzy w Warszawie" wprowadzą nową jakość?
Największym sukcesem TVP w dziedzinie serialu (poza soap operami w rodzaju "M jak miłość") jest w ostatnich latach "Czas honoru". Opowieść o grupie bojowników polskiego ruchu oporu ma pewne zalety. Przede wszystkim to dosłownie pierwsza telewizyjna ekranizacja dziejów podziemia AK-owskiego. Po drugie, scenariusz zawiera nawiązania do najsłynniejszych akcji AK (zamachy na gestapowców, dobycie planów V2) oraz ukazuje złożoność sytuacji w okupowanej Polsce (np. próby porozumienia części Niemców z Polakami i infiltrację podziemia przez agentów Gestapo i NKWD).
Jednakże to tyle plusów. "Czas honoru" nie sprawdzał się mimo wszystko nawet na poziomie scenariusza. Zachowania głównych bohaterów były czasem tak głupie i nierealistyczne (np. kontaktowanie się ze swoimi rodzinami zaraz po przylocie z Anglii), że weterani zabronili twórcom serialu używania terminu "Cichociemni". A "Czas honoru" miał być właśnie serialem o Cichociemnych.
Do słabości fabuły dochodziła nędza realizacyjna. W pierwszym sezonie większość zdjęć plenerowych Warszawy ograniczała się do fragmentu Krakowskiego Przedmieścia. Wąskie kadry i ubogie plenery wymusza oczywiście częściowo fakt wojennego losu stolicy – trudno tam o wiele "przedwojennych" widoków. Jednakże przy zaangażowaniu odrobiny środków dałoby się coś zdziałać.
Braki finansowe szczególnie boleśnie odbiły się na – fabularnie całkiem niezłym – serialu "1920: Wojna i miłość". Tam Warszawę ograniczono wyłącznie do… wewnętrznego dziedzińca Cytadeli. Kiedy zaś twórcy chcieli zasygnalizować, że akcja dzieje się w stolicy pokazywali panoramę dachów Starówki. Kadr ucinano dosłownie w połowie kamienic, nie pokazując poziomu ulicy.
W dodatku twórcy nie ustrzegli się dosyć żenującej wpadki. Liczne sceny rozgrywające się w sztabie Wojska Polskiego miały w tle mapę środkowej Polski. Mimo że akcja serialu rozgrywała się w przeciągu kilku miesięcy, na mapie niezmiennie widniały narysowane pozycje wojsk z 15 sierpnia 1920 roku.
Mimo niesamowitych oszczędności, które praktycznie zabijały seriale realizacyjnie, "Czas honoru" co roku ma problem ze zdobyciem środków na kolejny sezon (a przecież ten serial odniósł przecież wielki sukces), zaś z "1920" TVP zrezygnowała po jednym sezonie. Równocześnie publiczny nadawca potrafi płacić miliony na produkcję kich w rodzaju "Bitwy na głosy" – pozwolę sobie pozostawić to bez komentarza.
Na tym tle "Szpiedzy w Warszawie" już teraz rysują się niezwykle atrakcyjnie. W zwiastunach możemy oglądać np. sceny batalistyczne z użyciem kopii niemieckich czołgów wyglądających jak prawdziwe (a nie przerobione T-34, jak to zwykle bywa). Pytanie jednak, czy "Szpiegów" można w ogóle uznać za serial TVP. Polska telewizja wyłożyła wprawdzie część pieniędzy i gra tam kilku polskich aktorów, ale za realizację, scenariusz i reżyserię odpowiadają Brytyjczycy, w tym twórcy takich seriali "The Hour" i "Sherlock".
Niezależnie od tego, czy uznamy "Szpiegów w Warszawie" za serial bardziej polski czy brytyjski, pozostaje się cieszyć, że widzowie w naszym kraju obejrzą już 11 stycznia coś znacznie lepszego, niż standardowa polska telewizyjna "rozrywka". Bo że na "Szpiegów" warto czekać, nie mam wątpliwości.
Przeczytaj więcej informacji na temat "Szpiegów w Warszawie>>>