"Star Trek: Strange New Worlds" utrzymuje się na dobrym kursie w 2. sezonie – recenzja
Mateusz Piesowicz
16 czerwca 2023, 16:02
"Star Trek: Strange New Worlds" (Fot. Paramount+)
Nowe światy, kolejne fascynujące przygody i ta sama fantastyczna załoga. "Star Trek: Strange New Worlds" potwierdza w 2. sezonie, że jest godnym spadkobiercą słynnej serii.
Nowe światy, kolejne fascynujące przygody i ta sama fantastyczna załoga. "Star Trek: Strange New Worlds" potwierdza w 2. sezonie, że jest godnym spadkobiercą słynnej serii.
Na 1. sezon "Star Trek: Strange New Worlds" musieliśmy poczekać, aż do Polski wejdzie serwis SkyShowtime – było warto, bo podróż z USS Enterprise pod przywództwem kapitana Pike'a okazała się bardzo satysfakcjonującym doświadczeniem. Dobrą wiadomością jest więc, że sezon 2. dostajemy już bez żadnych opóźnień, a jeszcze lepszą, że przebija on swojego poprzednika pod praktycznie każdym względem.
Star Trek: Strange New Worlds sezon 2 – wyprawa trwa
Przepis na sukces wydaje się w przypadku tego serialu bardzo prosty. Ot, tworzymy mało skomplikowane, ale zmyślne fabuły, umieszczamy w nich znanych i lubianych bohaterów, dodajemy humor, akcję i napięcie, a na koniec podlewamy wszystko szczyptą nostalgii za klasycznym "Star Trekiem". Prawda, że brzmi banalnie? W teorii tak, w praktyce doskonale wiadomo, że łatwiej powiedzieć, niż zrobić. Tym większe brawa należą się twórcom "Strange New Worlds", że dokonali tego po raz kolejny.
2. sezon ich serialu, którego sześć z dziesięciu odcinków miałem przyjemność przedpremierowo obejrzeć, jest bowiem nie tyle zgrabną kontynuacją, co wręcz swego rodzaju triumfalną manifestacją – udało nam się raz, a teraz zrobimy to znowu, jeszcze lepiej. Dla fanów uniwersum to powód do radości, ale nie tylko dla nich. Nie mamy tu bowiem wcale do czynienia z historią przeznaczoną wyłącznie dla wtajemniczonych. Ta przygoda czeka na każdego chętnego, znów pokazując, że dobrze skonstruowane i napisane opowieści obronią się niezależnie od warunków.
W "Strange New Worlds" natomiast takich nie brakuje, bo podobnie jak poprzednio, nowy sezon trzyma się epizodycznej struktury. Każdy odcinek to zatem znów osadzona na kilka lat przed akcją oryginalnej serii zamknięta historia, a powiązania między nimi zawdzięczamy rozwijającym się wątkom dotyczącym poszczególnych postaci. Kontynuacja jest więc zachowana, jednak gdyby przyszło wam po raz pierwszy zetknąć się z serialem na tym etapie, to bez obaw. Łatwo się w nim odnajdziecie.
Star Trek: Strange New Worlds – co słychać u bohaterów?
Wszystko dlatego, że istotnych z fabularnego punktu widzenia połączeń między sezonami jest tu w gruncie rzeczy niewiele. Załoga okrętu USS Enterprise pod dowództwem Christophera Pike'a (Anson Mount) nadal przemierza galaktykę, nadal odkrywa nowe światy i nadal mierzy się z nieznanymi zagrożeniami. Nie ma tu wielkiej filozofii, ale nie o nią chodzi – serial ma być wciągający i przyjazny dla odbiorcy, a to zadanie "Strange New Worlds" wypełnia celująco.
Poszczególne historie nie są jednak zawieszone w próżni, więc dla uporządkowania – w jakim miejscu znajdują się nasi bohaterowie? Kapitan Pike odsunął nieco od siebie wiszące nad nim widmo przyszłości, dzięki czemu znalazło się w jego życiu miejsce na prywatność. Ta jednak i tak musi zejść na drugi plan, bo na pierwszym jest Una, czy jak wolicie Numer Jeden (Rebecca Romijn), która została aresztowana, gdy na jaw wyszło jej illyriańskie pochodzenie i posiadane genetyczne modyfikacje. Pike nie zostawia przyjaciół w biedzie, więc spodziewajcie się rozwinięcia tej kwestii – także w postaci wciągającego kosmicznego dramatu sądowego.
Co się zaś tyczy pozostałych członków załogi, każdy dostaje w tym sezonie miejsce na rozwiązanie swoich problemów. Spock (Ethan Peck) będzie musiał zmierzyć się z dającą mu się coraz mocniej we znaki ludzką stroną jego osobowości – czasem nawet dosłownie. La'an (Christina Chong) skonfrontować się z własnym dziedzictwem, nieważne jak niekomfortowe by ono było. Uhura (Celia Rose Gooding) stawić czoła dręczącym ją koszmarom, również tym związanym ze starymi przyjaciółmi. Ortegas (Melissa Navia) przypomnieć sobie, kim naprawdę jest, gdy wszyscy będą jej potrzebować. I można by tak wymieniać dalej, wspominając siostrę Chapel (Jess Bush), doktora M'Bengę (Babs Olusanmokun), powracającego tym razem w bardziej znaczącej roli Jamesa T. Kirka (Paul Wesley) czy nową w załodze Pelię (Carol Kane, "Unbreakable Kimmy Schmidt").
Co robi w tym wszystkim duże wrażenie, to fakt, że żadne z wymienionych nie może się czuć się potraktowane po macoszemu. Jeśli więc macie swoich ulubieńców, możecie być spokojni o to, że otrzymają oni czas, by rozwinąć swoje wątki. Inna sprawa, że o ulubione postaci tu trudno, bo… lubić dają się wszyscy. Co przy obsadzie o takich rozmiarach bynajmniej nie jest oczywistością. Tu jednak nie sposób znaleźć słabszego ogniwa i to zarówno pod względem aktorskim, jak i scenariuszowym. Każdy z załogantów ma swoje charakterystyczne cechy, każdy posiada niejednowymiarową osobowość, każdy wreszcie wrósł w tę historię na tyle mocno, że jego losy generują autentyczne emocje.
Strange New Worlds to Star Trek w znakomitej formie
Te z kolei są niezbędne, żeby "Strange New Worlds" w pełni rozkwitło, będąc czymś więcej, niż dobrze przemyślanym kosmicznym proceduralem. Serial, którego twórcami są Alex Kurtzman, Akiva Goldsman i Jenny Lumet, ma bowiem widzom do zaoferowania nie tylko stojące na wysokim poziomie widowisko science fiction. Przede wszystkim to serial z duszą, który potrafi przekuć swoje atuty w szczere uczucia.
Dzięki nim możemy w napięciu oglądać, jak galaktyka staje na krawędzi wojny. Zachwycać się tym, jak podróż w czasie zbliża do siebie dwoje nieoczywistych sojuszników. Podziwiać, jak klasyczna przygoda na obcej planecie przywołuje ducha historii autorstwa Gene'a Roddenberry'ego. Śmiać się na głos, gdy serial skręca w stronę komedii. Albo nerwowo obgryzać paznokcie, gdy bliżej mu do horroru. "Star Trek: Strange New Worlds" potrafi to wszystko i znacznie więcej, sprawiając, że efekt końcowy wygląda na najprostszą rzecz na świecie.
Nieporozumieniem byłoby jednak deprecjonować jego znaczenie, spychając do kategorii czystego eskapizmu. Nie, ten serial to więcej niż suma elementów składających się na telewizyjną rozrywkę. Z jednej strony produkcja dźwigająca na swoich barkach ciężar oczekiwań całych pokoleń fanów, z drugiej otwarta na każdego nowego widza i zachęcająca go do poznania tego świata. Trochę studium charakterów, trochę emocjonująca przejażdżka rollercoasterem, a trochę historia niestroniąca od wydawałoby się niemodnych dzisiaj ideałów. Rzecz szanująca swoje dziedzictwo, ale niebijąca przed nim pokłonów. Po prostu "Star Trek" w znakomitej formie i idealny punkt zaczepienia zarówno dla kontynuacji, jak i rozpoczęcia pięknej kosmicznej przygody.