Nie rozumiemy żenujących scen seksu z "The Idol"? The Weeknd przekonuje, że takie właśnie mają być
Agata Jarzębowska
15 czerwca 2023, 15:02
"The Idol" (Fot. HBO)
Abel Tesfaye, znany jako The Weeknd, przekonuje, że nie rozumiemy nic z "The Idol". Żenujące sceny seksu w serialu nie mają w ogóle być seksowne i są formą satyry.
Abel Tesfaye, znany jako The Weeknd, przekonuje, że nie rozumiemy nic z "The Idol". Żenujące sceny seksu w serialu nie mają w ogóle być seksowne i są formą satyry.
Serial "The Idol" nie spotyka się z pozytywnym odbiorem, a oglądalność serialu z pewnością nie spełnia oczekiwań twórców – już w 2. odcinku serial zaliczył w USA spadek oglądalności. I w dodatku nie spotkał się z ciepłym przyjęciem, wręcz przeciwnie, jest szeroko krytykowany za żenującą scenę seksu. Współtwórca serialu Abel Tesfaye aka The Weeknd przekonuje, że tak właśnie ma być, a serial jest satyrą.
The Idol odcinek 2 – The Weeknd broni scen seksu
Serwis Collider nie pozostawił suchej nitki na scenie seksu z 2. odcinka "The Idol" pt. "Podwójna fantazja", pisząc, że "jest niekomfortowa i przyprawiająca o mdłości". W tej scenie Tedros (Abel Tesfaye) wypowiada w kierunku Jocelyn (Lily-Rose Depp) hasła jak z najtańszego filmu pornograficznego, ona wije się przed nim na łóżku w ekstazie, jakby to na nią działało, zaś całą scenę podgląda znajoma Tedrosa. Podczas gdy podobna krytyka niesie się z różnych stron (w tym i z naszej), współtwórca serialu Abel Tesfaye w rozmowie z "GQ" zarzeka się, że taki był cel, a całość ma być satyrą.
— Nie. Nie ma w tym nic seksownego. Kiedy używamy "Nagiego instynktu" jako punktu odniesienia, odnosimy się do [Paula] Verhoevena. Verhoeven jest królem satyrycznego thrillera lat 90. – tak, w jego filmach są momenty "seksowne", ale są też momenty bardzo tandetne i przezabawne. Niezależnie od tego, jak się czujesz, oglądając tę scenę – czy jest to dyskomfort, obrzydzenie czy zażenowanie z powodu bohaterów – wszystkie te emocje sprowadzają się do jednego: to dla tego faceta za wysokie progi, on jest w miejscu, gdzie nie powinien być.
The Weeknd mówi, że jego bohater nie może uwierzyć, że jest w domu Jocelyn i że jest z nią. W wywiadzie przekonuje, że Tedros zdaje sobie sprawę, że wszedł do świata, do którego nie należy i w dodatku bohater ma kłopoty. Artysta, który jest współtwórcą scenariusza, przekonuje równocześnie, że nie jest ani trochę podobny do granego przez siebie Tedrosa.
— Początkowo w ogóle nie pisałem tego z myślą o sobie. To po prostu prawda. Ale z biegiem lat Sam [Levinson, współtwórca serialu] przekonał mnie i miał kilka naprawdę świetnych pomysłów na serial. I doszło do sytuacji, w której jedynym sposobem, w jaki mogłem zagrać tę rolę, było [zagrać] coś zupełnie innego niż to, kim jestem. I mogę zdystansować się od tej postaci. Chciałem się upewnić, że nie wygląda jak ja, nie zachowuje się tak jak ja, po prostu jest zupełnie inną osobą.
Jednak jak zauważa Collider, słowa twórcy nijak się mają do tego, co zobaczyliśmy na ekranie. Nawet sama Lily-Rose Depp przyznała, że pomiędzy ujęciami trzymała się daleko od Tesfaye'a, bo za bardzo wchodził w swoją postać. 2 odcinek serialu pokazał, że Tedros dobrze wie, co robi, i ma nawet swoich ludzi w zespole tanecznym Jocelyn, a jeden z jego kolegów uwodzi – też dość tandetnie – najlepszą przyjaciółkę piosenkarki, by ta przestała pilnować Jocelyn. Więc obrona finałowej sceny żenującego seksu nie ma żadnego sensu, jeżeli spojrzymy na wszystko to, co serial nam do tej pory pokazał.