"Homeland": Ta wojna nigdy się nie skończy
Michał Kolanko
18 grudnia 2012, 17:07
Finał 2. sezonu "Homeland", podobnie jak i cały sezon, wywołał ogromną dyskusję w Ameryce. Niestety, głównie za sprawą systematycznego obniżania się poziomu serialu. Na szczęście ostatni odcinek przypomniał, że "Homeland" może być jeszcze doskonałą produkcją dotyczącą mentalności żołnierzy w totalnej i niekończącej się wojny, którą prowadzi Ameryka. Spoilery!
Finał 2. sezonu "Homeland", podobnie jak i cały sezon, wywołał ogromną dyskusję w Ameryce. Niestety, głównie za sprawą systematycznego obniżania się poziomu serialu. Na szczęście ostatni odcinek przypomniał, że "Homeland" może być jeszcze doskonałą produkcją dotyczącą mentalności żołnierzy w totalnej i niekończącej się wojny, którą prowadzi Ameryka. Spoilery!
"Wieczna wojna" to tytuł znanej książki science fiction autorstwa Joe Haldemana. Opowiada o żołnierzu, który walczy z obcymi na coraz bardziej oddalonych od Ziemi planetach. Teoretycznie może wrócić – ale kiedy faktycznie wraca na Ziemię, odkrywa, że jego planeta uległa w międzyczasie zmianom. Prawdziwy powrót jest więc niemożliwy.
"Homeland" również opowiada o powrocie do domu, który nie jest już możliwy. Nick Brody po ośmiu latach w niewoli dostaje się nie tylko w tryby romansu z Carrie, ale także w tryby polityki podporządkowanej nowej dla niego mentalności – wojny z terroryzmem. Ta wojna – określana czasami jako Long War – toczy się za pomocą nowych narzędzi i nowych środków. Pechowo dla Brody'ego, on sam staje się jednym z nich – i to dla obu stron.
Gdy "Homeland" w 2. sezonie opisywał romans Carrie i Brody'ego albo próbował pokazać życie amerykańskich nastolatków z wyższych sfer, to zwykle zawodził na całej linii. Gdy tylko – jak w finale – dotykał przede wszystkim mentalności Ameryki po 11 września, to wracała forma z 1. sezonu. "Homeland" mimo wszystkich błędów i nielogiczności, z których teraz muszą tłumaczyć się jego twórcy (jak słynna telekonferencja na Skype'ie Brody'ego i Nazira) niezwykle celnie łączy fikcję z rzeczywistością.
Walden to ktoś w rodzaju George'a H.W. Busha – były szef CIA, który wszedł do świata prezydenckiej polityki. Gdy Estes wymienia jego zasługi, mówi o Abu Nazirze, ale i o złapaniu bin Ladena. Źródłem całej intrygi w serialu jest atak amerykańskich samolotów bezzałogowych, w którym zginęły niewinne dzieci. Izrael w świecie "Homeland" zaatakował Iran, a trwająca kampania wyborcza – niczym ta w USA w 2004 roku – toczy się w cieniu ogromnego napięcia i wojny na Bliskim Wschodzie. Drony to najgorętszy temat polityczny w tym momencie powiązany z wojną z terroryzmem. Nazir ma pogrzeb ma morzu niczym bin Laden.
Ostatecznie jednak łączenie fikcji z polityczną rzeczywistością to zabieg mający służyć konkretnym celom. "Homeland" próbuje odpowiedzieć na wiele pytań. Jedno z centralnych: jakie metody są uprawnione, by bronić ojczyzny? Walden to jastrząb, zwolennik dozbrajania Izraela. Chce Brody'ego jako wiceprezydenta, by posłużyć się nim jako symbolem politycznej siły w walce z terrorystami. Walden i Estes to "ojcowie" sukcesu programu dron. Ich podejście jest jednoznaczne: każda metoda jest dobra, by bronić USA (i siebie). Dlatego Brody miał ostatecznie zginąć.
Gdyby nie rozterki Quinna, który mówi w finałowym odcinku, że zabija tylko złych ludzi i odmawia wykonania egzekucji na kongresmenie, to nie doszłoby do zamachu. Jak zauważył Andy Greenwald z serwisu Grantland, drona – jeden z żołnierzy wykonujących rozkazy swoich przełożonych – się zbuntowała, co miało swoje konsekwencje. Kilka lat wcześniej nikt w CIA nie odmówił naciśnięcia guzika, który spowodował, że kilka tysięcy kilometrów dalej zginął syn Abu Nazira. To także miało swoje rezultaty. W jednym z wcześniejszych odcinków Abu Nazir mówi Carrie, że wojna, którą on prowadzi może potrwać setki lat, ale ostatecznie zakończy się sukcesem, bo ma Boga po swojej stronie.
Siła "Homeland" polega na tym, że jego twórcy nie starają się na siłę udowodnić, że tylko jedno podejście jest słuszne. Nie stoją po stronie "moralności" kontra "bezpieczeństwa". Raczej starają się wskazać, że nie ma jednej odpowiedzi i być może nigdy nie będzie. Przesłanie jest chyba inne: mentalne różnice między Zachodem a terrorystami mogą być tak duże, ze rozejm nie wydaje się możliwy, a jedyne co działa to nakręcająca się spirala wzajemnego zniszczenia. Ale ponieważ serial jeszcze się nie zakończył, trudno wyrokować, czy to pesymistyczne podejście jest ostatecznym przekazem, który mają na myśli jego twórcy.