"Przez ocean" to znacznie więcej niż wykład z historii – recenzja miniserialu Netfliksa z Gillian Jacobs
Nikodem Pankowiak
10 kwietnia 2023, 12:47
"Przez ocean" (Fot. Netflix)
Czy produkcje o wojnie i ratowaniu uciekających przed nią osób mogą jeszcze coś wnieść? "Przez ocean" udowadnia, że tak, jeśli ich bohaterami nie będą pomnikowe postacie.
Czy produkcje o wojnie i ratowaniu uciekających przed nią osób mogą jeszcze coś wnieść? "Przez ocean" udowadnia, że tak, jeśli ich bohaterami nie będą pomnikowe postacie.
"Przez ocean" to oparty na faktach i książce Julie Orinnger 7-odcinkowy miniserial Netfliksa, za który odpowiada duet Anna Winger i Daniel Hendler. Ta dwójka miała już okazję pracować razem przy innej produkcji streamingowego giganta – "Unorthodox" – i ponownie łączy siły, by tym razem zafundować widzom historię w innym klimacie.
Przez ocean – o czym jest historyczny serial Netfliksa?
Tym razem przenosimy się do Marsylii w roku 1940, by zobaczyć, jak dwoje Amerykanów, Mary-Jane Gold (Gillian Jacobs, "Community") i Varian Fry (Cory Michael Smith, "Gotham"), oraz ich pomocnicy zaczynają uciekać się do coraz bardziej niekonwencjonalnych metod, by udzielać pomocy artystom i innym uchodźcom, którzy próbują wydostać się z pochłoniętej przez wojnę Europę. Oczywiście nie będzie to misja łatwa, a na ich drodze będzie piętrzyło się wiele niebezpieczeństw.
Wraz z wybuchem II wojny światowej i trwającymi prześladowaniami wobec Żydów, do Marsylii przybywa coraz więcej uchodźców wojennych. Położone na Lazurowym Wybrzeżu miasto nie będzie dla nich jednak oazą, jakiej poszukiwali – kolaborancki rząd Vichy zrobi wszystko, by nie mogli oni opuścić kraju i ruszyć w dalszą podróż – za ocean. Gold i Fry, postacie jak najbardziej autentyczne, postanawiają im pomóc, na przekór francuskim kolaborantom i ludziom, na których zbliżająca się wielkimi krokami Zagłada nie robi wielkiego wrażenia.
Serial Netfliksa zupełnie nie skupia się na militarnej stronie wojny. Jedyna walka, jaką możemy obserwować na ekranie, to walka z biurokracją, która może być niezwykle frustrująca. Z naszej perspektywy może dzisiaj wydawać się nieprawdopodobne, że to jakiś urzędniczy beton mógł decydować o tym, czy ktoś przeżyje wojnę, czy nie. Główni bohaterowie przez ten beton próbują się przebić i to z nim toczą główną walkę. Nie spodziewajcie się zatem trzymającej za gardło akcji, "Przez ocean" swoją moc czerpie z innych źródeł.
Przez ocean to więcej niż wycinek z książki do historii
Niewątpliwie jedną z najmocniejszych stron serialu pozostaje Gillian Jacobs, która udowadnia, że zasługuje na zdecydowanie więcej dobrych ról, niż otrzymywała w ostatnich latach. Choć grana przez nią Gold wcale nie była najważniejszą postacią w organizacji niosącej pomoc uchodźcom – jej szefem był Varian Fry – to ona jest pozostaje najmocniejszym fundamentem tej produkcji. W swojej roli potrafi być frywolna i zabawna, a gdy trzeba, umie też oddać całą powagę swojej bohaterki i stawkę, o jaką toczy się gra. Zresztą, "Przez ocean", choć często raczy widzów zapierającymi dech widokami i pięknymi, bogatymi ludźmi – przedstawicielami francuskiej i amerykańskiej socjety – nie pozwala nam zapomnieć, że tak naprawdę w tej historii chodzi o życia wielu ludzi.
Ten ludzki aspekt całej historii sprawia, że do bohaterów jest nam zdecydowanie bliżej niż pewnie byłoby, gdyby była to produkcja biorąca na sztandary jakieś bardziej znane osobistości. Choć Gold i Fry zdecydowanie zasłużyli na pomniki i wzmianki w podręcznikach, pozostają bardzo ludzcy i bliscy widzom. Ich historia przez większość czasu pozbawiona jest patosu – dlatego gdyby Netflix zamiast serialu stworzył film – prawdopodobnie nie miałby on szans na Oscary.
Serial Netfliksa nie jest wyłącznie nudną lekcją historii – twórcy potrafią przyspieszyć tempo akcji, przez co nieraz czujemy się, jakbyśmy oglądali dobry thriller, a przy okazji stworzyli bohaterów, którzy nie są wyłącznie papierowymi ludźmi wyjętymi wprost z podręczników historii. Gold i Fry uratowali w sumie tysiące osób, choć w serialu zobaczymy jedynie wycinek ich działalności, ale nikt nie próbuje tworzyć tutaj ich hagiografii. To ludzie z krwi i kości – robiący rzeczy wielkie, ale wciąż mający wady.
Przez ocean – czy warto oglądać serial Netfliksa?
Podobnie jest z uchodźcami, których lepiej poznajemy wtedy, gdy akcja serialu nieco zwalnia. "Przez ocean", choć opowiada trudną historię, pełen jest kolorów, które zawdzięczamy nie tylko urzekającym zdjęciom i bogatym strojom. Wypełniający ekran bohaterowie są zdecydowanie wartością dodaną – czasem nieco irytujący, ale przede wszystkim ekscentryczni i zdecydowanie nie pasujący do sytuacji w jakiej się znaleźli. Ich głównym zadaniem powinno być tworzenie, tymczasem muszą martwić się o to, czy uda im się wydostać z pułapki, jaką stała się dla nich Europa.
Dlatego choć serial często staje się nazbyt łopatologiczny, to dzięki będącym jego główną siłą bohaterom jesteśmy w stanie mu to wybaczyć. Czasem serial ma problem z odpowiednim zmiksowaniem zajęć z historii – które niewątpliwie możemy dzięki niemu odrobić – z serialowym dramatem. Finalnie to jednak więcej niż zwyczajny wykład, który po przerobieniu już miliona innych produkcji z akcją w czasie wojny mógłby nie robić takiego wrażenia.
Być może w innych okolicznościach "Przez ocean" przepadłby w oceanie netfliksowych produkcji, ale serial nie mógł moim zdaniem lepiej trafić z datą premiery. Choć nie jest to produkcja familijna, idealnie sprawdza się do oglądania całą rodziną – a kiedy jest ku temu lepsza okazja niż w okresie świąt wielkanocnych? Serial Netfliksa, mimo pewnych fabularnych mielizn i zbyt częstego spowalniania akcji, działa na tylu różnych poziomach, że każdy będzie w stanie znaleźć tu coś dla siebie. Produkcji o cichych bohaterach II wojny światowej mieliśmy już bez liku i ta na pewno nie wyróżnia się na ich tle, ale zostawia po sobie na tyle dobre wrażenie, by nie żałować tych kilku godzin spędzonych na seansie.