"Sukcesja" zaserwowała mocny odcinek w święta. Wesele z twistem to początek prawdziwej rozgrywki
Marta Wawrzyn
10 kwietnia 2023, 20:02
"Sukcesja" (Fot. HBO)
Kiedy HBO zapowiada odcinek z weselem, wiedzcie, że nie będzie normalnie. "Sukcesja" w święta zaprezentowała najbardziej szokujący odcinek w swojej historii. To wyborna godzina telewizji, a co nas czeka dalej? Uwaga, spoilery.
Kiedy HBO zapowiada odcinek z weselem, wiedzcie, że nie będzie normalnie. "Sukcesja" w święta zaprezentowała najbardziej szokujący odcinek w swojej historii. To wyborna godzina telewizji, a co nas czeka dalej? Uwaga, spoilery.
Wielkanoc z "Sukcesją" to w tym roku prawdziwe święta z jajem. Pierwsze i ostatnie takie, choć tradycja wesel z twistem jest już w HBO długa, więc kiedy następnym razem zobaczycie "Wedding" w tytule odcinka któregoś z seriali tej stacji, spodziewajcie się, że nie wszyscy będą żyć długo i szczęśliwie. Niektórzy wręcz mogą skończyć w niebieskim foliowym worku, po tym jak zaliczyli niezbyt godną śmierć w toalecie, lecąc na podbój świata i pokazując środkowy palec własnemu synowi w dniu jego ślubu.
Sukcesja sezon 4 – śmierć Logana w 3. odcinku. Co dalej?
"Connor's Wedding", czyli 3. odcinek 4. sezonu, to bez mała wybitna godzina telewizji i prawdziwy game changer w "Sukcesji". Jeśli oglądając pierwsze dwa odcinki finałowej serii, widzieliście bezradność dzieci Royów w starciu z cynicznie rozgrywającym ich ojcem (by tylko wspomnieć "przeprosiny" sprzed tygodnia) i zastanawialiście się, w jaki niby sposób oni mają z nim wygrać, twórca "Sukcesji" Jesse Armstrong właśnie udzielił jedynej możliwej odpowiedzi: żeby Waystar Royco mógł przejąć ktoś inny, Logan Roy (Brian Cox) musi umrzeć. Nie ma innej drogi. Ba, Armstrong nie krył się z tym, że planował uśmiercić Logana już w 1. odcinku serialu, aby ciąg dalszy skupiał się właśnie na tytułowej sukcesji. Czyli na wojnie dorosłych dzieci o władzę po śmierci ojca tyrana. Teraz wreszcie dotarliśmy do tego punktu zwrotnego i pytanie brzmi: OK, ale co dalej?
Czy wygra najstarszy syn (nie licząc Connora, wiadomo), ten, który jako pierwszy zwrócił uwagę, że śmierć ojca nie jest tylko ich prywatną sprawą, jest czymś publicznym, i powiedział wprost: przeżywajmy żałobę, ale też myślmy o naszej przyszłości, bo to, co zrobimy teraz, zawsze będzie tym, co zrobiliśmy w dniu śmierci naszego ojca? A może twarzą Waystar Royco zostanie jego siostra, która trzęsącym się głosem wygłosiła oświadczenie przed kamerami i zapewniła, że ona i jej rodzeństwo mają zamiar tu zostać? Jest jeszcze trzecia opcja – Roman to pod wieloma względami wykapany ojciec, jedyny z rodzeństwa, który akceptował jego metody, co nie jest bez znaczenia, bo mówimy o metodach, które przez wiele lat się sprawdzały i nie bez powodu.
Przed nami jeszcze siedem odcinków i nie ma wątpliwości co do tego, że żałoba szybko się skończy, bo rozpoczyna się prawdziwa rozgrywka – ta, którą nam obiecywano od początku. Zanim jednak zajmiemy się stanem gry w "Sukcesji", warto zatrzymać się i zachwycić się tragikomiczną wersją Krwawych Godów, których właśnie byliśmy świadkami. "Connor's Wedding" to świetnie wyreżyserowana (przez Marka Myloda), kuriozalna tragifarsa, rozgrywająca się w czasie rzeczywistym, w większości przez telefon. To także bomba emocjonalna, jakiej w "Sukcesji" jeszcze nie było, i prawdziwie wielki odcinek trójki serialowych dzieci Logana – Kendalla (Jeremy Strong), Shiv (Sarah Snook) i Romana (Kieran Culkin). Connor (Alan Ruck) jak zwykle został zapomniany.
Sukcesja sezon 4 – 3. odcinek to szok i wielkie emocje
Widywaliśmy już ich wszystkich obnażonych emocjonalnie. Widywaliśmy ich na dnie, widywaliśmy ich w wersji skrzywdzonej i wymierzającej krzywdy. Zaledwie tydzień temu przeżywaliśmy z nimi katharsis, kiedy wygarniali ojcu rzeczy, jakie uzbierały się przez lata – dodajmy, że bardzo nieliczne z wielu. A jednak ani oni sami, ani widzowie nie byli gotowi na to, co działo się w trakcie tej godziny z najdziwniejszym weselem w historii seriali (i nie tylko dlatego, że pan młody walczył z "tortem z psychiatryka").
Młodzi Royowie, roztrzęsieni, pozbawieni swoich pancerzy ochronnych (jeśli ktoś policzy liczbę f*cków na odcinek, pewnie będzie ona bardzo niska jak na "Sukcesję", a i humor w wielu scenach został znacząco stonowany czy wręcz z niego zrezygnowano) przez większość tej godziny byli prawdziwymi sobą i mówili to, co rzeczywiście w danym momencie czuli, nie kontrolując ani siebie, ani sytuacji, która rozgrywała się daleko od nich, bez ich udziału, bez możliwości wywarcia wpływu. Zobaczyliśmy surowe emocje, a to, co się działo z rodzeństwem, autentycznie łamało serce.
"Kocham cię, tato. Nie mogę ci wybaczyć, ale cię kocham". "Jesteś dobrym tatą. Wszystko będzie dobrze". "Nie, to nie może mi się przytrafić". "O kurczę, on mnie nawet nie lubił". Każde z czwórki rodzeństwa zareagowało inaczej na wiadomość o śmierci Logana – Roman wręcz musiał zobaczyć zwłoki ojca, żeby uwierzyć – ale wszystkich łączyło to, że byli w głębokim szoku. Jak gdyby uwierzyli w jego nieśmiertelność, o której był przekonany też on sam. Jeszcze nigdy nie widzieliśmy ich tak bezbronnych, tak zjednoczonych w przeżywaniu tragedii – jeśli przypomnicie sobie pierwsze odcinki serialu i ich reakcje na udar, który ich ojciec przeszedł tuż po imprezie na 80. urodziny, były one zupełnie inne. Teraz, po roku tortur psychicznych, jakie im zafundowano, po rollercoasterze wzajemnych zdrad i uświadomieniu sobie, jak Logan ich rozgrywał, mamy płacz, powtarzanie "kocham cię, tato", uściski i autentyczny smutek.
To prawdziwa uczta zwłaszcza dla widzów, oglądających "Sukcesję" przede wszystkim jako pokręcony dramat rodzinny. "Connor's Wedding" to okazja, żeby się zatrzymać i przyjrzeć się skomplikowaniu relacji wśród Royów w pełnej krasie. Tak, to popaprana, dysfunkcyjna rodzina, tkwiąca w kręgu niekończącej się przemocy psychicznej, za którą odpowiadał ich ojciec i od którego oni wszyscy przejmowali najbardziej koszmarne zachowania, jakie można sobie wyobrazić. Ale to wciąż rodzina. I jest w niej specyficzny rodzaj miłości, jest poczucie wspólnoty i jest wrażenie, że nawet w najgorszych momentach łączy ich pewna nić porozumienia, w końcu nie ma dosłownie nikogo innego na świecie, kto byłby w stanie w pełni zrozumieć ich dalekie od zwykłego życie i to, przez co przechodzą. Kendall, Shiv, Roman i Connor w sytuacji, kiedy dzieje się coś, czego w pewnym sensie wyczekiwali i co zarazem jest jak zawalenie się całego świata na głowę, mają tylko siebie. I "Sukcesja" w dzisiejszym wybitnym odcinku pokazuje to bez mała genialnie, skupiając się na emocjach, przekazywanych przez drobne gesty.
Sukcesja sezon 4 – 3. odcinek to początek walki o władzę
Jednocześnie jasnym jest, że szok za chwilę minie, a ludzka strona Royów znów gdzieś zniknie, przykryta przez twardą rzeczywistość i potrzebę, a być może po prostu konieczność, parcia do przodu. Nie jest zaskakujące, że właśnie w tym momencie Connor świadomie wybrał siebie i swój własny happy end, akceptując prawdę o swojej relacji z Willą (Justine Lupe) i paradoksalnie odnajdując w tym tragicznym momencie osobiste szczęście. Na tyle, na ile to możliwe w jego przypadku. I nie trzeba być prorokiem, aby domyślić się, co będzie działo się dalej z pozostałą trójką. Ich uścisk na lotnisku, po odebraniu zwłok ojca, może być ostatnią taką sceną, jaką zobaczymy w "Sukcesji". Znamienne jest, że chwilę potem każde poszło w swoim kierunku. Kolejnych siedem odcinków będzie – bo musi być – o walce o władzę i o przyszłość firmy.
Wyraźnie widać, że zarysował nam się jasny podział na dwa obozy: starą gwardię, na czele z Gerri (J. Smith-Cameron), która na ślubie Connora zyskała dodatkowy powód, aby pokazać, co potrafi, i "skłócone" z ojcem dzieciaki. To nie jest – jeszcze? – walka pomiędzy Shiv, Romanem i Kenem. Młodzi Royowie najpierw muszą być w stanie utrzymać firmę w swoich rękach, mając po drugiej stronie grupę może i dinozaurów, ale twardych i znacznie bardziej zaprawionych w bojach. Jednocześnie, patrząc na to, co działo się ostatnio z Romanem, trudno spodziewać się, że pozostaną wobec siebie lojalni. Prawdziwa rozgrywka i prawdziwa wojna o Waystar Royco dopiero się zaczyna.
A gdzieś w tym wszystkim jest jeszcze pytanie, czy młodzi Royowie są w ogóle w stanie pokierować rodzinnym biznesem. Choć sposób, w jaki Logan powiedział swoim dzieciom, że nie są "poważnymi ludźmi", nosi znamiona przemocy psychicznej, koniec końców jest to czysta prawda. W świecie biznesu medialnego oni rzeczywiście nie są poważnymi ludźmi. The Hundred udowodniło, że nie mają najmniejszego pojęcia o rynku. To, z jaką łatwością zostali ograni przez babcię Pierce (Cherry Jones), pokazało, że nie są nawet w tej samej lidze. To, że te sytuacje zobaczyliśmy teraz, raczej nie jest przypadkowe. Jesse Armstrong chciał zwrócić naszą uwagę na ich naiwność i brak doświadczenia. Jeśli więc oglądacie "Sukcesję" jako "grę o tron", szykujcie się, że za chwilę zrobi się pewnie nie tylko naprawdę ostro i brutalnie, ale też absurdalnie.
A jeśli oglądacie "Sukcesję" jako dramat rodzinny, licząc, że po śmierci ojca krąg przemocy zostanie wreszcie przerwany i nowe pokolenie będzie w stanie rozpoznać, co było nie tak z ich relacjami do tej pory, oraz zacząć razem działać na rzecz uczynienia świata choć trochę lepszym – no cóż, przed nami siedem odcinków i teoretycznie wszystko jest możliwe. Ale powiedziałabym, że jednak to nie jest serial, który na koniec ukoronuje Brana Starka i powie nam, że to dla dobra królestwa. W każdym razie nie zrobi tego na serio. Umarł król, a teraz w "Sukcesji" czas na prawdziwe igrzyska śmierci.