"Royal Crackers" jest jak bardziej pokręcona "Sukcesja" – recenzja animacji dostępnej na HBO Max
Nikodem Pankowiak
3 kwietnia 2023, 16:02
"Royal Crackers" (Fot. Adult Swim)
Imperium znajdujące się nad przepaścią i rodzina walcząca o jego przetrwanie. "Royal Crackers" to kolejna historia o problemach bogaczy, ale zupełnie inna niż wszystkie.
Imperium znajdujące się nad przepaścią i rodzina walcząca o jego przetrwanie. "Royal Crackers" to kolejna historia o problemach bogaczy, ale zupełnie inna niż wszystkie.
"Royal Crackers" to kolejna już animacja dla dorosłych od Adult Swim, którą polscy widzowie mogą oglądać na HBO Max. Ta stworzona przez Jasona Ruiza ("Murder Police") produkcja – jak wszystko, co wydaje na świat Adult Swim – nie stroni od szaleństwa, owijając w folię z absurdu coś, co inaczej moglibyśmy nazwać krwistym rodzinnym dramatem. Bo "Royal Crackers" to historia trochę w stylu "Sukcesji".
Royal Crackers – o czym jest serial animowany HBO Max?
Ten animowany serial to historia rodziny, która włada dogorywającym imperium – ciastkami Royal Crackers, które stają się coraz mniej popularne wśród konsumentów, osiągając najniższe w historii wyniki sprzedaży. Rodzinne imperium chwieje się w posadach, a nie wygląda na to, by istnieli kandydaci gotowi na jego odratowanie. Głowa rodziny jest przykuta do wózka i tak naprawdę nie ma już kontaktu ze światem, natomiast dwaj synowie – potencjalni dziedzice firmy – niezbyt nadają się do tej roboty.
Stebe (nie ma tu literówki), w którego wciela się twórca serialu, Jason Ruiz, i Theo (Andrew Santino, "Dave") to bracia, którzy nie mogliby bardziej się od siebie różnić. Ten pierwszy to stateczny mąż i ojciec, sztywniak, któremu nie udało się osiągnąć w życiu niczego spektakularnego. Drugi jest zaś niespełnionym muzykiem, tęskniącym za dawną muzyczną karierą. Pod warunkiem, że pod tym określeniem rozumiemy granie supportów przed średnio popularnymi zespołami 20 lat wcześniej. Theo to życiowy i muzyczny boomer, który wyraźnie zatrzymał się w czasie.
Bracia, choć dzielące ich różnice powodują wiele napięć, będą musieli zjednoczyć siły, żeby uratować rodzinną firmę. Nie będzie to jednak łatwe, gdy w grę wchodzą dawne urazy, nieleczone kompleksy czy lęki podsycane przez otoczenie. Żona Stebe'a, Deb (Jessica St. Clair, "Avenue 5") wyraźnie obawia się, że rosnące wpływy Theo w firmie mogą sprowadzić ją i jej męża na drugi plan, a przecież gra będzie toczyła się o wielki majątek, na który czeka także ich syn, chyba najnormalniejszy ze wszystkich bohaterów Matt (w tej roli aktorka Maile Flanagan, "Shameless").
Royal Crackers to pokręcona wersja dramatu o bogaczach
Właśnie dlatego wspomniałem na początku o "Sukcesji", choć to oczywiście porównanie, którego dokonywać można jedynie z przymrużeniem oka. Czołówka serialu może sugerować, że wątki rodzinne będą tutaj na pierwszym miejscu i faktycznie tak jest, przynajmniej na początku. Jednak im dalej w las – piszę to na podstawie trzech dostępnych na ten moment odcinków – tym coraz mocniej stery przejmuje duet, który niekoniecznie przynosi zawsze coś dobrego – absurd i chaos.
Mam wrażenie, że każdy kolejny twórca serialu animowanego stawia sobie obecnie za punkt honoru, by jego produkcja była jak najbardziej pokręcona. Tym sposobem otrzymujemy później tak "wyborne" żarty, jak adwokat podcierający sobie tyłek testamentem swojego klienta. Niestety, nie jest to metafora. Naprawdę, doszliśmy do miejsca, w którym odrobina normalności byłaby niczym powiew świeżego wiatru. Im prędzej każda kolejna animacja przestanie w mniej lub bardziej nieudolny sposób kopiować "Ricka i Morty'ego", tym lepiej dla wszystkich.
Zwłaszcza że "Royal Crackers" faktycznie najsilniejsze jest wtedy, gdy skupia się na swoich bohaterach, ich wyraźnie popapranych małżeństwach i bezsensownej pogoni za złudnymi marzeniami. To właśnie te elementy czy też walka o przetrwanie rodzinnej firmy powinny być eksplorowane jak najczęściej. Zamiast tego zostają one przygniecione przez różne poboczne wątki, które niczego szczególnego do serialu nie wnoszą. Nie wykluczam, że dalej będzie już lepiej, a twórcy na początku jedynie sprawdzali, co "zażre", a co niekoniecznie.
Royal Crackers – czy warto oglądać serial na HBO Max?
Serial Adult Swim ma w sobie sporo potencjału, więc mam nadzieję, że twórcy nie popełnią grzechu jego niewykorzystania. Każda z postaci ma w sobie coś, co sprawia, że jesteśmy w stanie ją polubić. Nawet jeśli część z nich to zwykłe d*pki, szybko jesteśmy w stanie dostrzec, iż za tą fasadą kryje się coś więcej. Nieczęsto zdarza się, by bohaterowie seriali animowanych od samego początku mieli w sobie głębię, więc pod tym względem "Royal Crackers" zaskakuje na plus, choć nie do końca potrafi wykorzystać tę swoją zaletę.
Jeśli zaś chodzi o styl samej animacji, ta nie wyróżnia się absolutnie niczym. Nie ma w tym niczego dziwnego – produkcje Adult Swim rzadko kiedy zachwycają od strony wizualnej (pamiętacie, jak wyglądały pierwsze sezony "Ricka i Morty'ego"?) i tak jest również w tym wypadku. Ot, zwykła animacja, która może i wygląda lepiej niż "Uśmiechnięci przyjaciele", ale żadnych zachwytów nie wzbudzi i w pamięć nie zapadnie.
"Royal Crackers" po pierwszych trzech odcinkach zdaje się być serialem, który nie potrafi w pełni wykorzystać swojego potencjału. Scenarzyści zdają się po omacku szukać tego, co zadziała najlepiej i czasem mocno przy tym błądzą. Dostępnej na HBO Max produkcji jednak jeszcze bym nie skreślał – póki co może i jest wyłącznie jedną z wielu animacji, ale też wciąż ma szansę, by wyrosnąć na coś więcej. Gdybym mógł udzielić twórcom jednej rady, powiedziałbym, że akurat tej komedii dobrze zrobiłoby mniej głupkowania. Mam nadzieję, że sami dojdą do takiego wniosku.