"Castle" (5×09): Opowieść wigilijna
Andrzej Mandel
5 grudnia 2012, 22:04
Może nie tak gorzko jak u Dickensa, ale przesłanie podobne, tylko bardziej bajkowe. Jednak nawet nadmiar lukru nie popsuł odcinka. W końcu – święta rządzą się własnymi prawami.
Może nie tak gorzko jak u Dickensa, ale przesłanie podobne, tylko bardziej bajkowe. Jednak nawet nadmiar lukru nie popsuł odcinka. W końcu – święta rządzą się własnymi prawami.
Na wstępie przyznaję, że na święta, a już szczególnie Boże Narodzenie, mam uczulenie. Kolędy mnie denerwują, słodkie filmy powodują wysypkę, a wszechobecne udawanie dobroci powoduje odruch wymiotny. Nic więc dziwnego, że do "Secret Santa" podszedłem jak do jeża albo kobiecych zapewnień o prawdomówności, wierności czy empatii.
Spodziewając się najgorszego, dałem się zaskoczyć, bo dostaliśmy bajkę z morałem w świątecznym opakowaniu. Bajkę ciepłą, niespecjalnie nachalną i przyjemną w oglądaniu. Nawet jeśli tekst "idź i rób dziecko", jaki rzucił Esposito do Ryana, można było sobie darować, to całość się broni właśnie dzięki nieco odrealnionej konwencji.
Bardzo przyjemnie i mało schematycznie poprowadzono też zagadkę kryminalną. Mylne tropy podawano elegancko i wiarygodnie, a wszyscy na posterunku umiejętnie łączyli pracę ze świętami. Co przynosiło również śmieszne efekty.
Scenarzyści pierwszy raz odrobinę przesłodzili jednak relację Ricka z Kate. Niby to akurat prawdopodobne było, ale jednak wyszło zbyt słodko. Chyba że to kwestia mojego uczulenia na święta, sami oceńcie.
Ale mimo to sam morał tej bajki podobał mi się, tak jak podobał się morał "Opowieści wigilijnej" – wewnętrzna przemiana jest możliwa, trzeba tylko chcieć. Od siebie dodam, że trzeba uważać, by nie była na gorsze…
Jesienny finał "Castle" był więc całkiem niezły. Szkoda tylko, że aż tak słodki.