Serial "Ty" bawi się z widzami i swoim bohaterem w kotka i myszkę w drugiej części 4. sezonu – recenzja
Agata Jarzębowska
9 marca 2023, 10:01
"Ty" (Fot. Netflix)
Druga część 4. sezonu serialu "Ty" bawi się z widzami i z Joem w kotka i myszkę, a co więcej, robi to doskonale. I wywraca do góry nogami wszystko, co do tej pory obejrzeliśmy i myśleliśmy, że wiemy.
Druga część 4. sezonu serialu "Ty" bawi się z widzami i z Joem w kotka i myszkę, a co więcej, robi to doskonale. I wywraca do góry nogami wszystko, co do tej pory obejrzeliśmy i myśleliśmy, że wiemy.
Oglądając pierwszą część 4. sezonu serialu "Ty", trudno mi było pohamować zachwyt. Serial nie tylko wymyślił siebie na nowo, ale też zrobił to z sukcesem, udowadniając, że nadal ma coś do powiedzenia. Druga część, którą w całości miałam okazję obejrzeć przedpremierowo, przeszła jednak wszelkie oczekiwania, wywracając do góry nogami to, co widzieliśmy do tej pory, i fundując nam jazdę bez trzymanki.
Ty sezon 4B – Joe i Rhys zaczynają niebezpieczną grę
Showrunnerka Sera Gamble miała idealne wyczucie, jak należy podzielić 4. sezon serialu "Ty", by złożył się on z dwóch jakże innych, ale uzupełniających się części. Druga część różni się bowiem pod każdym względem, od tempa historii aż po jej ciężar.
Podczas gdy w pierwszej części bawiliśmy się w Sherlocka Holmesa w świecie "Plotkary", tutaj widzowie są niczym detektywi z serialu "Mindhunter", poznając krok po kroku myślenie psychopatycznych morderców. Wredna angielska elita nadal ma swoje mocne momenty, ale schodzi na dalszy plan i choć Joe (Penn Badgley) nadal ugania się za Kate (Charlotte Ritchie), a ona w końcu przestaje sobie wmawiać, że nic do niego nie czuje, to jednak kto inny opętał myśli Goldberga.
Druga część sezonu koncentruje się na szalonej relacji, jaką mają pomiędzy sobą Rhys (Ed Speleers) i Joe. Uprzywilejowany pisarz i polityk nie ukrywa, że Joe jest jego zdaniem idealnym kandydatem na przyjaciela, ale równocześnie pozostaje mocno rozczarowany "człowieczeństwem" Goldberga. Londyński seryjny morderca, podobnie jak widzowie, wie doskonale, że Joe może sobie powtarzać do znudzenia, jak dobrym jest człowiekiem, ale w rzeczywistości dobroci nie ma w nim za wiele.
Joe bardzo szybko odkrywa, że jednak z Rhysem łączy go więcej, niż sam by chciał. I od tego momentu moje wcześniejsze zarzuty, że serial zapomniał o tym, jaki naprawdę jest Goldberg, można wyrzucić przez okno. Bo jak już Joe wraca do dawnego siebie, to nie da się go wybielić i wybaczyć mu jego działań, niezależnie od tego, jak bardzo byśmy tego chcieli.
Oczywiście całość nie mogłaby tak dobrze zagrać, gdyby nie niesamowita chemia pomiędzy Edem Speleersem i Pennem Badgleyem, którzy tym razem mają bardzo dużo wspólnego czasu ekranowego. Ich duet byłby ciekawy, nawet jeżeli siedzieliby na kanapie i czytali do kamery książkę telefoniczną. W dodatku obaj mogą popisać się umiejętnościami aktorskimi, pokazując gwałtowne zmiany nastrojów, a to wszystko sprawia, że z przyjemnością oddajemy się coraz większemu szaleństwu.
Ty sezon 4B – Kate schodzi tym razem na dalszy plan
Z pozostałych towarzyszy Joego na czele w tej części wychodzą Lady Phoebe (Tilly Keeper) i Adam (Lukas Gage). Poza Kate tylko oni są w stanie odciągnąć Joego od sprawy z Rhysem, bo nawet zamotany we właśnie problemy bohater widzi, że tam dzieją się naprawdę złe rzeczy.
Również ta dwójka pomiędzy jedną a drugą częścią przechodzi niesamowitą przemianę. Podczas gdy jeszcze przed chwilą byli po prostu bogatą i znudzoną parą z kryzysem w związku, teraz stają się wręcz definicją toksycznej relacji, a widzowie – razem z Kate – mogą tylko z przerażeniem patrzeć na przebieg wydarzeń. Tilly Keeper i Lukas Gage wyciągnęli ze swoich bohaterów cechy, o których do tej pory nie wiedzieliśmy i zrobili to naprawdę dobrze.
Sama Kate bardzo długo wydaje się bardziej obok tego wszystkiego, niż w centrum wydarzeń. Tak jak w części pierwszej była jedną z postaci, wokół której kręciły się rzeczy, tak teraz bardziej bierze udział w wydarzeniach, które niekoniecznie dotyczą bezpośrednio jej samej. I choć jej obecność w finale 4. sezonu ma duże znaczenie, to wyraźnie widać, że twórcy nie do końca wiedzieli, co z nią zrobić przez pozostałe pięć odcinków.
Dużo więcej czasu dostaje za to studentka Nadia (Amy-Leigh Hickman), która jest coraz bardziej podejrzliwa w stosunku do swojego ulubionego profesora Moore'a. Jej odwaga i przenikliwość z jednej strony imponują, z drugiej miejscami wydają się trochę za bardzo naciągane. Podczas gdy Joe zaprzestał swojego śledztwa, Nadia przejęła pałeczkę bycia Sherlockiem Holmesem tego sezonu, a odkrycia, których dokonuje, dogłębnie nią wstrząsają.
Jak zdradziły zwiastuny, w tej części powraca też jedna z ważniejszych postaci z poprzednich sezonów. Celowo jednak nie będę się pochylać nad jej wątkiem, ponieważ wymagałoby to bardzo spoilerowego omówienia tego, co sprawiło, że mogła wrócić.
Ty sezon 4B – czy to może być idealne zakończenie?
Sam finałowy odcinek 4. sezonu wzbudził we mnie mieszane uczucia. Z jednej strony ostatnie minuty są naprawdę dobre i przesuwają ciężar ewentualnego 5. sezonu na całkowicie nowe tory, rozpościerając przed Goldbergiem nowe możliwości. Z drugiej strony, gdyby z jakiegoś powodu Netflix jednak nie zamówił kontynuacji, finał ten spokojnie może być zakończeniem całej historii. Pozostawienie sobie ciekawej dalszej drogi rozwoju, a z drugiej strony, zabezpieczenie historii na wypadek skasowania serialu jest sztuką niezwykle trudną i Serze Gamble się to udało.
Jednak niestety jest łyżka dziegciu w tej beczce miodu. Pewne rzeczy z finału 4. sezonu poszły za gładko i chociaż serial od początku istnienia puszczał do widza oczko, umożliwiając bohaterom robienie rzeczy niemożliwych, tak nawet tutaj można przesadzić. I jest to rozczarowujące, tym bardziej że wieńczy to naprawdę dobry i ciekawy wątek.
Serial "Ty" w 4. sezonie ogólnie jednak udowodnił, że poziom serii wcale nie musi spadać, wystarczy tylko dobrze wykorzystać to, co się ma pod ręką i zabawić się znanymi tropami. Prawda jest taka, że 4. sezon to tak naprawdę serialowa i współczesna wersja pewnego kultowego filmu Davida Finchera, jednak podanie jego tytułu zdradziłoby od razu całą fabułę i z miejsca zepsuło zabawę.
Jeżeli Netflix zdecyduje się na zamówienie 5. sezonu, to będę czekać niecierpliwie i z przyjemnością dam się ponownie zaskoczyć.