"Rozterki Fleishmana" to błyskotliwa opowieść o życiu i całej reszcie – recenzja serialu Disney+
Marta Wawrzyn
22 lutego 2023, 10:02
"Rozterki Fleishmana" (Fot. FX)
Bestsellerowa książka, jej autorka za sterami serialowej adaptacji i gwiazdorska obsada z Jessem Eisenbergiem oraz Claire Danes na czele. "Rozterki Fleishmana" trafią do każdego, kto kiedykolwiek przechodził życiowy kryzys.
Bestsellerowa książka, jej autorka za sterami serialowej adaptacji i gwiazdorska obsada z Jessem Eisenbergiem oraz Claire Danes na czele. "Rozterki Fleishmana" trafią do każdego, kto kiedykolwiek przechodził życiowy kryzys.
"Myślę, że może napiszę książkę. Będzie o życiu i małżeństwie, i pieniądzach, i braku satysfakcji, i przyjaźni na całe życie" – mówi w pewnym momencie Libby (Lizzy Caplan, "Masters of Sex") do swojego przyjaciela Toby'ego Fleishmana (Jesse Eisenberg, "The Social Network"). Dokładniej, mówi to już pod sam koniec składającego się z ośmiu odcinków serialu "Rozterki Fleishmana" i nie traktujcie tej informacji jak spoilera, bo książka była przed serialem. A przed książką było prawdziwe życie jej autorki, Taffy Brodesser-Akner, nowojorskiej dziennikarki, która nie ukrywa, że pisała o sobie, swoich znajomych, kryzysach dobrze znanych z własnego otoczenia. I tak się składa, że przy okazji dobrze uchwyciła, co gryzie dzisiejszą klasę średnią, nie tylko w Ameryce.
Rozterki Fleishmana – o czym jest serial Disney+?
Serial telewizji FX, od dziś dostępny na platformie Disney+ to bardzo wierna adaptacja "Pana i pani Fleishman", o co zadbała sama autorka i showrunnerka w jednym. Ten stan rzeczy ma swoje plusy i minusy, czego efektem jest dość nierówny poziom serialu. Nie wszystko, co działa na papierze, równie dobrze sprawdza się na ekranie. Są więc momenty, kiedy "Rozterki Fleishmana" aż chciałoby się przewinąć, byle tylko nie nurzać się znowu razem z bohaterami w trochę tylko zmienionej wersji tej samej beznadziei, którą przerabialiśmy już dziesięć razy na przestrzeni kilku ostatnich godzin.
Ale nawet jeśli dogłębne opisy stanów wewnętrznych postaci nie zawsze mają tę samą moc na ekranie co na papierze, "Rozterki Fleishmana" są tytułem, jakich wciąż brakuje we współczesnej telewizji: to bardzo bliska prawdziwego życia opowieść o kryzysie, jaki wielu z nas dopada w okolicach 40-tki. W tym momencie, kiedy macie wrażenie, że powinniście już mieć więcej, być lepsi, mądrzejsi, bogatsi, a tak w ogóle to przecież mieliście być kimś innym. Co się stało z tamtą osobą? Jak ja tu dotarłem/dotarłam? Jak znalazłem/znalazłam się w tym miejscu? To pytanie przewija się przez osiem godzin serialu, powracając w różnych wersjach, wypowiadane przez różne osoby.
Naszym głównym bohaterem jest Toby, 41-latek po rozwodzie, który w momencie kiedy go spotykamy, odkrywa cudowny i przerażający świat aplikacji randkowych. Lekarz z dwójką dzieci, tuż po rozwodzie, nagle odkrywa, że dla mieszkanek Nowego Jorku jest dosłownie najbardziej pożądanym typem mężczyzny. Zanim jednak zacznie korzystać ze swojej nowej wolności i z sympatycznego nerda przemieni się w Hanka Moody'ego, musi zmierzyć się z niecodzienną sytuację: jego była żona, Rachel (Claire Danes, "Homeland") zostawia mu na progu wynajętego mieszkania dzieci, a sama gdzieś znika. Mijają dni, tygodnie, a ona nie wraca. Toby irytuje się, nie radzi sobie z niczym, uczy się radzić sobie ze wszystkim, odgrzebuje stare przyjaźnie, chodzi na długie spacery, a wreszcie zaczyna uczciwie przyglądać się swojemu małżeństwu. Co poszło nie tak? Jak to się stało, że dwie zakochane w sobie osoby znalazły się w tym miejscu?
Rozterki Fleishmana, czyli małżeński kryzys i wiele więcej
"Rozterki Fleishmana", przez pryzmat tego, co dzieje się z tytułowym bohaterem po rozpadzie małżeństwa, prezentują śmieszno-straszny obraz zarówno jego otoczenia, czyli nowojorskich elit, jak i bardziej uniwersalnie – 40-latków z klasy średniej, ich aspiracji życiowych i kryzysów, jakie przechodzą. To dogłębna, pełna do bólu trafnych spostrzeżeń wiwisekcja zarówno małżeństwa, jak i szerszych relacji społecznych oraz tego, jak to jest być w pewnym wieku i nieważne, co mamy i jak wiele osiągnęliśmy, czuć, że dusimy się w tej wersji więzienia zwanego życiem, którą sobie stworzyliśmy. Jest w tej historii wszystko: surowe emocje, mnóstwo humoru, smutku, melancholii. Nie raz i nie dwa główni bohaterowie czują się paskudnie z tym, co mają, nie zdając sobie sprawy, że osoba patrząca na to z boku dałaby wszystko, aby się z nimi zamienić. Ten motyw jest tu przerabiany na wiele sposobów, aż do przesady. Toby chciałby żyć życiem swojej przyjaciółki, a ona dałaby wiele, aby uciec z przedmieścia do miasta.
Jak to często bywa z opowieściami takimi jak ta, główny bohater – uprzywilejowany facet, który chciałby "normalnego życia", "normalnego małżeństwa", "normalnej miłości", no wiecie, żeby wreszcie było normalnie – jest najmniej ciekawą postacią ze wszystkich. Choć opowieść o Tobym Fleishmanie, z iskrzącą narracją niesamowitej w tym serialu Lizzy Caplan, jest naprawdę dobrze napisana i ze wszech miar wnikliwa i błyskotliwa, niekończący się kryzys głównego bohatera, jego skupianie się na sobie i denerwująca niechęć do spojrzenia poza czubek własnego nosa potrafi irytować nawet bardzo cierpliwego widza, a lubię myśleć, że do takich właśnie się zaliczam.
Opuszczony przez żonę Toby po – dosłownie – dziesięciu latach przypomina sobie o dawnych przyjaciołach, których poznał na stypendium w Izraelu i z którymi kiedyś byli nierozłączni. Libby i Seth (Adam Brody, "Życie na fali") spieszą na pomoc, wysłuchują jego niekończących się narzekań, pomagają mu stanąć na nogi i – zwłaszcza Seth (nie, nie Cohen), który zasługiwał na bardziej rozszerzoną historię – zostają statystami w jego życiu. Tymczasem mają wszystko, czego trzeba, żeby być pełnoprawnymi bohaterami. Kiedy więc w końcu na pierwszy plan wychodzi życie Libby i jej małżeństwo z Adamem (Josh Radnor, "Jak poznałem waszą matkę"), jest wrażenie, że to oddech świeżego powietrza. Nawet jeśli Libby przeżywa jakąś wersję tego samego co Toby i zadaje sobie dokładnie te same pytania, mając coś, co wygląda jak szczęśliwe, poukładane życie.
Przede wszystkim jednak bardzo długo brakuje perspektywy Rachel. Bohaterka, sprowadzana przez sześć odcinków do roli czarnego charakteru w historii Toby'ego, odzyskuje swój głos dopiero w – absolutnie rewelacyjnym – 7. odcinku, czyli tuż przed finałem. I jest to nie tylko największy od czasów "Homeland" popis aktorstwa Claire Danes, ale też bolesny obraz traumy, którą Rachel przeżywała samotnie, mimo że cały czas miała obok siebie męża. Jej droga życiowa, jej aspiracje, powody, dla których tak bardzo dba o miejsce w socjecie, strach przed tym, co powie mąż – jest wrażenie, że serial zaledwie liznął wierzchołek góry lodowej tego, kim jest Rachel. Po obejrzeniu odcinka z nią można zacząć się zastanawiać, czemu właściwie słuchaliśmy przez sześć godzin narzekań nudnego – przepraszam, "normalnego" – Toby'ego zamiast spędzić więcej czasu z jego żoną. Serial nie do końca też potrafił mi wyjaśnić, czemu ta dwójka w ogóle wzięła ślub i spędziła razem 15 lat. Mamy tu najwyższej klasy aktorów, jakimś cudem tworzących niezbyt przekonującą parę, zwłaszcza w retrospekcjach.
Rozterki Fleishmana – czy warto obejrzeć serial?
Są więc "Rozterki Fleishmana" dość specyficznym miksem plusów i minusów, a przy tym z pewnością nie trafią do każdego. To coś dla fanów seriali "gadanych", książek przenoszonych na ekran tak, żeby było widać, że to książka, a przede wszystkim tych z was, którzy lubią kameralne historie o życiu i całej reszcie. Bo nawet jeśli wolałabym obejrzeć raczej serial o Rachel albo Libby niż o Tobym, a na myśl o mężczyznach pragnących w związku "normalności" odzywają się we mnie liczne instynkty obronne, nie da się odmówić Taffy Brodesser-Akner jednego: bardzo trafnie, bezlitośnie, a przy tym z dużą dawką ciepła i humoru pokazała ten moment w życiu, kiedy czujemy, że doszliśmy do ściany i albo coś zmienimy, albo oszalejemy we własnej skórze.
Swoją wersję drogi do szaleństwa i z powrotem przechodzą wszyscy główni bohaterowie tej opowieści, a koniec końców najmądrzejsza życiowo okazuje się 11-letnia dziewczynka. "Rozterki Fleishmana" są jak osiem godzin terapii w oscarowym towarzystwie. Albo jak najlepsza opowieść o kryzysie wieku średniego od czasów, kiedy Don Draper wysadził w powietrze swoje perfekcyjne życie na przedmieściu i w wieku 40 lat zaczął wszystko od nowa. Opowieść bardzo amerykańska, bo pewne schematy, zaszczepione w tamtejszym społeczeństwie w latach 50. i 60., istnieją do dziś, czyniąc śliczne domki pod miastem złotą klatką dla wielu ludzi, odtwarzających te same role społeczne, co ich rodzice, i nie wiedzących, jak się tam znaleźli ani jak stamtąd uciec.
Ale to też dużo bardziej uniwersalna historia, w której przejrzy się jak w lustrze każdy, kto był w dłuższym związku lub/i przechodził jakiś rodzaj egzystencjalnego kryzysu. "Rozterki Fleishmana" wiele rzeczy robią dobrze: udowadniają, że narracja w serialu może być sztuką, udanie wykpiwają nowojorską socjetę i całą pustkę ich egzystencji, do bólu prawdziwie oddają koszmar depresji poporodowej i pozwalają Claire Danes wykrzyczeć się, i to tak naprawdę. Mają swój styl, klimat i charakter. To serial, któremu jakoś mogę wybaczyć to, że swoim głównym bohaterem uczynił Toby'ego Fleishmana.