"Alaska Daily" to obietnica wciągającego kryminału od oscarowej ekipy – recenzja serialu z Hilary Swank
Nikodem Pankowiak
8 lutego 2023, 16:33
"Alaska Daily" (Fot. ABC)
"Alaska Daily" na papierze ma wszystko, by przedstawić widzom wciągającą historię. Okazuje się jednak, że twórcy serialu mają problem ze spełnieniem własnych ambicji.
"Alaska Daily" na papierze ma wszystko, by przedstawić widzom wciągającą historię. Okazuje się jednak, że twórcy serialu mają problem ze spełnieniem własnych ambicji.
Nie ma co kolorować rzeczywistości – w czasach streamingu i świetnych produkcji z kablówek mamy coraz mniej powodów do sięgania po seriale z amerykańskiej telewizji ogólnodostępnej. Oczywiście, zdarzają się od tej reguły wyjątki, ale ogólnie rzecz biorąc stacje takie jak ABC czy reszta z (niegdyś) Wielkiej Czwórki mają już widzom, rozpieszczonym przez telewizję jakościową, coraz mniej do zaoferowania. I takim wyjątkiem może być właśnie "Alaska Daily" z Hilary Swank w roli głównej.
Alaska Daily – o czym jest serial dostępny na Disney+?
I nie, nie chodzi mi o to, że akurat "Alaska Daily" jest serialem wyróżniającym się jakościowo – klimat telewizji ogólnodostępnej, ze wszystkimi jej wadami, jest w nim wyczuwalny bardzo szybko. Subtelności tu jak na lekarstwo, łopatologia aż bije po oczach. Dlaczego zatem akurat ten serial miałby widzów zainteresować bardziej niż przeciętna produkcja "sieciówki"? Po pierwsze, stoi za nim oscarowa ekipa – twórcą serialu jest reżyser i scenarzysta głośnego filmu "Spotlight", Tom McCarthy, a Hilary Swank ma na swoim koncie nagrodę Akademii za film "Za wszelką cenę". Po drugie, temat serialu jest – jakkolwiek to nie zabrzmi w kontekście fabuły, o której za chwilę – całkiem nośny. No i po trzecie, produkcja ABC właśnie trafiła na Disney+.
Czemu fabuła wydaje się nośna? Główną bohaterką serialu jest Eileen Fitzgerald, znana dziennikarka śledcza z Nowego Jorku, która popełnia błąd niewybaczalny w jej zawodzie – przygotowuje materiał, którego rzetelność zostaje podważona. Jej historia o nowym sekretarzu obrony USA okazuje się na tyle wielkim niewypałem, że Eileen jest spalona w całym Nowym Jorku i nie tylko, a jedyna praca czeka na nią w Anchorage – największym mieście Alaski. To tam główna bohaterka trafia pod skrzydła Stanleya Cornika (Jeff Perry, "Skandal"), dawnego znajomego, który teraz prowadzi gazetę na dalekiej północy.
Jak niemal wszystkie papierowe media, także "Daily Alaskan" musi walczyć o przetrwanie w cyfrowym świecie, gdzie ludzi chcą dostawać newsy szybko i niekoniecznie na papierze. Dlatego też morale w redakcji nie wydaje się szczególnie wysokie i nie zmienia tego nawet przybycie znanej dziennikarki z Nowego Jorku. Inna sprawa, że Eileen robi wiele, by swoich nowych współpracowników do siebie zrazić, więc ci nie przyjmują jej z otwartymi ramionami. Ostatecznie główna bohaterka łączy siły z Roz (Grace Dove), młodą dziennikarką przedstawicielką rdzennej ludności Alaski, z którą zajmie się sprawą morderstw i zaginięć kobiet z rdzennych plemion.
Alaska Daily nie wykorzystuje potencjału własnej historii
Takie morderstwa i zaginięcia to temat, który w rzeczywistości poruszany jest coraz częściej – powstają o nim podcasty, dokumenty, więcej uwagi zaczynają poświęcać im media. Dlatego też nie dziwi, że w końcu przebił się on także do świata seriali. Problem w tym, że to tematyka wymagająca moim zdaniem subtelnego i bardziej zniuansowanego podejścia. Czyli podejścia, na które raczej nie ma co liczyć w stacji takiej jak ABC. Sam pomysł na fabułę jest naprawdę obiecujący, ale wydaje się, że takie HBO byłoby w stanie wycisnąć z niej znacznie więcej i zajrzeć tam, gdzie "Alaska Daily" nie zagląda.
Serial nie do końca radzi sobie ze społeczną tematyką, która – zapewne na potrzeby stacji – została dość mocno spłycona. Szkoda, bo przecież Tom McCarthy pokazał już, że potrafi zabrać się za wrażliwe tematy z wyczuciem. I to nie jest tak, że nagle McCarthy zupełnie stracił wyczucie i społeczny słuch – można odnieść wrażenie, że ugiął się pod naciskami, by całą historię jak najbardziej uprościć. Tak, aby była ona strawna dla widza oglądającego "Alaska Daily" między proceduralem o strażakach a proceduralem o lekarzach.
Dlatego nie dziwi, że duet Eileen i Roz jest raczej takim standardowym, opartym na przeciwieństwach duetem, które doskonale znamy z seriali kryminalnych. Eileen nie budzi powszechnej sympatii, także wśród widzów – jest władcza i wszystkich traktuje z góry, ciężko jej pogodzić się z myślą, że ktoś może wiedzieć lub robić coś lepiej od niej. Z kolei jej młodsza koleżanka to osoba targana rodzinną traumą – z jej powodu robi wszystko, by odkryć prawdą o morderstwach. Stworzenie osobistych motywacji to jedna z najbardziej oklepanych zagrywek, ale akurat tutaj sprawdza się ona całkiem nieźle i dodaje nieco charakteru postaci Roz.
Alaska Daily – czy warto oglądać serial z Hilary Swank?
W ogóle Eileen, główna bohaterka serialu, jest zarazem chyba jego najgorszym elementem. Graną przez Hilary Swank postać trudno polubić i niestety ciężko znaleźć jednoznaczną odpowiedź na pytanie, czy jest to specjalny zabieg twórców, czy może efekt przeciętnego scenariusza i nie odnajdującej się w nim aktorki. Bo Swank na ekranie bardzo często się zwyczajnie męczy, męcząc przy tym widzów. Dlatego najlepiej wypada wątek, w którym jest jej najmniej, czyli życie redakcji powoli zwijającej się gazety na Alasce. Choć drugoplanowi reporterzy często zajmują się tematami wyglądającymi na trywialne w porównaniu do głównego wątku, ale przynajmniej pozwalają odpocząć. Od niego i wiecznie napuszonej Eileen.
Kto widział "Spotlight", ten wie, że Tom McCarthy potrafi w przyciągający sposób pokazać redakcyjne życie i wszelkie dylematy trapiące dziennikarzy zmagających się z trudnymi tematami. Dlatego też nie dziwi, że to właśnie redakcyjne wątki są tymi najciekawszymi – nawet jeśli i tutaj doszło do pewnych wypaczeń i uproszczeń. Jeśli pamiętacie 5. sezon "The Wire", możecie przeżyć lekki dysonans, ale w innym wypadku to właśnie obserwowanie codziennej pracy lokalnych dziennikarzy będzie sprawiało widzom najwięcej przyjemności. Szkoda jednak, że to tylko dodatek do głównego wątku, który zdecydowanie lepiej wybrzmiałby, gdyby za "Alaska Daily" stała inna stacja. Niestety, nie stoi, musimy więc zadowolić się absolutnym minimum, jeśli chodzi o psychologiczny rys postaci i społeczny komentarz.
Serial ABC to bardziej notka w tabloidzie niż porządna reporterska robota i nie ratuje go nawet Alaska, która przecież wydaje się idealnym miejscem akcji dla krwistego kryminału. Niestety, patrzymy na nią głównie oczami przybyłej z Nowego Jorku dziennikarki, więc jest to perspektywa mocno zaburzona, za dużo tu niepotrzebnej egzotyki i robienia z największego stanu USA bardziej dzikiego miejsca, niż jest w rzeczywistości. Takie podejście mogło przejść, gdy na antenie królował "Przystanek Alaska", dziś jest już ono przestarzałe. Tak jak przestarzały zdaje się cały serial – ostatecznie "Alaska Daily" jest jak podróż w czasie, do momentu, gdy każdy kryminał z akcją w miejscu pozbawionym słońca wydawał się lepszy, niż był naprawdę. Te czasy już na szczęście minęły, ale nie wszyscy chyba ten fakt odnotowali.