Serial "The Last of Us" zmienił sposób zarażania się grzybem. Czemu to zrobiono i czy zarodniki jeszcze się pojawią?
Karolina Noga
27 stycznia 2023, 16:02
"The Last of Us" (Fot. HBO)
Adaptacje to drażliwy temat, szczególnie wśród zagorzałych fanów. Pierwsze dwa odcinki "The Last of Us" podbiły świat, jednak niektórzy kręcili nosem – poszło o sposób, w jaki rozprzestrzenia się grzybem.
Adaptacje to drażliwy temat, szczególnie wśród zagorzałych fanów. Pierwsze dwa odcinki "The Last of Us" podbiły świat, jednak niektórzy kręcili nosem – poszło o sposób, w jaki rozprzestrzenia się grzybem.
Jeszcze przed premierą "The Last of Us" twórcy zapowiadali, że mają zamiar wprowadzić pewne zmiany. Jedna z nich dotyczy bardzo szczególnej, a przy tym istotnej kwestii, a mianowicie sposobu, w jaki ludzie zarażają się zabójczym grzybem. Co przedstawiono inaczej niż w grze?
The Last of Us – czemu serial zmienił sposób zarażania grzybem?
W grze komputerowej choroba pochodziła z Ameryki Południowej i wszystko zaczęło się od zainfekowanego zboże. W miarę upływu czasu ludzie zaczęli zarażać się grzybem albo poprzez ugryzienie, albo poprzez wdychanie unoszących się w powietrzu zarodników. Bohaterowie musieli nosić maski gazowe, żeby uniknąć zarażenia.
W serialu zarodników w powietrzu nie ma, za to trzeba unikać macek grzybów, które wyrastają zarażonym z ust, ale nie tylko. Grzyby i wszyscy zarażeni są połączeni czymś w rodzaju grzybni, dzięki czemu mogą się komunikować ze sobą. W materiałach zza kulis 2. odcinka pt. "Zarażeni" showrunner serialu Craig Mazin wyjaśnił, skąd te zmiany:
— Jedną ze zmian, które Neil [Druckmann, drugi z twórców] i ja czuliśmy, że musimy wprowadzić wcześnie, był sposób rozprzestrzeniania się grzyba. Oczywiście przeprowadziliśmy wiele badań na temat grzybów i kordycepsów. Neil i Naughty Dog oczywiście również przejrzeli wiele z tych rzeczy. Zaczęliśmy przyglądać się czemuś, co nazywa się grzybnią, czyli tym niciom, które tworzą grzyby.
To właśnie dzięki wprowadzonym zmianom byliśmy świadkami przerażającego "pocałunku", którego doświadczyła Tess (Anna Torv) tuż przed śmiercią.
— W grze rozprzestrzenia się to poprzez ugryzienie i ślinę, ale może też rozprzestrzeniać się w powietrzu, poprzez zarodniki. I podczas gdy to działa w środowisku gry wideo, w prawdziwym życiu zarodniki poruszają się wszędzie. I trudniej jest uwierzyć w to, że zarodniki są zlokalizowane [w jednym miejscu] i się nie rozprzestrzeniają – powiedział Mazin.
Zmiany poszły dalej i w serialu zainfekowani tworzą w pewien sposób rój. Gdy jeden z zarażonych znajdzie się w "niebezpieczeństwie" lub zostanie zaalarmowany, natychmiast powiadamiani są o tym pozostali zarażeni. Mazin wspomniał, że grzyby potrafią się ze sobą komunikować, a Neil Druckmann momentalnie pokochał ten pomysł:
— Craig miał ten pomysł, który bardzo mi się spodobał, a który przypomina sposób działania grzybów, a to czasem największe organizmy, jakie można znaleźć w lesie. To pojedynczy organizm, który mógłby po prostu komunikować się z jego różnymi częściami. To tak, jakbyście dotknęli pnącza, a milę dalej moglibyście obudzić hordę zainfekowanych, którzy teraz po was przyszli.
The Last of Us – czy w serialu pojawią się zarodniki?
A czy w serialu pojawią się zarodniki i zobaczymy bohaterów w maskach gazowych? Craig Mazin zasugerował w rozmowie z Variety, że niczego nie wykluczają.
— Jeśli słuchacie uważnie, wspomniane jest słowo "zarodniki". Niekoniecznie wiem, czy tym razem zobaczymy jakieś zarodniki, ale stwierdzenie, że nasz świat jest ich pozbawiony, nie byłoby trafne. Jeszcze nie do końca to wiemy; to część zabawy z adaptacją – pozostawianie tych rozmytych krawędzi mapy dla naszych bohaterów, by odkryli je w miarę trwania przygody.
Wielu fanów gry jednak trudno zadowolić – krytykują nie tylko zmiany, takie jak sposób rozprzestrzeniania infekcji, ale także dobór aktorów. Bella Ramsey padła ofiarą okrutnego hejtu. Tymczasem twórcy starają się nie brać do siebie nieprzychylnych komentarzy, nieważne czego dotyczą.
— Nauczyłem się oczekiwać negatywnych reakcji nawet po kichnięciu. Myślę, że to przemawia do tego rodzaju fanów, których mamy, którzy są tak bardzo dbają, tak bardzo kochają ten świat i te postacie, że byle co widzą jako odchylenie, bez pełnego kontekstu tego, co to oznacza – zakładają najgorsze i odrzucają to. Myślę, że ten dodatek [macki] jest czymś wartym uwagi. Jest to właściwie jeden z tych dodatków, przy których myślę: "kurczę, chciałbym, żebyśmy mieli to w grze. Szkoda, że nie pomyśleliśmy o tym lata temu, bo tak bardzo mi się to podoba".
W oczekiwaniu na kolejny odcinek możecie przeczytać, jak serial zmienił wątek Tess oraz w jaki sposób powołano do życia klikaczy. Zobaczcie także zapowiedź 3. odcinka "The Last of Us".