"Velma" w nowy sposób przedstawia bohaterów naszego dzieciństwa – recenzja serialu HBO Max
Nikodem Pankowiak
13 stycznia 2023, 17:02
"Velma" (Fot. HBO Max)
"Scooby-Doo" bez Scooby'ego i to w wersji dla tych raczej starszych niż młodszych widzów – czy to mogło się udać? "Velma" udowadnia, że mogło, choć nie bez problemów. Recenzujemy dwa pierwsze odcinki serialu HBO Max.
"Scooby-Doo" bez Scooby'ego i to w wersji dla tych raczej starszych niż młodszych widzów – czy to mogło się udać? "Velma" udowadnia, że mogło, choć nie bez problemów. Recenzujemy dwa pierwsze odcinki serialu HBO Max.
"Velma", nowy animowany serial HBO Max właśnie miał swoją premierę, ale tak naprawdę kontrowersje budził już wcześniej. Przepraszam, "kontrowersje" – tylko tak można określić gorące dyskusje wokół koloru skóry i orientacji seksualnej głównej bohaterki kreskówki. Serial tak naprawdę wywraca do góry nogami znacznie więcej, przez co już nigdy możemy nie spojrzeć na "Scooby-Doo" w ten sam sposób. I dobrze, trzeba się bawić i jeśli sięgać po klasykę, to szukając przy tym czegoś nowego.
Velma to nowy serial ze świata kreskówki Scooby-Doo
"Velma" to tak naprawdę prequel "Scooby-Doo". Velma (Mindy Kaling, "The Office", "The Mindy Project"), która była mózgiem całego zespołu, choć zawsze była w nim traktowana nieco jak piąte koło u wozu, postanawia opowiedzieć swoją historię. To dzięki niej dowiemy się, jak doszło do tego, że ona, Fred (Sam Richardson, "The Afterparty"), Daphne (Constance Wu, "Przepis na amerykański sen") i Shaggy, tu jeszcze bardziej znany pod swoim imieniem, Norville (Glenn Howerton, "Nauki niezbyt ścisłe") stworzyli zespół, któremu niestraszny był żaden bandyta – przebieraniec.
Jak się okazuje, połączyło ich morderstwo. Oto jednego dnia martwa, bez mózgu, zostaje znaleziona Brenda, jedna z uczennic szkoły, do której uczęszcza także główna bohaterka. I to właśnie Velma stanie się pierwszą podejrzaną – w końcu jest szkolnym odludkiem, więc łatwo wskazać na nią. Zwłaszcza, że sama mogłaby mieć motyw – zazdrość o Daphne, która zaczęła przyjaźnić się z Brendą, zapominając o Velmie. Śledztwo w całej sprawie będą prowadzić dwie panie detektywki, Linda (Wanda Sykes, "Black-ish") i Donna (Jane Lynch, "Glee"). Choć kobiety są matkami Daphne, to nie konflikt interesów jest tutaj głównym problemem. Obie są po prostu szalenie niekompetentne i to Velma musi odwalać za nie całą robotę.
A jest co robić, bo gdy tytułowa bohaterka zostaje oczyszczona z zarzutów, głównym podejrzanym zostanie Fred – rozkapryszony dzieciak z obrzydliwie bogatego domu, który równie łatwo co zdobyć sympatię otoczenia, potrafi ją stracić. Tajemnic wokół morderstwa Brendy będzie jednak znacznie więcej, a każdy z bohaterów może w pewnym momencie stać się podejrzany. Tu wszyscy mają swoje sekrety, a serialowy świat nastolatków bardziej przypomina tutaj ten z "Euforii" (minus narkotyki) niż poprzednich wersji "Scooby-Doo".
Velma to nowe spojrzenie na dobrze znanych bohaterów
Bo twórcy serialu, na których czele stoi Charlie Grandy ("The Mindy Project"), postanowili bardzo mocno zabawić się ze znanymi nam od dziesięcioleci bohaterami. Każdy z nich zyskał głębię, której zdecydowanie brakowało im, gdy uganiali się za przestępcami przebranymi za potwory. I, jak się okazało, jak niemal wszystkie nastolatki mają oni swoje skrzętnie chowane przed światem problemy. Scenarzyści serialu w dekonstrukcji postaci zdecydowali się iść na całość, a niektóre ich decyzje powinny robić wrażenie. No właśnie, powinny, ale nie zawsze robią.
Oczywiście, dla wielu osób mających zbyt wiele wolnego czasu głównym problemem będzie zmiana koloru skóry niektórych bohaterów. Krótko na ten temat – fakt, że uniwersum Scooby'ego stało się mniej białe i heteronormatywne, może mu wyjść tylko na dobre. Bardziej powinniśmy skupić się na innych wątkach – traumie Velmy związanej z zaginięciem jej matki czy kompleksach Freda, który żyje w cieniu surowego, przesiąkniętego toksyczną męskością ojca. Tych fabularnych i formalnych fajerwerków w pierwszych dwóch odcinkach serialu HBO Max jest jednak tak wiele, że widz szybko zaczyna wobec nich obojętnieć.
Jasne, musimy brać poprawkę na to, że widzieliśmy do tej pory jedynie dwa odcinki z całego sezonu, z pewnością bohaterów poznamy jeszcze lepiej, więcej dowiemy się chociażby o ich relacjach z rodzicami. A te potrafią być naprawdę pokręcone i niezdrowe. Fred, by zadowolić swojego ojca i uchodzić w jego oczach za mężczyznę sam będzie sprowadzał na siebie kłopoty. Velma z kolei co chwilę doświadcza problemów w komunikacji z ojcem (Russell Peters), który po zniknięciu żony związał się z mającą influencerskie zapędy Sophią (Melissa Fumero, "Brooklyn 9-9").
Velma – czy warto oglądać serial animowany HBO Max?
Velma jest rzecz jasna postacią wielowarstwową – twórcy postanowili oddać sprawiedliwość bohaterce, która była najmniej cool spośród wszystkich członków drużyny Scooby'ego. Tytułowa postać to oczywiście bystra dziewczyna – jak zawsze najbystrzejsza z całej paczki – którą trawią wewnętrzne demony, traumy i kompleksy. Opowiadając historię o tym, jak to wszystko się zaczęło, Velma próbuje odzyskać swój głos, który zbyt długo był tłumiony, także przez nią samą. Jak sama przyznaje w pierwszej scenie, w przypadku kobiecych bohaterek ich origin story sprowadza się zwykle do szukania odpowiedzi na pytanie "Dlaczego ta laska zwariowała?".
Przejęcie narracji ma być dla niej szansą, by temu zapobiec, by wciąż mieć kontrolę nad własną historią. A że wreszcie może opowiedzieć ją tak, jak chce, widzowie dostają historię opowiedzianą bez cenzury. Jeśli ktoś jednak oczekiwał jazdy po bandzie, może się zawieść. Prawdopodobnie twórcom wydaje się, że są niezwykle odważni, prezentując naszych ukochanych z dzieciństwa w zupełnie innym świetle, ale to tylko złudzenie. Tak naprawdę "Velma" jest znacznie grzeczniejsza niż większość animacji dla dorosłych i byłaby uznana za kompletnie niekontrowersyjną, gdyby jej bohaterowie nie wywodzili się z kultowej kreskówki. Największym problemem "Velmy" może być jednak fakt, że spróbowano upchnąć w niej zbyt wiele, przez co momentami widz może poczuć się nieco przytłoczony.
Każda z postaci od początku ma być jakaś, ale zwyczajnie nie starcza czasu na to, by zaprezentować je w sposób wiarygodny. Choć wszyscy bohaterowie przeżywają swoje traumy, sposób w jaki prowadzona jest cała historia utrudnia jakiekolwiek sympatyzowanie z nimi. Scenarzystom brakuje czasem wyczucia i nie wiedzą, kiedy powinni odpuścić strojenie sobie żartów. W takich momentach serial ratuje świetna obsada głosowa, która jest być może jego największą zaletą. Nie jest ona jednak w stanie przysłonić wszystkich bolączek serialu – "Velma" to póki co produkcja, która miała na siebie świetny pomysł, ale, choć sporo rzeczy się udało, czasem szwankuje jego wykonanie. Daję jej jednak kredyt zaufania, bo jestem ciekaw, jak bardzo twórcy powykręcają jeszcze moje ukochane postaci z dzieciństwa.