"Zakłamane życie dorosłych" to serial o dorastaniu, który szkoda przegapić – recenzja adaptacji powieści Eleny Ferrante
Marta Wawrzyn
8 stycznia 2023, 15:33
"Zakłamane życie dorosłych" (Fot. Netflix)
Na Netfliksa trafiło w tym tygodniu "Zakłamane życie dorosłych" na podstawie książki Eleny Ferrante i niestety nie będzie takim hitem jak "Genialna przyjaciółka", bo platforma serialu nie promuje. A szkoda – to świetna rzecz.
Na Netfliksa trafiło w tym tygodniu "Zakłamane życie dorosłych" na podstawie książki Eleny Ferrante i niestety nie będzie takim hitem jak "Genialna przyjaciółka", bo platforma serialu nie promuje. A szkoda – to świetna rzecz.
Neapol, środek lat 90. 15-letnia Giovanna (Giordana Marengo) mieszka z rodzicami w wypakowanym książkami mieszkaniu w dobrej dzielnicy, obraca się w kręgach inteligentów i ich dorastających dzieci, i można powiedzieć, że żyje pod kloszem. Kiedy słyszy od ojca, że robi się brzydka – zupełnie jak jej ciotka Vittoria, z którą rodzina nie utrzymuje kontaktów – budzi się w niej z jednej strony chęć buntu, a z drugiej zapoznania się ze swoimi korzeniami i inną, dotychczas nieodkrytą stroną samej siebie.
Zakłamane życie dorosłych to kolejny serial Eleny Ferrante
Sześcioodcinkowy serial "Zakłamane życie dorosłych", który zadebiutował w tym tygodniu na platformie Netflix", to opowieść o dojrzewaniu, dorastaniu i poszukiwaniu własnej tożsamości, która z jednej strony spodoba się fanom Eleny Ferrante, a z drugiej może zaskoczyć widzów nieznających ani jej twórczości, ani ekranizacji jej książek.
Gdyby spróbować streścić serial, byłby to bardzo krótki opis: Giovanna decyduje się poznać ciotkę (Valeria Golino, "The Morning Show"), rozpoczynając osobistą podróż i poznając barwną, ale też biedną i często brutalną stronę miasta, przed którą rodzice chcieli ją uchronić. "Zakłamane życie dorosłych" dobrze pokazuje zderzenie światów, którym są także współczesne Włochy: emocje kontra chłodny intelekt, komuniści kontra nawet nie faszyści, a po prostu mocno religijni Włosi, poczucie lepszości elit kontra obskurne blokowiska na obrzeżach miasta, gdzie całe rodziny gnieżdżą się w miniaturowych mieszkaniach. Dla 15-letniej dziewczyny, niemającej pojęcia o prawdziwym życiu, wszystko jest odkryciem i powodem do zadawania sobie pytań.
Zakłamane życie dorosłych pokazuje lata 90. w Neapolu
Podobnie jak "Genialna przyjaciółka", będąca prawdziwym opus magnum Eleny Ferrante, "Zakłamane życie dorosłych" skupia się na wewnętrznej drodze młodej bohaterki i jej dorastaniu na tle społecznych zmian, różnic i tumultów. "Prawdziwy" Neapol wciąga nie tylko nastoletnią Giovannę, widza też. Od komunistycznych wieców i koncertów, przez pretensjonalne spotkania lewicowych znajomych rodziców bohaterki, aż po otwierającą oczy wizytę na cmentarzu z ciotką, świąteczny kiermasz kościelny i zapoznanie się z młodym katolickim myślicielem – wszystko jest tu fascynujące, choć zupełnie zwyczajne. Rozpoczynając od inteligenckiej rodziny, która wstydzi się swoich robotniczych korzeni, otrzymujemy pełen przegląd różnych klas społecznych, a razem z nim – żywy, barwny i bardzo naturalny portret Neapolu z lat 90. Dużo naturalniejszy niż chociażby to, jak Polska z lat 90. i nasza transformacja została pokazana w "Rojście '97".
Twórcą i reżyserem serialu jest Edoardo De Angelis ("Nierozłączne"), a w gronie scenarzystów jest sama Elena Ferrante. I jej rękę mocno tu widać, co oznacza także obecność pewnych schematów, które fani "Genialnej przyjaciółki" z miejsca rozpoznają – począwszy od pewnych sporów włosko-włoskich, które wybrzmiewają podobnie, nawet jeśli epoka się zmieniła, a skończywszy na konstrukcji głównej bohaterki, która skrupulatnie analizuje wszelkie detale i emocje, oraz samej obecności jej narracji. Giovanna często brzmi zupełnie jak Elena, nawet jeśli jest całkowicie inną osobą.
"Zakłamane życie dorosłych" jako portret Neapolu i włoskiego społeczeństwa sprzed 30 lat prezentuje się na ekranie wyśmienicie. Serial wygląda świetnie, nie mając co prawda tego rozmachu co "Genialna przyjaciółka", ale za to mając swój klimat, dopracowane kostiumy, scenografię i charakterystyczną żółtą vespę, którą porusza się po mieście Giovanna. Jednak wartości realizacyjne to oczywiście nie wszystko. "Zakłamane życie dorosłych" warto zobaczyć przede wszystkim dlatego, że – zwłaszcza w zalewie schematycznych produkcji Netfliksa – jest to młodzieżowy serial, który ma w sobie świeżość, nieoczywistość i lubi chadzać własnymi ścieżkami. Jest tu zderzenie światów, ideologii, postaw życiowych, na które nakłada się młodzieńczy bunt i silna potrzeba poszukiwania samej siebie. Jest tu też wiele ciekawych dyskusji, pytań i tona emocji.
Zakłamane życie dorosłych – czy warto oglądać serial?
Dzięki ciotce, będącej zupełnym przeciwieństwem jej rodziców – kobietą nieokrzesaną, emocjonalną, religijną i mającą skrajnie różne podejście do życia niż oni – Giovanna spotyka tak naprawdę samą siebie. Zaczyna pewne rzeczy lepiej rozumieć, zadaje więcej pytań, przestaje bać się, "co ludzie powiedzą" i otwiera się na nowe doznania. W tym miejscu warto dodać, że pierwsze miłości i pierwsze doświadczenia seksualne to też coś, co włoski serial pokazuje zupełnie inaczej niż amerykańskie teen dramy. Pomijając już fakt, że wszystko odbywa się w kraju nie tylko mocno katolickim, ale też maczystowskim, "Zakłamane życie dorosłych" bardzo trafnie oddaje dyskomfort i niepewność towarzyszące takim momentom. Nastoletni seks jest tu dziwny, niezręczny i rzadko ma miejsce dlatego, że bohaterowie są w sobie zakochani na śmierć i życie.
Wszystko to – i tysiąc rzeczy, których nie opisałam, na czele z historią pewnej bransoletki i rodzinną aferą, rozpętującą się niedługo po zapoznaniu się Giovanny z ciotką – składa się na serial nie tylko bardzo, bardzo dobry, ale też (wreszcie!) trochę inny niż młodzieżówki dostępne na Netfliksie. Serial z pomysłem, z duszą, taki, który lubi chwalić się swoją innością i nurzać się w swojej, bardzo włoskiej, emocjonalności. Serial mądry, dojrzały, mający w sobie sporo świeżości i ze wszech miar wart oglądania.
Szkoda tylko, że Netflix w żaden sposób go nie promuje, co oznacza, że skończy tak jak "Kowbojka z Kopenhagi" – jako niszowy produkt dla małej grupy zagorzałych fanów twórców. Cała reszta widzów nie będzie mieć pojęcia o jego istnieniu, bo w netfliksowym top 10 łatwiej odnajdują się historie o hakerkach podglądających prostytutki niż skomplikowane emocjonalne poszukiwania nastoletnich chłopczyc.