"Reservation Dogs" pięknie miesza odlotową komedię z przyziemnym dramatem – recenzja 2. sezonu
Mateusz Piesowicz
4 stycznia 2023, 17:02
"Reservation Dogs" (Fot. FX)
Niezwykła codzienność rezerwatu w Oklahomie, bolesna pustka po stracie i szczypta surrealizmu. Oto przepis na "Reservation Dogs" – niszowy serial, który zasługuje, by było o nim głośno.
Niezwykła codzienność rezerwatu w Oklahomie, bolesna pustka po stracie i szczypta surrealizmu. Oto przepis na "Reservation Dogs" – niszowy serial, który zasługuje, by było o nim głośno.
Ekscentryczny, zabawny, melancholijny, smutny, surrealistyczny, oryginalny, zaskakujący, autentyczny. To tylko część epitetów, jakich użyłem do opisania "Reservation Dogs" przy okazji polskiej premiery 1. sezonu, zachwycając się wówczas świeżością, jaką wniósł serial Sterlina Harjo i Taiki Waititiego do telewizyjnego krajobrazu. Dziś mógłbym je właściwie powtórzyć, dodając tylko, że historia czwórki nastolatków z rezerwatu stała się jeszcze dojrzalsza, śmiało podążając wytyczoną sobie samej ścieżką.
Reservation Dogs sezon 2 – co słychać u bohaterów?
Jak ona wygląda, możemy się przekonać, oglądając dostępny już (a raczej wreszcie!) w całości na platformie Disney+ 2. sezon serialu, który bynajmniej nie odcina kuponów od udanego poprzednika. Kontynuując słodko-gorzką opowieść o Elorze Danan, Niedźwiedziu, Willie Jack i Serze, "Reservation Dogs" zachowało swój wyjątkowy klimat i rzadko spotykaną w produkcjach o nastolatkach świeżość, będąc jednocześnie zdecydowanym krokiem naprzód względem pierwszej odsłony.
Wszystko dlatego, że tym razem znamy już głównych bohaterów i ich środowisko, możemy więc zajrzeć głębiej i sprawdzić, co dokładnie kryje się pod barwną powierzchnią. Oczywiście nie rezygnując przy tym z frajdy, jaką daje samo obcowanie z Rez Dogs, bo pod tym względem serial nie zmienił się ani trochę. Nadal oglądamy więc jakże różną od zwyczajnej codzienność w rezerwacie w Oklahomie, od czasu do czasu wykonując jednak mały skok w bok.
Taki jak choćby podróż Elory Danan (Devery Jacobs) do Kalifornii, w którą wybrała się w towarzystwie Jackie (Elva Guerra), co nie mogło pozostać bez wpływu na jej relację z resztą przyjaciół. "Zdrada" szczególnie dotknęła Niedźwiedzia (D'Pharaoh Woon-A-Tai), który sam z wyjazdu zrezygnował, czując, że ma jeszcze coś do zrobienia w domu. Tylko jak temu i innym wyzwaniom sprostać, skoro nad naszą ekipą ciąży klątwa, o której istnieniu przekonana jest Willie Jack (Paulina Alexis), i w której coś chyba może być?
Reservation Dogs, czyli dorastanie w innym wydaniu
Do punktu wyjścia tego sezonu nie ma się oczywiście sensu szczególnie przywiązywać, bo historia zaczyna z miejsca biec własnymi torami, podobnie jak poprzednio podążając w kilku różnych kierunkach. Chociaż jeden jest bardziej nieoczekiwany i dziwaczny od drugiego, wszystkie spaja wisząca nad bohaterami mroczna chmura. Wspomnienie Daniela (Dalton Cramer) nie daje bowiem o sobie zapomnieć – nieważne, jak bardzo chciałoby tego, podświadomie czy nie, każde z czwórki.
Jest zatem cały sezon wyraźnie naznaczony bólem i trudami, jakich w historii o dorastaniu niekoniecznie należałoby się spodziewać. Jasne, mamy także problemy bardziej typowe dla wieku, jak choćby stopniowe oddalanie się przyjaciół od siebie czy rodzące się między nimi konflikty, jednak i one prędzej czy później prowadzą do jednego, mrocznego punktu. Ale spokojnie, to nie tak, że "Reservation Dogs" każe się widzom i bohaterom taplać w smutku.
Wręcz przeciwnie – serial jest w tym sezonie co najmniej równie zabawny co poprzednio, odnajdując źródła humoru w najbardziej nieoczekiwanych miejscach. Pożegnanie kogoś bliskiego, zmaganie się z dziedzictwem kulturowym, nierównym traktowaniem czy rasizmem są tu na porządku dziennym, a jednak twórcom udaje się niezwykła sztuka opowiadania o trudnych tematach w wyjątkowo lekki i pogodny sposób. Nie traktują przy tym humoru jako drogi ewakuacyjnej, bo nie służy on ucieczce od problemów. To raczej oparcie, czasem znajdywane w najbardziej absurdalnych sytuacjach.
Reservation Dogs szuka wypełnienia bolesnej pustki
A tych w "Reservation Dogs" nie brakuje, począwszy od odczyniania klątwy za pomocą bardzo starej, mającej ze trzydzieści lat pieśni, przez zamknięcie Sera (Lane Factor) w "więzieniu", a skończywszy na wystąpieniach Williama Nożownika (Dallas Goldtooth), który zawsze służy mądrą radą młodym wojownikom i ich nieco starszym kompanom. Dodajmy do tego jeszcze m.in. imprezową noc matki Niedźwiedzia Rity (Sarah Podemski) i jej przyjaciółek czy narkotykowy trip Wielkiego (Zahn McClarnon), a otrzymamy istną karuzelę atrakcji.
Prawdziwa siła serialu tkwi jednak nie w cudownym sposobie, w jakim ten potrafi bawić się swoim surrealistycznym humorem, lecz w umiejętności jego połączenia z wiarygodnymi emocjami. Nieraz kompletnie odlotowe sytuacje mogą tu więc w jednej chwili nabrać zupełnie innego oblicza, stając się znienacka całkiem przyziemnymi i bardzo ludzkimi. Bo wbrew pozorom ta historia właśnie taka jest, skrywając za tym widocznym na pierwszy rzut oka drugie, znacznie bardziej prozaiczne oblicze.
Nie zdziwcie się zatem, gdy modlitwa do duchów przodków nabierze tu nagle niemal rzeczywistego wyrazu, wspólna praca odsłoni skrywany głęboko w środku ból, a szalona ucieczka okaże się tylko pogarszać problem, który miała rozwiązać. Czwórka bohaterów musi się tu wszak zmierzyć z kwestiami znacznie trudniejszymi od wymarzonej wyprowadzki z prowincjonalnej Oklahomy do słonecznej Kalifornii. Wypełnienie bolesnej pustki i oswojenie straty, której nigdy nie da się do końca zaleczyć, to zresztą zadanie nie tylko dla nich, co widać równie dobrze po obecnych tu, nie mniej rozbitych emocjonalnie dorosłych.
Wszyscy razem tworzą swoisty serialowy ekosystem, którego nijak nie da się nazwać pospolitym, choć dla stanowiących jego części ludzi może się takim wydawać. Pojawiający się od czasu do czasu na jego obrzeżach goście (w tym sezonie są to m.in. Megan Mullally czy Marc Maron) potwierdzają jednak, że "na zewnątrz" wcale nie jest lepiej. Problemy uprzywilejowanych są bardzo podobne do tych trapiących mieszkańców rezerwatu i choćbyśmy nazwali próbę ich odczynienia dekolonizacją, niczego to nie zmieni. A już na pewno nie uśmierzy bólu.
"Reservation Dogs" przyjmuje zatem bardzo mądrą postawę i nie stara się z bólem walczyć, a raczej go zaakceptować. Przyjąć i pozwolić mu wręcz w pewien sposób sobą pokierować, niekoniecznie w stronę mroku. Bo choć tego w serialu nie brakuje, ma on znacznie mniej ponury odcień, niż mogłoby się wydawać. Warto się w nim przejrzeć, zaglądając jednocześnie do życia mieszkańców rezerwatu – zapewniamy, że nie pożałujecie tej wizyty.