"Zdrada", czyli Charlie Cox i Olga Kurylenko w szpiegowskich klimatach – recenzja serialu Netfliksa
Nikodem Pankowiak
28 grudnia 2022, 15:46
"Zdrada" (Fot. Netflix)
Lubicie szpiegowskie historie? Jeśli tak, zerknijcie w kierunku "Zdrady". Serial Netfliksa z Charliem Coxem ma swoje zalety, nawet jeśli czasem musimy wierzyć mu na słowo, że toczy się w nim gra o naprawdę wysoką stawkę.
Lubicie szpiegowskie historie? Jeśli tak, zerknijcie w kierunku "Zdrady". Serial Netfliksa z Charliem Coxem ma swoje zalety, nawet jeśli czasem musimy wierzyć mu na słowo, że toczy się w nim gra o naprawdę wysoką stawkę.
"Zdrada" to 5-odcinkowy szpiegowski miniserial Netfliksa, za który odpowiada Matt Charman – scenarzysta, któremu szpiegowskie klimaty nie są obce, ponieważ napisał scenariusz m.in. do filmu "Most szpiegów" Stevena Spielberga. Olga Kurylenko (dziewczyna Bonda z "Quantum of Solace"), Oona Chaplin ("Gra o tron") i przede wszystkim Charlie Cox, dla którego jest to pierwsza tak duża rola w telewizji od czasu "Daredevila" – obsada na papierze prezentuje się co najmniej nieźle, dlatego można było się spodziewać, że w końcówce roku akurat o tej produkcji będzie całkiem głośno.
Zdrada – o czym jest serial Netfliksa z Charliem Coxem?
"Zdrada" zaczyna się tak, jak powinien zaczynać się serial szpiegowski – od trzęsienia ziemi. To trzęsienie to zamach na życie szefa MI6, Martina Angelisa (Ciarán Hinds, "Terror"). Choć Angelis, którego próbowano otruć, ostatecznie uchodzi z życiem, to na szczytach MI6 dochodzi do zmiany. Nowym szefem zostaje Adam Lawrence (w tej roli Cox), który musi ugasić pożar i zająć się spiskiem, mogącym wywrócić do góry nogami porządek polityczny w Wielkiej Brytanii. Problem tylko w tym, że sam Lawrence nie jest człowiekiem bez skazy i ciągną się za nim demony przeszłości, które w najmniej odpowiednim momencie zaczynają wychodzić na powierzchnię.
Takim demonem jest Kara (Olga Kurylenko), rosyjska (była?) agentka, która stoi za otruciem Angelisa, by w ten sposób zwrócić na siebie uwagę Adama, z którym łączy ją wspólna, tajemnicza przeszłość. Gdy ta zaczyna o sobie przypominać, grunt pod jego nogami zaczyna się osuwać. Zwłaszcza że do gry wchodzi także CIA, które podejrzewa, że szybka kariera, jaką Lawrence zrobił w strukturach MI6, nie wynikała wyłącznie z jego talentu, a mogła być efektem współpracy z agentem obcego wywiadu. Czy tym agentem jest właśnie Kara? Takie będą nasze pierwsze wnioski, ale sprawa jest nieco bardziej skomplikowana, o czym będziemy przekonywać się w kolejnych odcinkach.
Lawrence będzie zmuszony do żonglowania między swoim życiem oficjalnym, którego istotną częścią jest nie tylko praca, ale także żona (Oona Chaplin), córka (Beau Gadsdon, "Dziecko") i syn (Samuel Leakey, "MotherFatherSon"), a tym mniej oficjalnym. Ta żonglerka będzie o tyle trudna, że jego żona szybko zacznie podejrzewać, że Adam nie jest z nią do końca szczery. Jej zaufanie do niego kompletnie legnie w gruzach, gdy ich córka zostanie porwana. Od tego momentu trudno będzie ocenić, czy małżonkowie grają w jednej drużynie czy jednak przeciwko sobie.
Zdrada – szpiegowski serial to typowa rozrywka Netfliksa
Adam będzie musiał kwestionować wszystko i wszystkich wokół siebie, a widzowie będą kwestionować Adama i jego lojalność wobec brytyjskich służb. Charlie Cox dał tu naprawdę porządny występ, choć w mojej opinii największą gwiazdą serialu jest Olga Kurylenko. Relacja między tą dwójką szybko stanie się siłą napędową całej historii, głównie dlatego, że przez długi czas pozostanie niejednoznaczna, nie będziemy w stanie określić, kto tu jest tym złym, a kto tym dobrym. Tych odcieni szarości, zwłaszcza na początku, będzie całkiem sporo, co można zaliczyć na spory plus serialu.
Ostatecznie "Zdrada" rzadko jest jednak w stanie wyjść poza ramy typowej rozrywki dla mas, do której przyzwyczaił nas Netflix. Fabuła tylko z pozoru może wydawać się zawiła, tak naprawdę jednak pozostaje prosta jak budowa cepa, przez to kolejne zwroty akcji rzadko są w stanie faktycznie zaskoczyć widza i zapewnić poczucie, iż wcześniej dawał się wodzić za nos. Pięć odcinków to wystarczająco dużo, by zbudować trochę głębszą historię, a mam wrażenie, że tutaj tego zabrakło. Liczba wątków od początku jest mocno ograniczona – Charman, który tworzył lub współtworzył scenariusze do wszystkich odcinków, skupia się tylko na kilku postaciach – i uznałbym to za dobry ruch, gdyby w tych wątkach pojawiła się choć szczypta oryginalności.
Bo to główny zarzut, jaki można wobec "Zdrady" wytoczyć – jest zwykłą kalką i nie oferuje wiele więcej. Oczywiście, gdy na samym Netfliksie rocznie pojawiają się setki seriali, coraz trudniej o jakąkolwiek oryginalność. Jednak w byciu odtwórczym też można zaprezentować trochę finezji, a tej w "Zdradzie" jest akurat jak na lekarstwo. Jeśli córka głównego bohatera narzeka, że od teraz do szkoły i ze szkoły będzie musiała podróżować z ochroną, to spodziewamy się, że wkrótce tej ochronie się wymknie i przez to wpadnie w kłopoty. I co? Niespodzianka, dokładnie tak się dzieje.
Zdrada – czy warto oglądać miniserial Netfliksa?
W ogóle wątek rodzinny, mieszający się stale z tym szpiegowskim, jest tu równie istotny jak ten główny. A jak dobrze wiemy choćby z "Homeland", rzadko zdarza się, by był on równie udany i wciągający. Owszem, żona i dzieciaki głównego bohatera odgrywają w całej historii istotną rolę, ale jeśli fabuła serialu dzieje się w szalenie newralgicznym dla MI6 momencie, tuż po zamachu na jej szefa, to trudno mi uwierzyć, że Adam ma czas na wspólne zabawy czy wizyty w kinie. Te obrazki rodzinnej sielanki, nawet jeśli wykreowanej sztucznie, mają istotny wpływ na to, że widzom trudno poczuć stawkę, o jaką toczy się cała gra. Twórcy próbują nas przekonać, że jest wysoka, a jednocześnie sami rzucają sobie kłody pod nogi, rozkładając akcenty w scenariuszu w taki sposób.
Byłbym jednak bardzo niesprawiedliwy, gdybym serial Netfliksa wyłącznie krytykował. To, za co "Zdradę" z pewnością można pochwalić, to tempo opowiadania historii. Nawet jeśli rzadko jesteśmy w stanie w pełni się w nią zaangażować, całość jest na tyle płytka, że nie dostajemy szansy, by się nią znudzić. Pięć odcinków trwających po ok. 40 minut wydaje się być liczbą w sam raz – zwłaszcza że serial został tak skonstruowany, iż nadaje się idealnie do binge-watchingu. Każdy kolejny odcinek kończy się w taki sposób, że nawet jeśli po drodze mamy pewne uwagi do tego, co widzimy na ekranie, chcemy zobaczyć, co wydarzy się dalej.
Dlatego finalnie trudno mi jednoznacznie odradzać wam oglądanie "Zdrady". W gruncie rzeczy to serial, który bardzo dobrze sprawdzi się jako rozrywka na jeden czy dwa wieczory, stwarzająca pozory bycia czymś nieco ambitniejszym (choć nie jest). Na początku roku miałem wątpliwą "przyjemność" napisać recenzję serialu "Z zimnej strefy" – innej szpiegowskiej produkcji Netfliksa. W porównaniu do tamtej produkcji "Zdrada" jawi się jako serial niemal idealny. Chciałbym, abyśmy poprzeczkę zawieszali jednak trochę wyżej, choć przy Netfliksie jest o to coraz trudniej. A gdy już ją wyżej zawiesimy, okaże się, że "Zdrada" nie zawsze potrafi do niej doskoczyć. Było obiecująco, a skończyło się rozczarowaniem. Oczywiście mógłbym powiedzieć, że "nie jest tak źle", "mogło być gorzej", ale jestem za tym, by wciąż wymagać więcej niż tylko średniactwa.