"Emily w Paryżu" w 3. sezonie jest nieco mądrzejsza, ale wciąż urocza – recenzja serialu Netfliksa
Karolina Noga
21 grudnia 2022, 09:01
"Emily w Paryżu" (Fot. Netflix)
Serial "Emily w Paryżu" zadebiutował w trakcie pandemii, oferując nam jakże potrzebny eskapizm, co sprawiło, że przymknęliśmy oko na jego wady. 2. seria była jak mdła powtórka z rozrywki, a jak wypada 3. sezon?
Serial "Emily w Paryżu" zadebiutował w trakcie pandemii, oferując nam jakże potrzebny eskapizm, co sprawiło, że przymknęliśmy oko na jego wady. 2. seria była jak mdła powtórka z rozrywki, a jak wypada 3. sezon?
"Emily w Paryżu" to serial równie uroczy i cukierkowy, co kontrowersyjny. Świat przedstawiony w produkcji Darrena Stara jest bajeczny, modny i atrakcyjny, ale też wylewają się z niego szkodliwe stereotypy, co stanowi jeden z głównych zarzutów wobec twórców. 2. sezon wbrew obietnicom nie naprawił błędów – wręcz przeciwnie, błądził jeszcze bardziej, powodując kolejną falę krytyki – ale Netfliksa oczywiście takie rzeczy nie zrażają i oto przed nami 3. sezon, a zamówiony jest także kolejny. Tylko czy słodka historia Emily (Lily Collins) faktycznie ma jeszcze cokolwiek do zaoferowania?
Emily w Paryżu w 3. sezonie powoli uczy się na błędach
W 3. sezonie "Emily w Paryżu" (widziałam przedpremierowo wszystkie 10 odcinków) oglądamy, jak tytułowa bohaterka staje przed wyborem pomiędzy dwoma ścieżkami kariery oraz pytaniem, czy po serii miłosnych perypetii jak z telenoweli jest gotowa powalczyć o swojego brytyjskiego chłopaka, Alfiego (Lucien Laviscount). Dziewczyna musi zdecydować, jak daleko sięga jej lojalność, zarówno na polu zawodowym, jak i miłosnym. Emily próbuje rozważyć, co podjęte przez nią decyzje oznaczają dla jej przyszłości we Francji, a przy okazji nie brakuje typowych dla serialu lekkich perypetii.
Brzmi dokładnie jak dwie poprzednie serie? I tak, i nie, bo jednak widać pewną poprawę jakości. O ile 2. sezon "Emily w Paryżu" był głównie durny, tak nowe odcinki są zdecydowanie bardziej urocze i przypominają, czemu polubiliśmy serial na początku. Twórcy nie sięgają tak chętnie po stereotypy, a już na pewno nie aż tak szkodliwe. Serialowy Paryż nadal jest niesamowicie romantyczny, kolorowy i jak z pamiętniczka amerykańskiej turystki – którą Emily wciąż nie krępuje się być – ale bez wpychania na każdym kroku tekstów w stylu "bo Francuzi to czy tamto" mniej to razi, a miasto miłości staje się po prostu miłym, pocztówkowym tłem dla całej historii.
Jeśli chodzi o stronę fabularną, to początkowo można poczuć lekkie rozczarowanie – zapowiadające trzęsienie ziemi cliffhangery z finału 2. sezonu rozwiązują się w mgnieniu oka i nie wydaje się ono ani szczególnie wybitne, ani zaskakujące. Nie trzeba jednak długo czekać, by przed naszą bohaterką pojawiły się kolejne zawodowe wyzwania, które nie raz i nie dwa mącą także w jej prywatnym życiu.
A skoro o życiu prywatnym mowa – Emily w tym sezonie wykazuje się nieco większą dojrzałością. Co prawda nie zawsze, zwłaszcza w pierwszych odcinkach – jednak na polu uczuciowym wydaje się być nieco bardziej rozważna, a przynajmniej nie tak egocentryczna. I chociaż ona i Gabriel (Lucas Bravo) wciąż wyraźnie mają ku sobie, to przyjemnie jest obserwować, jak twórcy nawigują ich relacją na przyjacielskiej stopie.
3. sezon "Emily w Paryżu" pozwala spojrzeć także z innej strony na Camille, którą w poprzedniej serii starano się wykreować na "tę złą". Camille Razat świetnie gra dziewczynę, od której zawsze oczekiwało się perfekcji – i w końcu decyduje się ona powiedzieć dość. Jej wątek zaskoczy was i to pewnie więcej niż raz.
3. sezon Emily w Paryżu to kolejne miłosne zawirowania
Nieco rozczarowani mogą być fani Alfiego – pomimo awansu Luciena Laviscounta do głównej obsady, jego bohatera jakimś cudem wydaje się być mniej niż poprzednio. A szkoda, bo aktor znów pokazuje, że ma w sobie sporą dawkę charyzmy i idealnie odmierzoną szczyptę nonszalancji. Zdecydowanie ciekawym wątkiem jest przyjaźń Alfiego z Gabrielem – panowie mają świetną chemię i wbrew wszystkiemu zaczynają tworzyć podręcznikowy bromance.
Zawirowania w tym sezonie dotyczą nie tylko Emily, ale także Mindy (Ashley Park) która wspina się po szczeblach kariery, a do jej życia powraca przystojny i bogaty Nicolas (Paul Forman) – swoją drogą, zawodowo związany z Emily. Dobrze zobaczyć rozwinięcie jej wątku poza schemat "bajecznie bogata Azjatka", bo wreszcie widać, jak wiele ma do zaoferowania jako postać i jak lojalną potrafi być przyjaciółką.
Grzechem byłoby nie wspomnieć o niesamowitej Philippine Leroy-Beaulieu, która jako Sylvie rządzi i kradnie show. Z przyjemnością ogląda się na ekranie tę rewelacyjną francuską aktorkę, zwłaszcza że jej postać wciąż jest chodzącą charyzmą, a do tego staje się bardziej zniuansowana. Za sprawą wątku Sylvie serial przypomina też, że zawirowania miłosne dotyczą osób w każdym wieku – i robi to w znakomitym stylu.
Emily w Paryżu – 3. sezon znów serwuje mocny cliffhanger
Sama Emily także coraz lepiej odnajduje się w Paryżu, pozostając przy tym słodką i nieco naiwną dziewczyną, którą poznaliśmy w 1. sezonie. Nie brakuje także traktowania jej z przymrużeniem oka, gdy daje popis swojej amerykańskiej mentalności. Lily Collins wyraźnie wciąż czerpie ogromną przyjemność z grania bohaterki, dzięki czemu kolejne nieprawdopodobne twisty w życiu Emily angażują nas bardziej, niż być może powinny.
Wizualnie "Emily w Paryżu" ponownie zachwyca. Paryż raz jeszcze perfekcyjnie gra najbardziej romantyczne miasto na świecie, a do tego 3. sezon zabiera widzów w kolejne przepiękne miejsca, jak Prowansja, co samo w sobie jest miłą odskocznią.
Oczywiście – "Emily w Paryżu" to wciąż nie jest wybitne dzieło. Ale nigdy nie miało takim być. Zgodnie z zapowiedziami aktorów, ostatnie odcinki to jazda bez trzymanki, a twórcy serwują nam na końcu cliffhanger rodem z opery mydlanej – i robi to robotę, ponieważ aż chce się włączyć następny odcinek.
3. sezon "Emily w Paryżu" idealnie sprawdza się w roli sympatycznego odmóżdżacza, naprawia część błędów poprzedniej serii i jest dobrym wyborem, jeśli potrzebujecie lekkiej, niezobowiązującej rozrywki. Odcinki są krótkie, można je połknąć w ciągu jednego dnia i spędzić kilka słodkich chwil z dala od świątecznych przygotowań.