"Wszystko, co wiem o miłości" to "Dziewczyny" w wersji 2.0 – recenzja serialu dostępnego na Viaplayu
Nikodem Pankowiak
13 grudnia 2022, 15:44
"Wszystko, co wiem o miłości" (Fot. BBC)
"Wszystko, co wiem o miłości" to autobiograficzny serial o poszukiwaniu szczęścia, nie tylko seksu, w wielkim mieście. Ten miks dramatu i komedii romantycznej, który spotkał się z ciepłym przyjęciem krytyków w Stanach i Wielkiej Brytanii, wreszcie trafił do Polski. Czy warto go oglądać?
"Wszystko, co wiem o miłości" to autobiograficzny serial o poszukiwaniu szczęścia, nie tylko seksu, w wielkim mieście. Ten miks dramatu i komedii romantycznej, który spotkał się z ciepłym przyjęciem krytyków w Stanach i Wielkiej Brytanii, wreszcie trafił do Polski. Czy warto go oglądać?
"Wszystko, co wiem o miłości" to brytyjski serial od BBC, który w Polsce właśnie zadebiutował na platformie Viaplay. Historia została oparta na autobiografii pod tym samym tytułem, a na ekran przeniosła ją sama autorka – Dolly Alderton. Jak dowiadujemy się już na samym początku, to serial "inspirowany prawdziwymi wydarzeniami i ludźmi, doprawiony fikcją, gdy prawda była zbyt nudna". Jeśli na podstawie tytułu sądzicie, że mamy do czynienia z komedią romantyczną, możecie być zaskoczeni. A jeśli nawet uznać, że "Wszystko, co wiem o miłości" to faktycznie rom-com, to taki, który doskonale pokazuje pokolenie Y.
Wszystko, co wiem o miłości – o czym jest brytyjski serial?
Maggie (Emma Appleton, "Wiedźmin") i Birdy (Bel Powley, "The Morning Show") to dwie przyjaciółki z dzieciństwa, które wciąż, w wieku dwudziestu kilku lat, są ze sobą szalenie blisko. Wspierają się w gorszych i lepszych chwilach, razem dzielą niemal wszystkie najważniejsze momenty. Opisując ich relację jednym zdaniem – są chodzącą definicją tego, jak powinna wyglądać przyjaźń. Choć każda z nich ma swoje problemy, z którymi musi się mierzyć, razem tworzą zgrany duet. Duet, w którego życiu zajdą spore zmiany, gdy w życiu Maggie pojawi się mężczyzna o imieniu Street (Connor Finch, "Professor T").
Ona w kurtce niczym Pocahontas. On z dużym kapeluszem i gitarą w futerale. Poznają się w pociągu, w drodze do Londynu i od razu wytwarza się między nimi chemia. Na tyle duża, że już pierwsze pożegnanie na dworcu kończy się namiętnym pocałunkiem. Ona to młoda buntowniczka, która rozdaje ulotki przebrana za świnkę czy naleśnik, popijająca czerwone wino białym winem, a białe wino whisky. On wytwarza wokół siebie aurę artysty, trochę niegrzecznego chłopca, z którym chcesz przeżyć przygodę i nie myśleć o przyszłości. Czyż to nie brzmi jak materiał na wspaniałą miłosną historię?
Jak się okazuje, nie do końca. Mimo że przeznaczenie po jakimś czasie ponownie krzyżuje drogi Maggie i Streeta, w ich kolejnym spotkaniu nie ma już tej pasji i magii, która była widoczna za pierwszym razem. Widzowie dojrzą to gołym okiem, ale Maggie chyba nie chce tego dostrzec. Można to zrozumieć. Dziewczyna, która właśnie zamieszkała w Londynie z Birdy oraz dwiema koleżankami – Amarą (Aliyah Odoffin) i Nell (Marli Siu, "Ferajna z Baker Street") – panicznie boi się samotności i pragnie być kochaną i akceptowaną przez wszystkich. Jak jednak przyznaje, wcielając się także w rolę narratorki serialu, spotkanie ze Streetem skończy się wielką miłością.
Wszystko, co wiem o miłości jest jak nowe Dziewczyny
"Wszystko, co wiem o miłości" stawia na relacje. W centrum tej opowieści znajdują się młode kobiety, ale jest to jak najbardziej uniwersalna historia, pasująca do całego pokolenia. Choć serial został utrzymany w dość frywolnym tonie, to twórczyni doskonale wyczuwa, kiedy spoważnieć i zmierzyć się z bolączkami trapiącymi serialowe bohaterki. A tych jest sporo – gdy podrapiemy przez chwilę zabawową powłokę, na wierzch zaczną wychodzić lęki, rozczarowanie sobą i życiem oraz ukryte pragnienia, które być może nigdy się nie spełnią.
Oglądając "Wszystko, co wiem o miłości", trudno nie mieć skojarzeń z "Dziewczynami", choć to raczej wersja 2.0 hitu HBO. W obu serialach mieliśmy cztery bohaterki w podobnym wieku i w obu najważniejsza jest perspektywa jednej z nich. Maggie to Hannah pod względem istotności dla fabuły – wszystko kręci się wokół niej, jest narratorką i na ekranowe wydarzenia patrzymy jej oczami. Birdy to trochę taka Marnie – najbliżej związana z główną bohaterką. Z kolei Amara i Nell są jak Shoshanna i Jessa – niby istotne dla fabuły, ale zbyt często traktowane po macoszemu.
Na tym podobieństwa się jednak kończą, bo choć akcja "Wszystkiego, co wiem o miłości" toczy się w tym samym czasie, co akcja 1. sezonu "Dziewczyn", to bohaterki obu seriali różnią się od siebie znacznie. Maggie i spółka, mimo wszystkich irracjonalnych decyzji, które zdarza im się podejmować i błędów, które popełniają, zdają się być bardziej przyziemne. Zwłaszcza główna bohaterka serialu BBC doskonale rozumie, co robi źle i jakie konsekwencje mają jej czyny. Po prostu, zbyt wiele w niej genu autodestrukcji, by mogła tak po prostu w porę się zatrzymać.
Wszystko, co wiem o miłości – czy warto oglądać serial?
Na przestrzeni składającego się z siedmiu odcinków sezon Maggie staje się widzom naprawdę bliska – poznajemy ją naprawdę dobrze, a co najważniejsze, ona poznaje lepiej także samą siebie, przechodząc niemałą wewnętrzną rewolucję. Dzięki temu łatwiej nam cieszyć się z jej małych wielkich sukcesów, takich jak zakończenie relacji z toksycznym dupkiem, który myśli o sobie, że jest wielkim artystą, bo gra na gitarze i słucha Toma Waitsa. Trudno nie kibicować jej w tych w sumie całkiem prozaicznych zmaganiach z codziennością. W końcu chce tego, co większość z nas – być lubianą i interesującą dla otoczenia.
Tytuł sugerowałby, że to miłość będzie motywem przewodnim. I jest, ale niekoniecznie w takim wydaniu, jak moglibyśmy się spodziewać. Nie chodzi tutaj bowiem wyłącznie o miłość romantyczną, dużo tu także o miłości do najbliższych, przyjaciół, ale też samego siebie. W tym wszystkim nie brakuje szaleństwa, bo wszystkie bohaterki lubią się zabawić, ale ten serial to tak naprawdę proza życia – życia młodych ludzi, którzy szukają sensu, miłości i akceptacji. "Wszystko, co wiem o miłości" ma jedną dużą przewagę nad "Dziewczynami" – nie jest odklejone od rzeczywistości, ale przede wszystkim ma bohaterki, z którymi łatwo się utożsamiać, i które po prostu da się lubić.
"Wszystko, co wiem o miłości" to kolejny już portret pokolenia Y, jaki możemy zobaczyć w telewizji. Nie ma co ukrywać, w tym temacie coraz ciężej o jakąkolwiek oryginalność – w treści, jak i w formie. Alderton nie wymyśla zatem koła na nowo, zamiast tego stawia na swoje bohaterki i z ich pomocą celebruje młodość – okres, gdy człowiek popełnia błędy, czasem (ale nie zawsze) się na nich uczy, a także przeżywa swoje najlepsze momenty. Ten serial to żaden tani moralitet, jego twórczyni, która przecież też jest ledwo po trzydziestce, nie próbuje mówić, jak żyć. To oda do czasów młodości i dobrej zabawy i jako taka sprawdza się świetnie.