"Pacjent", czyli co by było, gdyby Dexter poszedł na terapię – recenzja serialu ze Steve'em Carellem
Marta Wawrzyn
30 listopada 2022, 17:20
"Pacjent" (Fot. FX)
Steve Carell jako terapeuta uwięziony przez seryjnego mordercę? Czemu nie! "Pacjent" od twórców "The Americans" to serial, który potrafi zaskoczyć tym, jak niekonwencjonalnie łączy różne pomysły i gatunki.
Steve Carell jako terapeuta uwięziony przez seryjnego mordercę? Czemu nie! "Pacjent" od twórców "The Americans" to serial, który potrafi zaskoczyć tym, jak niekonwencjonalnie łączy różne pomysły i gatunki.
Francuz, Anglik i Żyd zostali skazani na śmierć. Wszyscy trzej usłyszeli, że mogą wybrać sposób egzekucji. Francuz mówi, że on chce gilotynę – więc budują mu gilotynę, rachu-ciachu i po strachu. Anglik wybiera pluton egzekucyjny – OK, da się zrobić. Został jeszcze Żyd i… jeśli chcecie wiedzieć, co dalej, zobaczcie "Pacjenta", a usłyszycie puentę z ust Steve'a Carella. Zresztą, tak czy inaczej obejrzyjcie ten serial, bo po prostu warto.
Pacjent, czyli Steve Carell w kolejnej świetnej roli
"Pacjent" to składająca się z 10 odcinków produkcja limitowana stacji FX, którą od dziś znajdziecie na Disney+. Showrunnerami i scenarzystami są Joe Weisberg i Joel Fields, czyli duet twórców "The Americans", a w głównych rolach występują wspomniany wyżej Steve Carell ("The Office", "The Morning Show") oraz Domhnall Gleeson ("Black Mirror", "Ucieczka"). Nazwiska wam nie wystarczą? No to dodam, że żadne z nich nie zawodzi, bo to świetnie napisana rzecz i zarazem magnetyczny teatr dwóch aktorów.
Gdybyśmy chcieli opisać "Pacjenta" w jednym zdaniu, najprościej chyba powiedzieć, że jest to miks "Terapii" HBO z produkcjami o seryjnych mordercach, od "Dextera", przez "Hannibala", aż po "Mindhuntera", do którego Weisberg i Fields w pewnym momencie odwołują się całkiem bezpośrednio. Wszystko zaczyna się w gabinecie uznanego terapeuty, Alana Straussa (Carell), do którego przychodzi nowy pacjent, Gene (Gleeson).
Schowany za ciemnymi okularami, wycofany chłopak ewidentnie coś skrywa i serial nie bawi się długo w podchody, bo co innego jest tu główną atrakcją. Już w 1. odcinku Alan budzi się w domu pod lasem, przywiązany łańcuchem do łóżka, a jego pacjent mu się przedstawia – tak naprawdę ma na imię Sam, jest seryjnym mordercą i potrzebuje pomocy psychologicznej. Nie chce dalej zabijać, ale niestety nie wie, jak przestać.
Pacjent to thriller, czarna komedia i wiele innych rzeczy
To, co dzieje się dalej, jednych widzów zachwyci, a innych równie mocno odstraszy. Nie da się ukryć, że "Pacjent" to serial bardzo specyficzny, zwłaszcza przez parę pierwszych odcinków – dodajmy, że króciutkich, bo część z nich ma mniej niż 30 minut – kiedy nie wszystko jeszcze jest dograne i widz ma prawo się zastanawiać, czy to aby na pewno będzie angażująca historia, czy tylko interesujący koncept myślowy, z którego niewiele wyniknie. Ja odpowiadam: zdecydowanie to pierwsze, rozumiem jednak, czemu serial może być frustrujący i szczególnie w pierwszej połowie wydaje się zbyt statyczny. Cierpliwość jednak popłaca – z odcinka na odcinek serial coraz bardziej skręca w sobie tylko znanym kierunku, oferując wiele niestandardowych rozwiązań fabularnych.
Twórcy wrzucili bardzo dużo do jednego worka, bo "Pacjent" to i thriller psychologiczny, i dramat rodzinny, i historia o żałobie, religii, wewnętrznej walce. To także czarna komedia, czasem absolutnie koszmarna, czasem przezabawna, bo nasz morderca, podobnie jak Dexter Morgan, jest swego rodzaju geekiem – ale nie laboratoryjnym, tylko takim, który uwielbia wymyślne jedzenie. To wreszcie ogromna dawka terapii, a pacjentami są dla Weisberga i Fieldsa wszyscy, w tym także zaglądający z odcinka na odcinek coraz bardziej w głąb siebie i zadający coraz więcej pytań Alan Strauss.
No właśnie, Alan. Sam, który – znów, podobnie jak Dexter – zmaga się z traumami jeszcze z dzieciństwa, wybiera sobie na terapeutę człowieka bardzo nietuzinkowego i skomplikowanego. Liberalnego Żyda, który niedawno stracił żonę, Beth (Laura Niemi, "This Is Us"), i ma nie najlepszy kontakt z synem, Ezrą (Andrew Leeds, "Zepsuta krew"), odkąd ten postanowił zostać ortodoksem i założył własną rodzinę. Tłumione traumy doktora wybuchają, kiedy ten znajduje się w niewoli, a serial zagłębia się w nie na różne sposoby, począwszy od rozmów, w których czasem odwracają się role, a skończywszy na retrospekcjach, snach, marzeniach na jawie i innych egzystencjalnych wycieczkach.
Tak jak "The Americans" było wybitną, drobiazgową wiwisekcją emocji przeżywanych przez radzieckich szpiegów udających amerykańskich obywateli w latach 80., tak "Pacjent" na różne sposoby wchodzi w umysły mordercy i jego lekarza. W trakcie 10 odcinków poznajemy dokładnie obu bohaterów, spędzamy mnóstwo czasu w głowie Alana i dowiadujemy się, jak działa specyficzny kodeks moralny Sama, który każe mu zabijać tylko ludzi wymagających "ukarania". Ale terapia to tylko część atrakcji, bo z odcinka na odcinek napięcie rośnie i staje się oczywiste, że bez ofiar się nie obędzie.
Pacjent – oto dlaczego warto obejrzeć ten serial
Po powolnym początku "Pacjent" zaczyna serwować coraz mocniejsze zwroty akcji, w końcówce utrzymując widza na krawędzi fotela – czy to się może skończyć dobrze dla kogokolwiek? – a przy tym zachwycając kameralnymi, minimalistycznymi scenami, jak ta z 7. odcinka, w której Alan próbuje sobie przypomnieć kadysz. Minimalizm to zresztą drugie imię "Pacjenta", przez większość czasu przypominającego teatr telewizji – albo jak wolicie, wspomnianą "Terapię" HBO. Serial jednak działa, łapie wiatr w żagle i wychodzi poza ciekawy koncept myślowy. I to zasługa fantastycznych wykonawców.
Gleeson i zwłaszcza Carell, dla którego to może być najlepsza rola dramatyczna w karierze – a parę świetnych już zagrał – są znakomici w swoich rolach, bez problemu "sprzedając" tę niecodzienną, pokręconą, chorą sytuację, w jakiej znajdują się ich bohaterowie. Gleeson, wcielając się w postać dosłownie sklejoną z naszych "ulubionych seryjnych morderców" z małego ekranu, szybko wychodzi poza banały, tworząc coś, co rzadko się zdarza w serialach: mordercę, w którym nie ma nic seksownego. Choć pewne rzeczy powierzchownie mogą się zgadzać, to nie jest tak nam bliski Dexter Morgan, to nie jest też to, co Evan Peters zrobił z Jeffreyem Dahmerem – czymkolwiek to nie było. To morderca odarty ze wszystkiego, co telewizja uczyniła tak pociągającym.
Carell jest bez mała genialny jako więzień, z jednej strony walczący z własnymi demonami różnej maści, a z drugiej autentycznie przerażony i zmuszony do walki o życie poprzez przechytrzenie przeciwnika. Na przestrzeni trochę więcej niż pięciu godzin, w trakcie toczącej się cały czas gry w kotka i myszkę, dawna gwiazda "The Office" tworzy portret człowieka bardzo skomplikowanego psychologicznie, wymykającego się stereotypom i szufladkom, w jakich łatwo byłoby go zamknąć. Męża w bardzo jeszcze świeżej żałobie, ojca skonfliktowanego z własnym synem, Żyda gardzącego przesadną religijnością, uznanego psychologa, bezradnego w codziennych sytuacjach życiowych i oto nagle postawionego przed czymś ekstremalnym.
Krótko mówiąc, "Pacjent" to rzecz wyjątkowa pod każdym względem, nawet jeśli do jednych widzów nie trafi początek, do innych zakończenie, a do jeszcze innych wszystko pośrodku. To zdecydowanie nie jest serial dla każdego i raczej nie jest to rozrywka dla fanów true crime. Ale jeśli oglądaliście z zainteresowaniem "Terapię", podobał wam się sposób, w jaki "Mindhunter" wnikał w umysły morderców, i na dodatek jeszcze macie słabość do scenariuszy twórców "The Americans" lub/i dramatycznych ról Steve'a Carella, dajcie "Pacjentowi" szansę. Może was zaskoczyć.