"Bez powrotu" to kryminał z dramatem rodzinnym w tle — recenzja brytyjskiego serialu dostępnego na CANAL+
Nikodem Pankowiak
20 listopada 2022, 15:09
"Bez powrotu" (Fot. ITV)
"Bez powrotu" to serial, o którym ostatnie, co można powiedzieć, to że jest w jakikolwiek sposób oryginalny. A mimo to i tak znajdzie się sporo powodów, by po tę brytyjską produkcję sięgnąć.
"Bez powrotu" to serial, o którym ostatnie, co można powiedzieć, to że jest w jakikolwiek sposób oryginalny. A mimo to i tak znajdzie się sporo powodów, by po tę brytyjską produkcję sięgnąć.
CANAL+ kontynuuje swoją ofensywę z brytyjskimi serialami. Tym razem polscy widzowie mogą dzięki tej stacji zobaczyć "Bez powrotu" — 4-odcinkowy miniserial ITV, za który odpowiada Daniel Brocklehurst. Twórca, który brał udział m.in. w powstawaniu "Safe" i "The Stranger", czyli seriali opartych na prozie Harlana Cobena, tym razem postanowił zaserwować widzom oryginalną historię o tym, jak szybko piękny sen może zmienić się w koszmar.
Bez powrotu — o czym jest brytyjski miniserial?
"Bez powrotu" to historia zwykłej, brytyjskiej rodziny, która wyjeżdża na upragnione wczasy do Turcji. Słońce, woda, piasek i piękne widoki — idealna sceneria, by odpocząć od trudów codziennego życia. Niestety, dla Kathy (Sheridan Smith, "Łowca i królowa lodu") i Martina (Michael Jibson, "The Crown") upragniony wyjazd szybko zmienia się w piekło, gdy ich nastoletni syn, Noah (Louis Ashbourne Serkis, "Gambit królowej") zostaje oskarżony o popełnienie ciężkiego przestępstwa i trafia do aresztu.
Według tureckiej policji Noah dokonał napaści seksualnej podczas imprezy w kurorcie. Rodzice oczywiście nie wierzą w winę syna i rozpoczynają batalię o wyciągnięcie go z kłopotów. Niestety po drugiej stronie napotkają mur w postaci lokalnych policjantów, przekonanych o jego winie. W innym kraju, bez odpowiedniego wsparcia, Kathy i Martin okażą się bezradni w starciu z miejscowym system, który z góry przesądził, że Noah faktycznie dopuścił się przestępstwa.
W ciągu kilku minut życie całej rodziny zmieni się o 180 stopni — od teraz będą znajdowali się w surrealistycznej rzeczywistości, w której będą mieli niewielki wpływ na cokolwiek, co dzieje się wokół nich. Pobyt w tureckim więzieniu będzie traumatycznym przeżyciem dla Noah oraz walczących na zewnątrz o jego uwolnienie rodziców. Na wierzch zaczną wychodzić skrywane żale i pretensje, zarówno między małżonkami, jak i Kathy i jej siostrą, Megan (Sian Brooke, "Dobry omen", "Ród smoka"), która wraz z mężem Steve'em (David Mumeni, "Pentawerat") i synem Fredem dołącza do Powellów podczas ich wielkiego wyjazdu.
Bez powrotu szybko zmienia raj w piekło
"Bez powrotu" traci swój idylliczny ton już 10 minut po rozpoczęciu pierwszego odcinka. Brocklehurst i odpowiadający za reżyserię wszystkich odcinków John Alexander ("Belgravia") nie cackają się z widzami i swoimi bohaterami, których z raju wrzucają prosto do piekła. Nie jest to zabieg szczególnie oryginalny, ale też umówmy się — jeśli ktoś szuka oryginalności, to brytyjskie miniseriale nie są do tego najlepszym miejscem. Podczas oglądania "Bez powrotu" widzom również będzie towarzyszyć wrażenie déjà vu, bo faktycznie wszystko to już gdzieś widzieliśmy. Choć serial ITV nie jest kopią żadnej konkretnej produkcji, to wszystkie zastosowane w nim chwyty są nam dobrze znajome.
Nie oznacza to jednak, że musimy "Bez powrotu" od razu spisywać na straty. Wciąż to całkiem niezły thriller, który sprawdza się zwłaszcza wtedy, gdy na pierwszy plan wysuwany jest wątek walki o niewinność Noah. Serial gorzej spisuje się wtedy, gdy zmienia się w rodzinny dramat psychologiczny, gdzie twórcy skupiają się na relacjach między bohaterami i tylko pozornie zakopanymi głęboko pod powierzchnią wzajemnymi żalami. Pytanie, czy cały koszmar, który spotkał rodzinę Powellów, tylko ostatecznie ich podzieli, czy może jednak zjednoczy, będzie jednym z najważniejszych w całym serialu, wręcz na równi istotnym, co pytanie o niewinność Noah.
A pewne wątpliwości co do niej będą mogły towarzyszyć widzom, bo choć nastolatek będzie twierdził, że niczego nie zrobił, to jednocześnie przyzna, że między nim a chłopakiem, o którego wykorzystanie jest oskarżony, do czegoś doszło. Tyle że zdaniem Noah wszystko odbyło się za obopólną zgodą i było całkiem niewinne. A co, jeśli zgoda została tutaj błędnie pojętna i to, co dla jednej osoby było przekroczeniem dozwolonej granicy, dla innej było czymś zwyczajnym? Punkty widzenia na to samo wydarzenie mogą być tutaj różne i "Bez powrotu" ogrywa ten wątek całkiem zgrabnie, choć oczywiście nie jest to "Rashōmon".
Bez powrotu — czy warto oglądać brytyjski serial?
Aby jeszcze bardziej zagmatwać sytuację, dość szybko na horyzoncie pojawią się inni podejrzani, w których widz będzie chciał widzieć winnych, no bo w końcu chyba nikt nie chce, by okazał się nim nastolatek. Nastolatek, któremu trudno nie współczuć, gdy w traumatycznych okolicznościach zostaje zmuszony do wyjścia z szafy i nie może zrobić tego na własnych warunkach. Trzeba oddać młodemu Serkisowi (tak, to syn Andy'ego Serkisa), że znakomicie udźwignął ciężar swojej roli i wraz z Sheridan Smith jest jednym z najjaśniejszych punktów całego serialu.
Szkoda, że scenariusz, na bazie którego operują, zbyt często przypomina tanią grę na emocjach widza, który szybko jest w stanie wyczuć, że ktoś tutaj próbuje nim manipulować. Aż dziwne, że w tym wszystkim bohaterowie wciąż zdają się prawdziwi i łatwo poczuć z nimi więź. Widząc, jak aktorzy wyciskają maksimum z tego, co przygotował twórca serialu, można zacząć odczuwać żal, że nie dostali do ręki lepszego materiału. I może ciut bardziej oryginalnego, bo ta mieszanka kryminału z dramatem rodzinnym to coś, co widzowie znają aż za dobrze i trudno tutaj czymkolwiek ich zaskoczyć.
Mam wrażenie, że Brytyjczycy zaczynają powoli zjadać własny ogon, jeśli chodzi o fabułę kolejnych seriali i "Bez powrotu" mojego zdania w tej kwestii nie zmieni. Wciąż jednak jest to całkiem solidna produkcja — może i łapiąca zadyszkę nieco zbyt często jak na to, że dostaliśmy zaledwie 4 odcinki, ale potrafiąca też czasami mocniej ścisnąć widza za gardło. Dla tych kilku momentów można po "Bez powrotu" sięgnąć, ale w czasach serialowej nadprodukcji nie będzie żadnym wyzwaniem znalezienie czegoś lepszego.