"Ssaki" nie radzą sobie ze związkami – recenzja serialu Amazon Prime Video z Jamesem Cordenem
Kamila Czaja
13 listopada 2022, 12:24
"Ssaki" (Fot. Amazon Prime Video)
"Ssaki" pozwalają Jamesowi Cordenowi przypomnieć, że jest przede wszystkim aktorem, ale nie wnoszą wiele nowego do tematu związków i natury ludzkiego gatunku.
"Ssaki" pozwalają Jamesowi Cordenowi przypomnieć, że jest przede wszystkim aktorem, ale nie wnoszą wiele nowego do tematu związków i natury ludzkiego gatunku.
Jeszcze dziesięć lat temu "Ssaki" ("Mammals) byłyby rewelacją. Komediodramat ze zdecydowaną przewagą dramatu, w półgodzinnych dawkach opowiadający o kryzysie tradycyjnego małżeństwa i ludzkich skłonnościach do upadku, na dodatek dorzucający do tego elementy surrealizmu i niebojący się naprawdę czarnego humoru. Dziś jednak tego rodzaju gatunkowe hybrydy mogą zrobić wrażenie tylko wtedy, jeśli wszystko zagra w nich idealnie, a na dodatek wyróżnią się na tle bogatego wyboru mrocznych tragikomedii, które mamy na wyciągnięcie ręki.
Tymczasem brytyjska produkcja Amazon Prime Video ma wszystkie niezbędne części składowe, ale robi z nich wątpliwie udany użytek. "Ssaki", prowadzone przez Jamesa Richardsona, napisane przez Jeza Butterwortha (współpracowali wcześniej przy "Brytanii", drugi z nich znany jest jednak przede wszystkim jako nagrodzony Tony dramatopisarz) i wyreżyserowane przez Stephanie Laing ("Stworzona do miłości", "Physical"), sprawiają pozory głębszej opowieści o związkach, pod pełną zwrotów akcji powierzchnią kryje się jednak niewiele.
Ssaki i zaskakująco mroczny James Corden
Muszę jednak zacząć od zwrócenia honoru odtwórcy głównej roli. James Corden, ostatnio znamy głównie jako gospodarz programów rozrywkowych i trudny gość restauracyjny, przypomina, że jest aktorem. Jako Jamie ma okazję pokazać całkiem sporo oblicz bohatera. W jego wydaniu pozornie uroczy szef kuchni to nękany ciągłym lękiem o to, że jest niewystarczająco atrakcyjny dla żony, nieradzący sobie z napadami złości, a momentami czuły i, przynajmniej do czasu, budzący współczucie mężczyzna, któremu bajka o Kopciuszku – w której to on jest Kopciuszkiem – wymyka się spod kontroli.
Kluczowa jest też rola wspomnianej żony. Amandine (Malia Kreiling, "Tyran") długo pozostaje dla otoczenia, ale także dla widzów, nieprzenikniona w swoich co najmniej kontrowersyjnych romansowych decyzjach, jednak za maską kobiety fatalnej jest sporo więcej. Trzeba tylko dotrwać do końca niedługiego, niespełna trzygodzinnego sezonu, by to zobaczyć. Tyle że można mieć ochotę poddać się w trakcie, a bez obejrzenia całości "Ssaki" mają znacznie mniej sensu niż po wszystkich sześciu odcinkach.
Serial zapowiada się obiecująco, jako wiwisekcja związku po traumie poronienia. W odważnym i ciętym mówieniu o żałobie mógł być trochę podobny do udanego, przynajmniej w 1. sezonie, "After Life", nawet jeśli o inną przyczynę żałoby by chodziło. Jednak nadzieje, że dostaniemy psychologicznie ciekawy obraz nie tak często poruszanej na ekranach sytuacji, na dodatek z perspektywy obojga rodziców, szybko mijają.
Ssaki to kolejny komediodramat o związkach
"Ssaki" to bowiem głównie opowieść o zdradzie, o (nie)możliwości monogamii, a jakby mało było nam jednej skomplikowanej pary, dostajemy też sceny (z życia małżeńskiego) siostry Jamiego, Lue (znana głównie z ról filmowych Sally Hawkins), i jej męża, Jeffa (Colin Morgan, "Przygody Merlina", "Upadek"). Obiecuję, że po całej 1. serii ich udział nabierze sensu, ale nie obiecuję, że wynagrodzi to sporo niezbyt udanych fragmentów z ich udziałem.
Gdy Jamie z pomocą Jeffa tropi kolejnych kochanków żony, Lue pogrąża się w marzeniach o pracy z Coco Chanel, o ucieczce w inną epokę, pasję, romans. Dodajmy do tego wątek otwierania restauracji przez głównego bohatera, wykłady o życiu ssaków, retrospekcje z początku wielkiej miłości, a także dużo symbolicznych i zupełnie namacalnych wielorybów – i już widać, że sporo tu wszystkiego. Ten nadmiar nie daje szczególnie interesujących efektów. Bronią się zaskoczenia fabularne, ale za każdym razem, gdy dziwiłam się rozwojowi wydarzeń, miałam poczucie, że te niespodzianki mają odwrócić uwagę od banalności prezentowanych w serialu ludzi, ich pragnień i płynących z tego egzystencjalnych wniosków.
Szokujące odkrycia (w tym największe, finałowe) to bowiem zaledwie sprawna sztuczka. Niewiele wnika z tego dodawania postaci, planów czasowych, zdrad i nawet Toma Jonesa, podobnie jak z całkiem błyskotliwych dialogów i, dość powierzchownych, zabaw z gatunkowym schematem – choćby pytaniem, co dalej z wielką miłością, gdy pozornie niedobrana para się impulsywnie zejdzie, wierząc w przeznaczanie – czy męsko-damskimi konwencjonalnymi podziałami ról. Surrealistyczne zabawy z kolei zdają się na siłę doklejone do reszty, nawet jeśli Hawkins robi, co może, by przedstawić dramat Lue.
Czy warto oglądać serial Ssaki na Amazonie?
Czy "Ssaki" są zupełnie nieudane? Nie, jako szybki seans ponurych diagnoz o związkach, podanych z elementami humoru (jakkolwiek czasem celowo dość żenującego – choćby w scenie ataku na nagrobek), nieźle zagranych i zdecydowanie zaskakujących na poziomie sensacyjnych rozwiązań tajemnic, można zobaczyć. Jednak obawiam się, że z trzech godzin naprawdę na dłużej zostanie ze mną tylko króciutki genialny epizod ze staruszką oddającą w sklepie kostkę Rubika.
Jeżeli więc w erze serialowych nadmiarów wybieracie tylko to, co najlepsze, to lepiej spędzicie czas, nadrabiając "Fleabag", "Master of None", "Atlantę", "You're the Worst" i sporo innych świetnych komediodramatów. Pokazują one bowiem w znaczenie ciekawszy i bardziej angażujący sposób, że ludzie (a więc tylko trochę bardziej rozwinięte ssaki), związki i po prostu rzeczywistość rzadko bywają jednoznaczne.