"W zamknięciu" to kryminał bawiący się oczekiwaniami widzów — recenzja brytyjskiego serialu BBC i Netfliksa
Agata Jarzębowska
5 listopada 2022, 14:02
"W zamknięciu" (Fot. Netflix)
"W zamknięciu" to czteroodcinkowy dramat kryminalny ze Stanleyem Tuccim i Davidem Tennantem, który rozważa naturę człowieka i jego zdolność do popełnienia morderstwa.
"W zamknięciu" to czteroodcinkowy dramat kryminalny ze Stanleyem Tuccim i Davidem Tennantem, który rozważa naturę człowieka i jego zdolność do popełnienia morderstwa.
Miniserial "W zamknięciu" ("Inside Man"), który możecie obejrzeć na Netfliksie, to zwięzła historia kryminalna, prowadząca dwa równoległe wątki. W jednym obserwujemy, jak nieszczęśliwym zbiegiem okoliczności bohaterowie posuwają się do coraz bardziej okropnych czynów, a w drugim skazany na śmierć więzień zabija czas, rozwiązując zagadki kryminalne zgłaszających się do niego osób.
W zamknięciu — o czym jest brytyjski serial?
Losy pastora, więźnia, dziennikarki i korepetytorki matematyki wiążą się ze sobą w zaskakujący sposób. Twórca serialu Steven Moffat ("Doktor Who", "Sherlock") od początku nie pozostawia złudzeń: każdy z nas jest zdolny do morderstwa. Potrzebujemy tylko odpowiednich warunków.
Wszystkie rozważania na temat natury człowieka prowadzi w serialu skazany na śmierć Jefferson Grieff (Stanley Tucci, "Spotlight", "King's Man: Pierwsza misja"), który jest idealnym kandydatem to bycia ulubieńcem każdego podcastu true crime. Jefferson jest niesamowicie inteligentny, wykształcony, a dzięki Stanleyowi Tucciemu ma ogromną charyzmę. Grieff wydaje się wręcz pewnego rodzaju komentarzem do naszego zafascynowania mordercami.
To mężczyzna, który popełnił straszliwą zbrodnię, a ponieważ jest niczym Sherlock Holmes — tyle że w więzieniu — rozwiązuje różnego rodzaju zagadki kryminalne. Grieff nie tylko wkupił się do ludzkiej świadomości jako ktoś, kto może pomóc, gdy policja porzuciła już sprawę, ale cieszy się też w więzieniu szczególnymi względami strażników. Moffat raz po raz powtarza nam, jaką okropną zbrodnię popełnił, a równocześnie doskonale rozumiemy, dlaczego Jefferson cieszy się takim uznaniem. Jest on tym mordercą, o którym oglądalibyśmy seriale dokumentalne.
Równocześnie obserwujemy, jak zbieg nieszczęśliwych przypadków sprawia, że pastor Harry Watling (David Tennant, "Doktor Who", "Des") władowuje się w sytuację bez wyjścia. Zamknięta w jego piwnicy korepetytorka matematyki Janice Fife (Dolly Wells, "Drakula") zagraża bezpieczeństwu jego i jego rodziny. Choć z jej perspektywy jest dokładnie odwrotnie. A w to wszystko wchodzi dziennikarka Beth Davenport (Lydia West, "Bo to grzech"), która zwyczajnie chce zdobyć materiał na swój kolejny artykuł.
W zamknięciu — widać tu rękę Stevena Moffata
"W zamknięciu" to serial, w którym bardzo mocno czuje się rękę Stevena Moffata, ze wszystkimi tego wadami i zaletami. Wystarczy przypomnieć sobie najgorsze i najlepsze odcinki "Doktora Who" czy "Sherlocka", by od razu zrozumieć, o co chodzi. Jest to sprawnie zrealizowana produkcja, którą szybko się ogląda, która ma doskonałe dialogi, dobrze zarysowane postacie i mocne momenty dramatyczne.
Równocześnie, jak to u Moffata bywa, znajdziemy tu różnego rodzaju niedorzeczności, trochę naciągany — szczególnie w odcinku pierwszym — przebieg wydarzeń, który musi potoczyć się tak, a nie inaczej, bo tego wymaga scenariusz, nie logika. Wszelkiego rodzaju wady i nieścisłości przykrywa jednak doskonałe aktorstwo.
David Tennant to urodzony pastor, którego moralnie rozdzierają rzeczy, jakie musi zrobić. Widzimy w nim dobrego człowieka, ale doskonale zdajemy sobie sprawę, że jest zdolny posunąć się daleko, jeżeli sytuacja go to tego przymusi. Stanley Tucci głównie siedzi i mówi, ale robi to tak — z partnerującym mu Atkinsem Estimondem ("Sposób na morderstwo") w roli Dillona Kemptona — że cały serial mógłby się opierać tylko na rozmowie tej dwójki i nikt nie miałby nic przeciwko.
Minusem serialu jest… jego zwiastun. Mam wrażenie, że zapowiada on zupełnie inny serial, niż dostajemy w rzeczywistości, przez to część widzów może się od niego boleśnie odbić. A szkoda, bo to przyjemna — nie wybitna — ale przyjemna rozrywka na wieczór, która od początku stawia mocną tezę i do samego końca jest jej wierna.
W zamknięciu — czy warto obejrzeć serial?
Co ciekawe, "W zamknięciu" potrafi miejscami zaskoczyć widza. Moffat bawi się naszymi oczekiwaniami i choć trudno tutaj mówić o tajemnicy kryminalnej (skoro wiemy, co, kto i dlaczego coś robi), to po drodze dzieje się kilka rzeczy, które wywracają fabułę do góry nogami i każą zarówno bohaterom, jak i widzom, na nowo zastanowić się, jak to się zakończy.
Dużą siłą "W zamknięciu" jest też fakt, że jak na seriale brytyjskie przystało, jest krótki. Serial powstał we współpracy BBC z Netfliksem, i to, że dostaliśmy tylko cztery godziny oglądania, jest idealną dawką, jaką ta historia potrzebowała. Zostajemy z pewnym niedosytem, bo bohaterowie się na tyle ciekawi, że chciałoby się pobyć z nimi trochę dłużej. Ale każdy kolejny odcinek niepotrzebnie musiałby skomplikować całość, przez co "W zamknięciu" zrobiłoby się męczące i nijakie.
A tak dostajemy pełną historię, która ma wyraźny początek i koniec. Co prawda, pewna furtka na końcu została otwarta, gdyby twórcy chcieli powrócić. Ale jeżeli nigdy tego nie zrobią, będzie to grało zdecydowanie na korzyść serialu. "W zamknięciu" to idealna propozycja na długie jesienne wieczory, do których doskonale pasuje pytanie: "czy każdy z nas faktycznie jest zdolny do morderstwa"?