"Winchesterowie" to "Scooby Doo" dla nastolatków — recenzja pierwszych odcinków spin-offu "Supernatural"
Agata Jarzębowska
1 listopada 2022, 16:28
"Winchesterowie" (Fot. CW)
"Winchesterowie" pozwalają nam wrócić do świata "Supernatural" i lubianego schematu z potworami tygodnia. Niestety, wszystko wskazuje na to, że serial nie ma nic nowego do zaoferowania.
"Winchesterowie" pozwalają nam wrócić do świata "Supernatural" i lubianego schematu z potworami tygodnia. Niestety, wszystko wskazuje na to, że serial nie ma nic nowego do zaoferowania.
"Supernatural" to niezaprzeczalny hit stacji CW, który pobił wszystkie możliwe rekordy i zakończył się po 15 sezonach — co było niemałym zaskoczeniem, bo w pewnym momencie wydawało się, że w życiu pewne są tylko śmierć, podatki i kolejny sezon "Supernatural". I ewidentnie świat bez rodziny Winchesterów trwać nie może, bo zaledwie dwa lata po emisji finału powracamy do uniwersum pełnego mitów, potworów i demonów. Tym razem za sterami całości nie stoi Eric Kripke (który swoją duszę sprzedał obecnie "The Boys"), a Robbie Thompson, który też pracował przy "Supernatural". I niestety, na chwilę obecną nie wygląda, by miał on dużo do zaoferowania fanom serii.
Winchesterowie — o czym jest spin-off Supernatural?
Fabuła koncentruje się na historii rodziców Sama (Jared Padalecki) i Deana (Jensen Ackles), ale podczas oglądania serialu "Winchesterowie" ma się dziwne wrażenie déjà vu. Oto mamy Mary Campbell (Meg Donnelly, "High School Musical: Serial"), która wychowała się w rodzinie łowców, i Johna Winchestera (Drake Rodger, "Między życiem a śmiercią"), który o potworach nie wie nic, ale szybko się to zmieni.
Los styka tych dwoje, gdy każde z nich szuka swojego zaginionego ojca i okazuje się, że tropy prowadzą w to samo miejsce. Co więcej, w zaginięcie ojca Mary zamieszane są demony. Bohaterowie postanawiają więc połączyć swoje siły i w towarzystwie dwójki innych młodych łowców Latiki (Nida Khurshid, "Jednostka 19") i Carlosa (debiutujący Jojo Fleites) wyruszają śladami ojca Mary. Wydaje się, jednak że ojciec Mary wcale nie chce, by córka go odnalazła.
Czy historia nie wydaje się znajoma? Jest i to bardzo, bo to po prostu przerobiona wersja tego, co oglądaliśmy w pierwszych sezonach "Supernatural". Oto dwójka braci poszukujących swojego zaginionego ojca, który wyruszył na polowanie, ale z niego nie wrócił i nie chciał zostać odnaleziony. I oczywiście, pierwsze sezony oryginału były dawno temu, ale identyczny punkt wyjściowy wydaje się straszliwym pójściem na łatwiznę. Warto też pamiętać, że jesteśmy dopiero po trzech odcinkach "Winchesterów" i być może będzie to serial, który z czasem złapie swój rytm i odpowiednią świeżość. Jednak jeżeli już na dzień dobry nie jest w stanie zaoferować nam nic nowego, to trudno wykrzesać z siebie choć trochę entuzjazmu.
Winchesterowie to aktorska wersja Scooby Doo
Jedną z niewątpliwych atrakcji serialu może wydawać się powrót Jensena Acklesa do roli Deana w formie narratora całości. Dean podąża śladem swoich rodziców i próbuje odkryć ich historię, jego głos pojawia się na początku każdego z odcinków (i w jednym z odcinków podsumował też wydarzenia). Jednak tak jak na papierze może się to wydawać idealnym lepem na fanów serii, to w praktyce nie sprawdza się zupełnie. Zamiast jakichś ciekawych faktów o jego rodzicach, czy dosłownie czymkolwiek, co wniosłoby coś do fabuły, słyszymy górnolotne zdania w stylu "łowca nie powinien być sam, musi mieć innych, by mogli go uczyć".
Co więcej, odcinki kończą się moralizatorskimi pogadankami. Jeżeli bohaterowie się z jakiegoś powodu pokłócili, to na koniec odcinka muszą się przeprosić i wyjaśnić sobie, że zmądrzeli i przemyśleli swoje zachowanie. Z serialu o potworach i mitach, zrobiła się nagle bajka dla dzieci — tyle że dzieciom nie można jej pokazać, bo jednak ciągle polujemy na potwory i demony, a dekapitacja jest na porządku dziennym. Momentami ma się przerażająca pewność, że usłyszymy jakiegoś stwora krzyczącego: "Wszystko by mi się udało, gdyby nie te wścibskie dzieciaki!".
Niezależnie od tego, czy uważamy "Supernatural" za serial dobry czy nie, jest to trochę potwarz dla jego stałych widzów. Oryginalna seria cechowała się nierozwiązanymi konfliktami, przemilczanymi sprawami, unikaniem rozmów na trudne tematy. A pozornie rozwiązane kłótnie wybuchały bohaterom w twarz kilka odcinków później. "Winchesterowie" idą w totalną opozycję, umoralniając i postaci i widzów, żebyśmy po obejrzeniu każdego odcinka mogli poczuć się lepszym człowiekiem.
Na chwilę obecną widać też, że mamy do czynienia z młodymi aktorami, a połowa obsady wywodzi się ze stajni Disneya. Meg Donnelly i Nida Khurshid na początku grają w sposób bardzo przypominający seriale disneyowskie — przy trzecim odcinku albo powoli ta maniera zaczyna zanikać, albo widz się do niej przyzwyczaja, jednak widać mocne przerysowanie. Debiutujący Jojo Fleites również przerysowuje swojego bohatera, ale w jego wypadku wyjątkowo to działa, bo Carlos ewidentnie pisany jest jako comic relief. Najlepiej w swojej roli wypada Drake Rodger w roli Johna, choć nadal nie jest to gra na wybitnym poziomie.
Winchesterowie — czy warto oglądać serial CW?
Dużo większym problem jest jednak brak wyczuwalnej chemii pomiędzy Donnelly a Rodgerem. Serial usilnie stara się nam pokazać, że Mary i John od razu wpadli sobie w oko, mamy długie najazdy kamery, bohaterowie bez przerwy wodzą za sobą wzrokiem i płoszą się, gdy drugie ich na tym przyłapie. Tyle że w tym całym przyszłym romansie na razie bardziej widać wysiłki scenarzysty i operatora kamery, niż przyciąganie między bohaterami. Po niedawnych piorunach trzaskających z ekranu, gdy tylko Milly Alcock wymieniała spojrzenia z Mattem Smithem w "Rodzie smoka", tu boleśnie czegoś brakuje i trudno uwierzyć, że Mary i John są sobie przeznaczeni.
"Winchesterowie" to bardzo średni serial, nawet jak na warunki CW. Wydaje się bardziej propozycją na tytuł oglądany jednym okiem podczas domowych czynności, niż coś, co warto śledzić z zapartym tchem. Choć kto wie, może serial nas jeszcze zaskoczy. W końcu kto mógł przewidzieć, że historia o braciach Winchesterach będzie trwała tak długo. Być może naprawdę jest to seria, bez której świat nie może dalej istnieć. Na chwilę obecną jednak nic tego nie zapowiada.