"The Devil's Hour" to łamigłówka, do której trzeba cierpliwości – recenzja serialu Amazon Prime Video
Mateusz Piesowicz
30 października 2022, 17:02
"The Devil's Hour" (Fot. Amazon)
Lubicie skomplikowane historie, w których za jedną zagadką kryje się dziesięć kolejnych? W takim razie "The Devil's Hour", serialowa mieszanka thrillera z logiczną układanką, może być dla was.
Lubicie skomplikowane historie, w których za jedną zagadką kryje się dziesięć kolejnych? W takim razie "The Devil's Hour", serialowa mieszanka thrillera z logiczną układanką, może być dla was.
Lucy Chambers (Jessica Raine, "Z pamiętnika położnej") budzi się zlana potem każdej nocy dokładnie o 3:33, gdy ze snu wyrywają ją równie realistyczne, co niezrozumiałe koszmary. Regularnie powtarzająca się godzina, która wśród miłośników nienaturalnych zjawisk jest znana jako "diabelska", to pierwsza oznaka tego, że "The Devil's Hour" nie będzie zwyczajnym thrillerem. Pierwsza z wielu, dodajmy, bo zaraz potem ich liczba zaczyna lawinowo wzrastać.
The Devil's Hour – o czym jest serial Amazona?
Oglądając sześcioodcinkowy serial (całość jest już dostępna w serwisie Amazon Prime Video), trzeba się do tego przyzwyczaić, bo tajemniczych zdarzeń jest tu nawet więcej niż zmartwień głównej bohaterki. A tych Lucy, pracująca w pomocy społecznej samotna matka, ma oczywiście więcej niż przeciętny człowiek.
Jednym z najpoważniejszych jest zachowanie jej syna Isaaca (Benjamin Chivers), którego problemów nie potrafił zidentyfikować żaden z licznych psychoterapeutów. Zero emocji, wyimaginowani przyjaciele, powtarzanie wypowiadanych do niego słów, wbite w przestrzeń puste spojrzenia – ogólnie rzecz biorąc pełen zestaw identyfikujący przerażającego dzieciaka z horroru. Nie na nim skupia się jednak tutejsza historia, a przynajmniej nie tylko na nim. W centrum zainteresowania znajduje się bowiem tajemniczy mężczyzna, którego poznajemy w czasie… przesłuchiwania go przez Lucy na policyjnym posterunku w bliżej nieokreślonej przyszłości.
Zanim dowiemy się, kim jest niejaki Gideon (Peter Capaldi, "Doktor Who"), co łączy go z Lucy i o co w tym wszystkim właściwie chodzi, czeka nas podróż przez kilka na pozór niepowiązanych ze sobą morderstw, policyjne śledztwa i przecinające się wątki. A to wszystko w towarzystwie nieustannie nawiedzających Lucy (i nie tylko ją) wizji, które utrudniają bohaterce i widzom rozeznanie się w serialowej rzeczywistości. Ale spokojnie, w końcu każde pytanie doczeka się tu odpowiedzi. Rzecz w tym, że oczekiwanie na nie można uznać jednocześnie za największą wadę, jak i zaletę serialu autorstwa Toma Morana.
The Devil's Hour, czyli thriller, horror i zagadki
"The Devil's Hour", choć scenariuszowo jest pogmatwane jak mało co, w gruncie rzeczy pod żadnym względem nie odkrywa Ameryki, przyciągając widza do ekranu standardowymi sztuczkami. Jest tu sporo sprawnie zrealizowanego thrillera, jest dramat obyczajowy z solidnie napisaną główną bohaterką, jest wreszcie horror opierający się na metodach tyleż prostych, co skutecznych. Łącznie poszczególne elementy składają się na wciągający seans, który wprawdzie wymaga od oglądającego skupienia, ale potrafi to wynagrodzić, całkiem skutecznie przyciągając do ekranu kolejnymi podsuwanymi zagadkami.
Z czasem części historii zaczynają się łączyć, co ostatecznie prowadzi nas do zapowiadanego od początku spotkania Lucy z Gideonem, ale droga do tego jest długa i wiedzie nieoczywistymi ścieżkami. Poznajemy choćby parę detektywów – Raviego Dhillona (Nikesh Patel, "Randka z gwiazdą") i Nicka Holnessa (Alex Ferns, "Andor") – prowadzących sprawę morderstwa, która skrzyżuje ich losy z Lucy. Przyglądamy się jednak również bliżej życiu bohaterki, jej pracy i relacjom ze schizofreniczną matką Sylvią (Barbara Marten, "Na sygnale") czy z byłym mężem Mikiem (Phil Dunster, "Ted Lasso").
Na pierwszy rzut oka wygląda jak klasyczna kryminalna fabuła przyozdobiona wątkami osobistymi, jednak spinający wszystko nienaturalny motyw nadaje całości bardziej złożonego kształtu, a widzom zapewnia wyczuwalny dreszczyk. Dając też do zrozumienia, że choć poszczególne fragmenty opowieści są przyziemne, po odpowiedziach nie należy się tego spodziewać.
The Devil's Hour to pora na tajemnice i rozwiązania
A że i na te w serialu przychodzi pora, to uprzedzam, że warto się wcześniej do tego przygotować. Bo o ile przez większą część sezonu pogubić się jest trudno, nawet mimo dużej liczby i różnorodności wątków (jest historia porwanego dziecka, jest przemoc domowa, są gangi narkotykowe i nie tylko), to gdy przychodzi do rozwiązań, zostajemy wręcz zasypani treścią, która ma uzupełnić pozostawione wcześniej przez historię luki. Problem tylko w tym, że nie działa to na zasadzie włącznika. Nie ma "pstryk" i nagle z kompletnej ciemności nie wkraczamy w jasność. A niestety twórca najwyraźniej tak sobie to wszystko zaplanował.
Pewnie, po przemyśleniu można dojść do wniosku, że jak najbardziej ma to sens. Przypominający wykład sposób przekazania kluczowych faktów wskazuje jednak, że w "The Devil's Hour" nie do końca dobrze rozłożono wcześniej akcenty. Starannie budując klimat, nie zadbano bowiem o przemycenie nawet drobnych informacji, aby w momencie rozwiązania widz nie poczuł się nimi przytłoczony i mógł choćby intuicyjnie zrozumieć motywacje postaci czy tropy interpretacyjne. Bo cóż z tego, że te spinają się w logiczną całość, skoro nie mamy czasu przetrawić ich nadmiaru?
Przeszkadza to tym bardziej, że zaburza emocjonalną bliskość z bohaterami, którą wcześniej nie bez trudu udaje się zbudować, a która jest tu bardzo istotna. Bez niej serial byłby bowiem jedynie łamigłówką irytującą brakiem klucza. To relacja Lucy z synem ożywia tę historię, nawet jeśli wydaje się kompletnie jednostronna, bo chłopiec nijak nie odpowiada na próby wydobycia z niego choć szczypty emocji podejmowane przez matkę. Nie umniejsza to jednak łączącej tych dwoje więzi, w czym ogromna zasługa równie świetnych Jessiki Raine i młodego Benjamina Chiversa.
The Devil's Hour – czy warto oglądać serial?
Lucy i Isaac są zatem emocjonalnym fundamentem, na którym serial się opiera i dopóki to robi, wypada naprawdę nieźle. Nawet jeśli bardzo skąpi nam w tym czasie odpowiedzi i… Petera Capaldiego, który wprawdzie tylko siedząc za stołem w pokoju przesłuchań i tak wypada arcyszatańsko, ale którego potencjał wydaje się mimo wszystko mocno niewykorzystany. Pech chce, że gdy już dostanie większe pole do popisu, to "The Devil's Hour" wpada w fazę wyjaśniania co i jak, więc na nic więcej nie mamy za bardzo czasu.
Szkoda, bo do tego momentu serial się całkiem dobrze bronił, oferując coś więcej niż obietnicę sensownego spięcia swoich licznych wątków w całość. Obietnicę, która koniec końców zostaje spełniona, zostawiając nas jednak z poczuciem niedosytu, bo samo rozwikłanie tajemnic to akurat w tym przypadku mało. Inna sprawa, że może jeszcze doczekamy się ciągu dalszego, bo według słów Jessiki Raine Tom Moran rozplanował tę historię na trzy sezony. Cóż, mamy nadzieję, że w Amazonie o tym wiedzą.
Jeśli nie, to "The Devil's Hour" mimo wszystko wciąż jest warte odkrycia, zwłaszcza jeśli lubicie historie, w których na pierwszym planie jest tajemnica i to jej poświęca się największą uwagę. Tutejsza jest ambitna, może wręcz za bardzo, bo wydaje się, że w pewnym stopniu te ambicje ją ostatecznie przerastają. Mimo to z operowania gatunkowymi schematami (kilkoma jednocześnie!) i wcale nie nowymi konceptami udało się wycisnąć zaskakująco dużo – a przynajmniej dość, żeby dwa, trzy wieczory spędzone przy ekranie nie okazały się kompletnie zmarnowane.