Matthew Perry musiał zrezygnować z występu w filmie "Nie patrz w górę". Aktor zdradza wstrząsający powód
Karolina Noga
27 października 2022, 11:32
"Przyjaciele: Spotkanie po latach" (Fot. HBO Max)
W filmie "Nie patrz w górę" gra plejada gwiazd, a początkowo w ich gronie miał znaleźć się Matthew Perry. Aktor zdradził, dlaczego nie wystąpił w filmie, a powód jest wstrząsający.
W filmie "Nie patrz w górę" gra plejada gwiazd, a początkowo w ich gronie miał znaleźć się Matthew Perry. Aktor zdradził, dlaczego nie wystąpił w filmie, a powód jest wstrząsający.
Matthew Perry wydaje w listopadzie autobiograficzną książkę "Friends, Lovers, and the Big Terrible Thing". W ramach jej promocji aktor udziela wywiadów, w których szczerze opowiada o najgorszych okresach swojego życia oraz walce z uzależnieniami. W ostatnich latach Perry znacząco podupadł na zdrowiu i musiał zrezygnować z wielu rzeczy, w tym występu w głośnym projekcie.
Matthew Perry miał zagrać w Nie patrz w górę
Chodzi o film Adama McKaya "Nie patrz w górę" z 2021 roku, w którym oglądaliśmy, jak dwójka naukowców (w tych rolach Leonardo DiCaprio i Jennifer Lawrence) próbuje przekonać ludzkość, że w ziemię niedługo uderzy asteroida. Perry miał zagrać republikańskiego dziennikarza i wystąpić w trzech scenach z samą Meryl Streep. Podobno nakręcono jedną z kilku scen, jednak aktor musiał zrezygnować, a powód wyjawił w swojej książce, której fragment publikuje Rolling Stone.
Aktor opisuje szczegółowo, jak przebywał w luksusowym ośrodku odwykowym w Szwajcarii, jednak nie mógł poradzić sobie z głodem narkotykowym. Przekonywał lekarzy, że cierpi na okropne bóle żołądka, byle tylko dostać leki. Lekarze z ośrodka rehabilitacyjnego przepisywali Perry'emu hydrokodon, ale żeby jeszcze bardziej pomóc mu w walce z bólem, postanowili "włożyć mu w plecy dziwne urządzenie medyczne", które miało zredukować ból.
Pomimo zaleceń, Perry przyjmował końskie dawki leku nawet na noc przed planowanym zabiegiem, co na drugi dzień wywołało fatalną w skutkach reakcję w połączeniu z propofolem, który jest stosowany do znieczulenia.
— Dostałem zastrzyk o 11:00 przed południem. Obudziłem się jedenaście godzin później w innym szpitalu. Najwyraźniej propofol zatrzymał moje serce. Na pięć minut. To nie był zawał serca – nie umarłem — ale nic nie biło. Powiedziano mi, że jakiś rosły Szwajcar naprawdę nie chciał, żeby facet z "Przyjaciół" umarł na jego stole i robił mi resuscytację przez całe pięć minut, bijąc i uderzając w moją klatkę piersiową. Czy gdybym nie był w "Przyjaciołach", przestałby po trzech minutach? Czy "Przyjaciele" znów uratowali mi życie?
Perry już wcześniej w jednym z wywiadów przyznał, że był bardzo bliski śmierci i po tym postanowił zawalczyć o siebie. Obecnie chce pomagać innym i nie ukrywa wdzięczności wobec osób, które wyciągnęły rękę, by mu pomóc. Jak wspomina, jako pierwsza zainterweniowała Jennifer Aniston, kiedy zaczął przychodzić pijany na plan.