"This England" to portret Borisa Johnsona stworzony łopatą – recenzja serialu dostępnego w serwisie Viaplay
Nikodem Pankowiak
1 października 2022, 12:02
"This England" (Fot. Sky Atlantic)
Borisowi Johnsonowi, byłemu premierowi Wielkiej Brytanii, chyba nie spodoba się "This England". Niesłusznie, bo to serial, który może i jest wobec niego krytyczny, ale nie na tyle, na ile powinien.
Borisowi Johnsonowi, byłemu premierowi Wielkiej Brytanii, chyba nie spodoba się "This England". Niesłusznie, bo to serial, który może i jest wobec niego krytyczny, ale nie na tyle, na ile powinien.
"This England" – 6-odcinkowy serial brytyjskiej telewizji Sky Atlantic, który w Polsce można oglądać w serwisie Viaplay – miało zadebiutować już w zeszłym tygodniu, jednak premiera serialu została przesunięta z uwagi na żałobę po śmierci Elżbiety II. Szkoda, że emitująca tę produkcję stacja nie poszła za ciosem i z szacunku dla zmarłej nie anulowała jej zupełnie. Bo "This England", nawet jeśli nie obśmiewa Borisa Johnsona aż tak bardzo, jak moglibyśmy się tego spodziewać, to polityczna satyra, kreśląca wizerunek byłego premiera Wielkiej Brytanii w sposób równie subtelny, co uderzenie łopatą w twarz. Z tego powodu nie jest ani mięsistym serialem o wielkiej polityce, ani udaną polityczną satyrą.
This England — serial o Borisie Johnsonie i COVID-19
Fabuła "This England" koncentruje się na Borisie Johnsonie (Kenneth Branagh, "Wallander", "Belfast") i reakcji jego gabinetu na pandemię koronawirusa. Poznajemy tutaj nie tylko kulisy najważniejszych decyzji, jakie zapadały w tamtym czasie na Downing Street – w siedzibie brytyjskiego premiera – ale zaglądamy także w jego życie osobiste. A to Johnson miał barwniejsze niż większość polityków, którzy znaleźli się na tak wysokim szczeblu. Chyba tylko Donald Trump mógłby równać się z nim pod tym względem.
Nie ma tutaj żadnego zaskoczenia, założeniem twórców "This England", którymi są Michael Winterbottom (film "Doktryna szoku") i Kieron Quirke ("Cuckoo"), było przedstawienie Johnsona w jak najgorszym świetle. Widać to już w rozpoczynających serial migawkach z jego początków w roli premiera – m.in. autentycznych fragmentach różnych wystąpień – przeplatanych wypowiedziami Maxa Hastingsa (Charles Dance, "Gra o tron"), który twierdził, że wybór Borisa Johnsona na premiera odbiera Wielkiej Brytanii możliwość ubiegania się o status "poważnego" państwa. Takich wystrzałów w stronę Johnsona będzie więcej. Problem w tym, że albo będą zbyt słabe, albo za mało finezyjne.
Ponieważ na Viaplayu zadebiutowały tylko dwa z sześciu odcinków, jakie ukazały się już w Wielkiej Brytanii, mam mały problem z oceną "This England". Z drugiej strony, po tym, co zobaczyłem, nie jestem w stanie uwierzyć, że nagle w kolejnych odcinkach miałoby dojść do kompletnego odwrócenia narracji. W tym serialu Johnson jawi się jak klaun, który zupełnie nie pasuje do miejsca, w jakim się znalazł. Owszem, może i czasem jest w stanie wzbudzić naszą sympatię, ale ogólnie rzecz ujmując subtelności w kreśleniu jego portretu było niewiele. To trochę paradoks, ale były już premier Wielkiej Brytanii zasłużył moim zdaniem na jeszcze mocniejszy portret, ale przy tym bardziej finezyjny.
This England niechcący ociepla wizerunek Johnsona
Bo w gruncie rzeczy taka niemalże fajtłapowata wersja Johnsona, jaką widzimy momentami na ekranie, za bardzo wybiela jego i decyzje, które podejmował. Mówimy o jednym z głównych architektów Brexitu, człowieku, który nie potrafił bądź nie chciał zareagować na czas na katastrofę, jaką była pandemia COVID-19. Nie mam wątpliwości, że twórcy serialu chcieli Johnsona ośmieszyć, pokazać go w jak najgorszym świetle, ale nie do końca wiedzieli, jak się za to zabrać. Zbyt często główny bohater jawi się tutaj jako zwykły głupek, podczas gdy na pierwszym miejscu powinniśmy otrzymać obraz niezwykłego cynika, jakim z całą pewnością był. Póki co cyniczne zdaje się być przede wszystkim jego otoczenie, na czele z głównym doradcą Johnsona, Dominikiem Cummingsem (Simon Paisley Day, "The Crown"), nie zaś sam premier.
Zamiast mocniejszego uderzenia w jego rządy widzimy np. jak Johnson nagrywa świąteczne życzenia swoim dzieciom na pocztę głosową, bo te nie chcą rozmawiać z nim nawet w Boże Narodzenie. Z założenia mieliśmy zapewne zobaczyć, że nawet jego dzieci nie chcą mieć z nim nic do czynienia, ale ostatecznie takie obrazki tylko ocieplają jego wizerunek, wzbudzają zupełnie niepotrzebne współczucie. Oczywiście nie dziwi mnie, że twórcy mocno wyeksponowali temat życia osobistego premiera, bo to rozgrzewało tabloidy przez cały okres jego urzędowania i kilkukrotnie ściągało na niego kłopoty. Szkoda jednak, że i tutaj twórcy nierówno rozłożyli akcenty. Ledwo zasygnalizowany został np. fakt, że będąc już w nowym związku, Johnson wciąż czekał na rozwód z żoną, z którą finansowe porozumienie osiągnął dopiero w lutym 2020 roku, półtora roku po ich rozstaniu.
Bardzo dużo miejsca poświęcono za to Carrie Symonds (Ophelia Lovibond, "Minx"), jego młodszej o ponad 20 lat partnerce, z którą spodziewał się już wtedy pierwszego dziecka. Symmonds została w "This England" przedstawiona jako osoba pozostająca w cieniu, ale mająca na Johnsona ogromny wpływ. Można powiedzieć, że – przynajmniej na razie – twórcy serialu potraktowali ją wręcz gorzej niż samego Johnsona. Łatwo odnieść wrażenie, że to rozpieszczona paniusia, która nawet w najprostszych kwestiach wysługuje się urzędnikami pracującymi w gabinecie premiera. Jasne, skoro to prawda, czemu tego nie pokazać? Szkoda tylko, że serial, który w założeniu miał dowalić przede wszystkim Johnsonowi, na początku mocniej traktuje jego partnerkę.
This England – czy warto oglądać serial?
W tym samym czasie główny bohater "This England" bez większego sensu biega po ekranie, przy każdej okazji czyniąc nawiązania do antycznej Grecji i greckiej mitologii. Na początku to nawet bawi, zwłaszcza że jest w tym mało subtelny, ale później mało subtelni zaczynają być twórcy, gdy nadużywają tego zabiegu. W tym wszystkim zbyt często Johnson jest odklejony od głównych wydarzeń, w pierwszych odcinkach sprawą pandemii zaczyna interesować się dość późno, wcześniej praktycznie nie bierze udziału w naradach dotyczących jej przeciwdziałaniu. Być może twórcy oddają tutaj rzeczywistość, ale jeśli tak jest, mogli znaleźć mu w tym czasie coś ciekawszego do roboty niż kolejne mało wnoszące rozmowy z żoną.
W końcu "This England" zaczyna się, gdy Johnson formuje swój gabinet, a Wielką Brytanię nawiedzają powodzenie. Jednak i te zagadnienia zostały jedynie liźnięte przez twórców, bo ci nie wiedzieć czemu więcej uwagi poświęcają wyłącznie COVID-owi. Fakt, przez ostatnie dwa lata z okładem pandemia definiowała wydarzenia na świecie, ale nie była jedynym tematem. Może zatem lepszym pomysłem byłoby np. przedstawienie początków Johnsona w roli premiera, zamiast pokazania ich jedynie w formie szybkiego montażu w pierwszych minutach serialu? Zupełnie nie rozumiem tego zabiegu, w którym nagle prawdziwy Johnson zmienia się nagle w tego granego – brawurowo, przyznaję – przez Kennetha Branagha.
Zamiast dać mocniej wybrzmieć niektórym wątkom, twórcy serialu wolą już nawet pokazywać naukowców debatujących nad progresem w tworzeniu szczepionki przeciwko COVID-owi. To historia, która w żaden sposób nie łączy się z Johnsonem i zdaje się wciśnięta do serialu jedynie po to, by czymś zapełnić odcinki. Prawdopodobnie największym problemem "This England" jest to, że produkcja powstała zbyt wcześnie. Wyraźnie widać, że jej główny bohater wciąż rozgrzewa wyobraźnię twórców na tyle, że nie potrafią podejść do niego i całej historii z dystansem, którego mogliby nabrać z czasem. Ten serial miał w założeniu być zapewne mocnym uderzeniem w Johnsona, ale przez scenariuszowy chaos i nadmierną łopatologię, jest co najwyżej lekkim klapsem. To zdecydowanie za mało, jak na taką postać.