"Fenris" to kryminał, ale i pytanie o współistnienie z naturą — recenzja norweskiego serialu Viaplaya
Nikodem Pankowiak
28 września 2022, 16:36
"Fenris" (Fot. Viaplay)
"Fenris" to norweski kryminał platformy Viaplay, który nie pyta, kto popełnił zbrodnię, a raczej co ją popełniło — człowiek czy wilk? I czy człowiek w ogóle jest w stanie koegzystować z dziką przyrodą?
"Fenris" to norweski kryminał platformy Viaplay, który nie pyta, kto popełnił zbrodnię, a raczej co ją popełniło — człowiek czy wilk? I czy człowiek w ogóle jest w stanie koegzystować z dziką przyrodą?
"Fenris" to 6-odcinkowy kryminał prosto z Norwegii, który zadebiutował właśnie w serwisie Viaplay. Jak to zwykle bywa w przypadku tego typu produkcji, zagwarantowany mamy gęsty klimat, budowany nie tylko tajemnicą, którą trzeba rozwiązać, ale także pięknymi krajobrazami. Tym razem wędrujemy przede wszystkim przez norweskie lasy, poszukując przy tym odpowiedzi, kto jest większą bestią – człowiek czy wilk.
Fenris — o czym jest norweski serial Viaplaya?
Norweskie odludzie, wioska jakich wiele. Tyle że nie do końca. Tu, w gęstych lasach, swoje sanktuarium mają wilki, których egzystencja zaczyna być zagrożona, gdy znika mieszkający w okolicy nastolatek. Mieszkańcy miejscowości, którzy od dłuższego czasu boją się tych zwierząt i są do nich wrogo nastawieni, podejrzewają, że to właśnie one odpowiadają za jego zniknięcie. Takiej możliwości nie dopuszcza jednak ani Marius Stenhammar (Magnus Krepper, "Most nad Sundem") badacz i specjalista od wilków, ani jego córka, Emma (Ida Elise Broch, "Lilyhammer").
Sprawa szybko komplikuje się, gdy w domu swojego ojca Emma znajduje zakrwawioną kurtkę zaginionego chłopaka, a niedługo później Marius znika. Czyżby wiedział on więcej na temat tego zaginięcia zdecydowanie więcej, niż mówił? Czy za wszystko faktycznie były odpowiedzialne wilki, które próbował chronić? Emma, kochająca te zwierzęta równie mocno, co jej ojciec, będzie musiała przeprowadzić własne śledztwo. A okoliczności nie będą ku temu sprzyjające, bo zamieszkujący okolice ludzie już wydali wyrok – winne są wilki i należy je odstrzelić.
Tych mieszkańców oczywiście poznamy w ciągu tych sześciu odcinków nieco – ale tylko nieco – lepiej. Zwłaszcza przyjaźniącą się z zaginionym nastolatkiem Elvirę (Helena F. Ødven) oraz jego matkę, Kathinkę (Julia Schacht, "Przybysze"). Tak krótki sezon nie pozwoli jednak na szczególnie dogłębne przedstawienie drugoplanowych postaci, wśród których – jak to w kryminałach – będą też przedstawiciele policji i lokalnych mediów. Przez zdecydowaną większość czasu "Fenris" będzie niesiony na plecach Emmy, ale ta udźwignie ten ciężar.
Fenris pyta, czy to człowiek jest największą bestią
Żałować możemy jednak, że Simen Alsvik ("Lilyhammer") – twórca, a także reżyser i jeden ze scenarzystów serialu – nie zdecydował się na rozbudowanie tła dla całej historii. W takich serialach już zwykle samo miejsce akcji może stać się jednym z bohaterów, tutaj trochę tego brakuje. Co prawda klimat norweskiej prowincji jest tu wyraźnie odczuwalny, zresztą wprowadza do niego już sama czołówka, ale o ludziach zamieszkujących tę prowincję można powiedzieć niewiele. Jasne, punkt ciężkości został przesunięty na tajemnicze zaginięcie nastolatka, ale mamy wrażenie, że Alsvik mógłby się co nieco nauczyć od twórców HBO-wskiego "Witamy na odludziu" jeśli chodzi o kreślenie postaci.
"Fenris" więcej czasu niż drugoplanowym bohaterom poświęca rozważaniom, czy ludzie i wilki, a szerzej ludzie i dzika przyroda, są w stanie koegzystować bez niszczącego wpływu na siebie nawzajem. A przy tym wilki widujemy na ekranie wyjątkowo rzadko, zdecydowanie częściej o nich się mówi aniżeli je pokazuje. I akurat ten zabieg dodaje serialowi sporo tajemniczości. W końcu wszyscy słyszeli o wilkach, ale ile osób widziało je na żywo? Serial przy okazji pyta też o to, kto jest tak naprawdę największą bestią i destruktywnie wpływa na nasze otoczenia i czy aby przypadkiem nie jesteśmy to my sami.
Klimatem "Fenris" przypomina nieco pierwszy sezon "Top of the Lake" – nawet jeśli do wybitnej produkcji Jane Campion wciąż mu daleko. Tutaj też jest bardzo niespiesznie, a zdjęcia mogą czasem zapierać dech w piersiach. I tak jak w "Top of the Lake", tak i tu kryminalna zagadka jest tylko pretekstem, by powiedzieć coś więcej. Bo też, jeśli przyjrzeć się jej dokładnie, sprawa tajemniczego zaginięcia nie jest szczególnie skomplikowana. To żaden węzeł gordyjski, nie ma tu miliona wątków i tropów do sprawdzenia. Tak naprawdę całe serialowe śledztwo posuwa się do przodu dopiero pod koniec, przez co można odnieść wrażenie, że wcześniej staliśmy ciągle w jednym miejscu.
Fenris — czy warto oglądać norweski serial Viaplaya?
To nierówne tempo w opowiadaniu historii może trochę doskwierać. Na całe szczęście zdarzy się, że kilkakrotnie zostaniemy zaskoczeni przez przygotowane rozwiązania. Ostatecznie główna zagadka okaże się mało skomplikowana, ale to akurat nie jest zarzut — czasem siła tkwi w prostocie. Na wszelki wypadek przygotowano jednak dialog, w którym większość wątków zostanie powiązana — takie standardowe, łopatologiczne rozwiązanie dla opornych widzów. Twórcy "Fenrisa" bywają niestety mało subtelni — zarówno w przypadku wyjaśniania zagadki, jak i chociażby pojawiającej się na koniec serialu planszy. Gdyby ktoś nie zrozumiał przesłania tej produkcji, z jej pomocą zostanie mu ono wbite łopatą do głowy.
Z kolei czasem taka łopatologia by się przydała. Tytułowy Fenris to w norweskiej mitologii ogromny wilk, który został spętany przez bogów, gdy ci zaczęli się go obawiać. Zwierzę jednak raz za razem wyswabadzało się z łańcuchów, aż w końcu w dzień Ragnarök pożarło Odyna. To nawiązanie, bardzo ważne, nie jest wyjaśnione w serialu, podczas gdy przeciętny widz – zwłaszcza spoza Norwegii – wcale nie musi być w taką wiedzę uzbrojony. A wydaje mi się, że to akurat całkiem istotna metafora, pozwalająca lepiej zrozumieć istotę serialu.
Jednak i bez tego "Fenris" daje widzom całkiem sporo, choć też nie do końca wykorzystuje swój potencjał. Przede wszystkim szwankuje drugi plan oraz nierówne tempo poprowadzenia całej historii. Piękne zdjęcia majestatycznych norweskich lasów są w stanie wynagrodzić wiele, ale oczywiście nie mogą przykryć błędów ani stanowić o głównej sile serialu. Ostatecznie pozostawiono mnie więc z poczuciem niedosytu. A miałem apetyt na więcej. Wilczy apetyt.