"Tales of the Walking Dead" przydałoby się mocniejsze połączenie z oryginałem — recenzja serialu AMC
Nikodem Pankowiak
26 września 2022, 17:02
"Tales of the Walking Dead" (Fot. AMC)
Uniwersum "The Walking Dead" rozrasta się. Czekając na seriale z dobrze znanymi bohaterami, AMC wypuściło antologię "Tales of the Walking Dead" z historiami osadzonymi w tym samym świecie.
Uniwersum "The Walking Dead" rozrasta się. Czekając na seriale z dobrze znanymi bohaterami, AMC wypuściło antologię "Tales of the Walking Dead" z historiami osadzonymi w tym samym świecie.
"Tales of the Walking Dead" to czwarta już produkcja ze świata "The Walking Dead", którą serwuje widzom stacja AMC. Tym razem otrzymaliśmy jednak nie pełnoprawny serial, z jedną historią trwającą przez cały sezon, a serialową antologię, gdzie każdy z odcinków to nowa fabuła. Czworo reżyserów i sześcioro scenarzystów sięgnęło po różne gatunki, aby nieco inaczej niż do tej pory przedstawić nam historie ze świata opanowanego przez zombie. A nad wszystkim czuwają showrunnerka Channing Powell, wcześniej scenarzystka i producentka "The Walking Dead" i "Fear the Walking Dead", oraz Scott M. Gimple, który odpowiada za rozwój całego uniwersum.
Tales of the Walking Dead to kilka różnych historii
Sam pomysł, by przedstawić widzom kilka różnych opowieści dziejących się w obrębie dobrze znanego im już świata to nic nowego, wystarczy wspomnieć choćby "American Horror Stories". "Tales of the Walking Dead" idzie podobnym tropem, wykorzystując format antologii do sięgnięcia po różne filmowe gatunki i większe eksperymentowanie, na co niekoniecznie byłoby miejsce we flagowym serialu uniwersum. Jednak jeśli ktoś chce eksperymentować, to przydałoby się, aby miał na to jeszcze jakiś pomysł.
"Tales of the Walking Dead" to sześć różnych historii dziejących się na różnych etapach apokalipsy zombie. Fanów "The Walking Dead" najbardziej zainteresuje pewnie odcinek trzeci, w którym poznajemy genezę Alphy (Samantha Morton), przywódczyni Szeptaczy, dobrze znaną widzom głównego serialu. To zresztą chyba najlepszy odcinek, właśnie dlatego, że nie jest zupełnie oderwany od tego, co widzieliśmy już w tym świecie. Reszta może służyć jedynie jako ciekawostki – raz lepsze, raz gorsze, ale tylko ciekawostki, bo w ciągu 40 minut trudno w jakikolwiek sposób przywiązać się do bohaterów tych historii.
I tak oto w odcinku stylizowanym na kino drogi poznajemy Joego (Terry Crews, "Brooklyn Nine-Nine"), przygotowanego na wszystko preppersa, który w swojej podróży spotyka będącą jego totalnym przeciwieństwem Evie (Olivia Munn, "Newsroom"). Kolejne opowieści to m.in. utrzymana w klimacie noir historia Davona (Jessie T. Usher, "The Boys"), który pozbawiony pamięci budzi się w obcym mieście czy komedia sci-fi z udziałem Blair (Parker Posey, "Schody") i Giny (Jillian Bell, "Bob's Burgers"), który utknęły w pętli czasu i na nowo przeżywają ten sam dzień z początku apokalipsy.
Tales of the Walking Dead brakuje pomysłów
Problem z "Tales of the Walking Dead" polega jednak przede wszystkim na tym, że przedstawione historie w żaden sposób nie angażują widza. Jeśli decydujesz się na stworzenie serialowej antologii, twój pomysł na nią powinien wykraczać poza chęć sięgnięcia po różne gatunki. Ciężko mi chwalić twórców za momentami całkiem oryginalne pomysły, jeśli za nimi nie stoi odpowiednie wykonanie. Tutaj wyraźnie pary starczyło tylko na stworzenie ogólnego zarysu historii, zaczęło jej brakować już na etapie tworzenia scenariuszy poszczególnych odcinków.
Oczywiście, oglądanie Terry'ego Crewsa walczącego z zombiakami, a przy tym nie tracącego nic ze swojego komediowego uroku, który znamy z "Brooklyn Nine-Nine", to całkiem przyjemne doświadczenie. Geneza Alphy również jest całkiem udana, choć oczywiście zaprezentowana w dużym skrócie, czego wymaga format serialu. Pozostałe odcinki to już jednak w dużej mierze festiwal nudy i nietrafionych pomysłów. Rozumiem, że antologia pozwala na więcej, ale historia z bohaterkami wpadającymi w pętlę czasową zupełnie nie pasuje do klimatu tego świata i jeśli wzbudza jakieś emocje, to jedynie irytację.
Z horrorem też jest tu raczej słabo. W takim klimacie utrzymany jest przede wszystkim finałowy odcinek sezonu, "La Doña", ale ani nie jest on szczególnie straszny, ani też nie oferuje historii, która mogłaby zaintrygować. Mam wrażenie, że twórcy poszczególnych odcinków zbyt często zapominali, że jednak jest to serial o apokalipsie zombie, przez co zbyt często nieumarli schodzą tutaj na drugi czy nawet trzeci plan i mają ostatecznie niewielkie znaczenie dla całej historii. Producenci panujący na całością "Tales of the Walking Dead" powinni zauważyć, iż proporcje zbyt często są tu zaburzone.
Tales of the Walking Dead — czy warto oglądać?
Ta mniejsza obecność zombie w niektórych odcinkach mogłaby zostać wybaczona, gdybyśmy zamiast tego otrzymali intrygujące historie o ludziach próbujących odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Rzadko kiedy jednak zaprezentowani na ekranie bohaterowie są wielowymiarowi, przez co trudniej nawiązać z nimi jakąkolwiek więź. Wygląda na to, że dla twórców "Tales of the Walking Dead" ważniejsze były eksperymenty formalne, podczas których zapomnieli o tym, że warto byłoby także stworzyć postaci, które nie będą z papieru.
"Tales of the Walking Dead" faktycznie mogło być ciekawym rozwinięciem dobrze nam już znanego świata, dającym duże możliwości na ukazanie apokalipsy zombie od różnych stron, których do tej pory nie mogliśmy zobaczyć w innych serialach z tego uniwersum. Niestety, ostatecznie dostaliśmy tylko wydmuszkę, pozbawioną wciągających historii. Może gdyby sprowadzić do niego jeszcze kilku bohaterów znanych z tego świata, wyglądałoby to lepiej? Jeśli twórcy myślą o kolejnym sezonie, to mają co analizować.
To nie jest serial zły, można go obejrzeć i nawet czerpać momentami z tego jakąś przyjemność. Szkoda tylko, że całość bardziej przypomina skok na kasę, desperacką próbę wyciśnięcia dodatkowych pieniędzy z dobrze już znanej marki. Chłodne przyjęcie ze strony krytyków i widzów powinny dać odpowiedzialnym za tworzenie tego świata do myślenia – nie wystarczy kilka rozpoznawalnych nazwisk w obsadzie i znany tytuł. Przydałby się jeszcze elementarny wysiłek włożony w stworzenie przykuwających uwagę historii.