"Wyjęci spod prawa" to szalony miks, który szkoda przegapić — recenzja serialu dostępnego na HBO Max
Nikodem Pankowiak
25 września 2022, 15:28
"Wyjęci spod prawa" (Fot. BBC)
"Wyjęci spod prawa", komedia Stephena Merchanta, którą możecie oglądać na HBO Max, to wybuchowa mieszanka akcji i komedii, mogąca służyć za wzór, jak robić wkręcającą rozrywkę.
"Wyjęci spod prawa", komedia Stephena Merchanta, którą możecie oglądać na HBO Max, to wybuchowa mieszanka akcji i komedii, mogąca służyć za wzór, jak robić wkręcającą rozrywkę.
"Wyjęci spod prawa" to podzielony na dwa 6-odcinkowe sezony serial, który zrobił prawdziwą furorę na Wyspach Brytyjskich, ciesząc się uznaniem zarówno krytyków, jak i widzów. Jego autorzy, Stephen Merchant (brytyjskie "The Office") i Elgin James ("Mayans M.C."), stworzyli wybuchową mieszankę komedii, dramatu i kryminału, gdzie wszystko działa, jak należy. Można powiedzieć śmiało – ta produkcja BBC, która w Polsce z opóźnieniem wylądowała na platformie HBO Max, to jedna z najlepszych rzeczy, jakie zobaczyliśmy w telewizji w tym roku.
Wyjęci spod prawa — o czym jest serial BBC?
"Wyjęci spod prawa" to dziejąca się w Bristolu historia siedmiu osób, pochodzących z różnych miejsc, mających za sobą różne historie. Ta siódemka spotyka się podczas wykonywania zasądzonych im prac społecznych. Ale to, co miało być tylko odnawianiem starego budynku, zamienia się w coś znacznie więcej. Podczas wykonywania prac odnajdują torbę pełną pieniędzy. Co nie powinno być żadnym zaskoczeniem, okazuje się, że torba należy do bardzo niebezpiecznych ludzi, którzy chcą koniecznie odzyskać jej zawartość i w tym celu nie cofną się przed niczym.
Bohaterowie serialu wpadają więc po uszy w kłopoty i aby się z nich wydostać, będą musieli robić rzeczy, które – gdyby zostali złapani – będą kosztować ich znacznie więcej niż tylko prace społeczne. Po piętach będą deptać im nie tylko gangsterzy, na czele z brutalnym Dziekanem (Claes Bang, "Siostry na zabój"), ale także policja poszukująca szefów narkotykowego gangu działającego w Bristolu. Jak to zwykle bywa, okazuje się, że duże pieniądze to duże problemy, a wyjście z nich będzie wyjątkowo trudne.
"Wyjęci spod prawa" to kryminalna komedia będąca idealną propozycją choćby dla widzów, którzy lubią filmy – zwłaszcza te starsze – Guya Ritchiego. Dopiero podczas seansu zrozumiałem, jak bardzo brakowało mi tego typu produkcji w telewizji – wypakowanej akcją komedii, która od początku do końca dokładnie wie, dokąd zmierza i ani na moment nie zbacza z obranej drogi. Każdy z odcinków popycha akcję mocno do przodu i pozwala nam lepiej poznać uczestników tej historii. Tempo bywa tutaj naprawdę zawrotne, ale nawet gdy serial przyspiesza, nie gubi sensu i nie zapomina o swoich bohaterach.
Wyjęci spod prawa to galeria oryginalnych postaci
Bo to, w czym tkwi największa siła "Wyjętych spod prawa", to galeria barwnych postaci, wokół których kręci się fabuła. Każdy z bohaterów jest na swój sposób oryginalny, z każdym można sympatyzować – nieważne, czy jest to biały przedsiębiorca w średnim wieku o wyraźnie prawicowych poglądach (Darren Boyd, "Trying"), czarnoskóra lewicowa aktywistka (Clare Perkins, "Śmierć pod palmami") czy influencerka, która swoje problemy próbuje ukryć za uśmiechem podczas robienia kolejnego selfie (Eleanor Tomlinson, "Poldark"). Cała siódemka, a nawet ósemka, wliczając w to ich nadzorczynię (Jessica Gunning, "MotherFatherSon") tworzy barwny, wieloskładnikowy koktajl. I choć oczywiście niektórym postaciom poświęca się więcej miejsca, trudno nie odnieść wrażenia, że wyciągnięcie z tego koktajlu choćby jednego składnika kompletnie zaburzyłoby smak.
Najjaśniej na ekranie świeci jednak gwiazda Rani Rekowski (Rhianne Barreto, "Hanna") – młodej dziewczyny z dobrego domu, która już za chwilę powinna rozpocząć naukę na Oksfordzie. W jej życiu jednak wyraźnie brakuje odrobiny adrenaliny, dlatego regularnie dokonuje w sklepach drobnych kradzieży. Rani szybko staje się charyzmatyczną liderką, będącą w stanie zrobić wiele, by wyciągnąć z problemów wszystkich bohaterów — a zwłaszcza swoją sympatię (Gamba Cole, "Hanna") — w które ci wpadają, gdy postanawiają przywłaszczyć sobie torbę z pieniędzmi.
Każda z postaci – nawet jeśli nie zawsze będziemy mogli powiedzieć w ich przypadku o szczęśliwym zakończeniu – przechodzi przez te dwa sezony sporą ewolucję. Ekstremalne sytuacje, w których się znajdą, sprawią, że będą w stanie odmienić swoje życie. I tak podstarzały cwaniak i skazaniec Frank (Christopher Walken, "Rozdzielenie"), który zawsze myślał tylko o sobie, nagle zda sobie sprawę, jak bardzo krzywdził swoich bliskich, a ciapowaty, budzący powszechne drwiny prawnik Greg (w tej roli Stephen Merchant), wreszcie uderzy pięścią w stół i zawalczy, by to nie inni decydowali o tym, jak wygląda jego życie. Każda z tych przemian będzie jak najbardziej wiarygodna, i każda powinna ucieszyć widzów, którzy niewątpliwie będą tym bohaterom kibicować.
Wyjęci spod prawa — czy warto oglądać serial BBC?
Przy okazji, żadna z tych postaci nie jest jednoznaczna, wszyscy potrafią mocno nagiąć zasady i zrobić coś moralnie wątpliwego, jeśli tego będzie wymagał ich interes. Dlatego też "Wyjęci spod prawa" to tak wciągający serial – nie ma tu żadnej łopatologii czy taniego moralizatorstwa. Zamiast tego twórcy potrafią wejść w ludzką psychikę głębiej niż można byłoby tego oczekiwać od podobnych produkcji. Równie zaskakujące może być to, jak wiele miejsca poświęcono na społeczne komentarze – czasem po prostu zabawne, jak np. wtedy, gdy wyśmiewają wiarę w spiskowe teorie, innym razem do bólu trafne, gdy mowa o rasowych niesprawiedliwościach. To tylko pokazuje, jak bardzo Merchant i jego współpracownicy chcieli, by ich serial był czymś więcej.
Ale nawet gdyby "Wyjęci spod prawa" byli "tylko" kryminalną komedią, nic złego by się nie stało, bo są w tym naprawdę dobrzy. Balans między komedią a dramatem został tutaj zachowany, dzięki czemu najważniejsze, najbardziej emocjonujące momenty są w stanie odpowiednio wybrzmieć, a przy tym twórcy mają doskonałe wyczucie, kiedy należy upuścić nieco powietrza z tego balonika i puścić oczko do widza. Bo na całe szczęście ten serial o siedmiu przypadkowych osobach, które z powodu zbiegu okoliczności wchodzą w świat gangsterki, nie traktuje siebie śmiertelnie poważnie. Właśnie dzięki temu całość można oglądać hurtem – ani przez moment nie przytłacza to widza. Wręcz przeciwnie, sprawia, że chcemy więcej i więcej.
I tak oto "Wyjęci spod prawa" zupełnie niespodziewanie okazują się jednym z najlepszych seriali, jakie zobaczyliśmy w tym roku. Ta zamknięta, rozłożona na dwa sezony historia przyciąga zarówno samą fabułą, wyrazistymi i budzącymi sympatię bohaterami, jak i całym klimatem. Bristol, i to raczej jego brzydsza strona, okazał się świetnym miejscem akcji, dającym duże możliwości właśnie jeśli chodzi o stworzenie wiarygodnego tła dla całej historii. A przy tym jeśli dla kogoś telewizja ma być głównie rozrywką, to serial BBC jest wręcz wzorcem z Sevres tego, jaka ta rozrywka powinna być – niegłupia, z wielowymiarowymi postaciami i mocnym scenariuszem. Nic tylko oglądać.