Czy "Andor" pasuje do uniwersum "Gwiezdnych wojen"? "To historia zwykłych ludzi" – twórcy o serialu Disney+
Mateusz Piesowicz
23 września 2022, 17:02
"Andor" (Fot. Disney+)
Najnowsza historia ze świata "Gwiezdnych wojen" różni się od dotychczasowych. Tony Gilroy i Diego Luna opowiadają dla Serialowej, co czyni "Andora" wyjątkowym w tym uniwersum.
Najnowsza historia ze świata "Gwiezdnych wojen" różni się od dotychczasowych. Tony Gilroy i Diego Luna opowiadają dla Serialowej, co czyni "Andora" wyjątkowym w tym uniwersum.
"Andor", czyli serialowy prequel filmu "Łotr 1. Gwiezdne wojny — historie" opowiadający o losach Cassiana Andora (Diego Luna) i początkach Rebelii, może zdziwić tych fanów gwiezdnej sagi, którzy oczekiwali czegoś podobnego do jej ostatnich filmowych i serialowych odsłon. Tutaj nie dość że nie ma żadnych odniesień do doskonale znanej historii Skywalkerów, to nawet sceneria wyraźnie się zmieniła, porzucając piaski Tatooine na rzecz wcześniej nieznanych planet. A to bynajmniej nie są największe zmiany.
Andor — Gwiezdne wojny w realistycznym wydaniu
Tego rodzaju podejście wraz z naciskiem położonym na bohaterów i ich problemy nie jest oczywiście przypadkowe. Celem twórców od samego początku było ukazanie nam innego oblicza "Gwiezdnych wojen" — bardziej realistycznego, a przez to nastawionego w mniejszym stopniu na dynamiczną przygodę, a w większym na historię obyczajową i charakterystykę serialowego świata.
Tylko czy na coś takiego jest w ogóle miejsce w tym uniwersum? Diego Luna zapewnia w rozmowie z Serialową, że nie ma co do tego najmniejszych wątpliwości.
— Myślę, że zdecydowanie tak. "Andor" jest tego najlepszym dowodem, bo przecież najpierw zrobiliśmy w tym samym stylu "Łotra 1", a potem poproszono nas o więcej. Chcieliśmy więc, żeby ta historia była tak realistyczna i przyziemna, jak to tylko możliwe. Bez Jedi, za to z ludźmi, którzy muszą sami znaleźć rozwiązanie złej sytuacji. A najpierw zrozumieć, że nie zrobią tego, o ile nie zdecydują się zostać częścią czegoś większego od nich samych.
Nie ma tu jasnego podziału na białe i czarne. Wszyscy poruszają się w szarej strefie, nie tylko Andor, ale też zwyczajni ludzie po obydwu stronach barykady, także ci, którzy pracują dla Imperium. Żeby dobrze zrozumieć całą sytuację, musieliśmy pokazać szerszy kontekst niż tylko konflikt dobra ze złem.
Więcej dodaje twórca serialu oraz scenarzysta "Łotra 1" Tony Gilroy, który przekonuje, że na "Andora" najlepiej nie patrzeć przez pryzmat gwiezdnej sagi.
— W ogóle nie myślę o "Andorze" w taki sposób. Dla mnie to historia zwykłych ludzi, ich rodzin, przyjaciół i wrogów. Traktowałem ją dokładnie tak samo, jak każdą inną fabułę, choć jednocześnie starałem się pamiętać o tym, że jak zmieniamy lokację, to nie podróżujemy z Nowego Jorku do Chicago, czy z Miami do Paryża, lecz z jednej planety na inną.
Gdy zaczynałem pracę nad "Łotrem 1", nie wiedziałem jeszcze o tym uniwersum za dużo, ale teraz siedzę w nim już od siedmiu lat, więc dowiedziałem się całkiem sporo. Przynajmniej o pięciu latach BBY [Before the Battle of Yavin, czyli przed bitwą o Yavin – M.P.], za które jestem odpowiedzialny. No i mam mnóstwo ludzi do pomocy, bo w Lucasfilmie jest cały dział pilnujący tego, żeby wszystkie zdarzenia się ze sobą zgadzały.
Andor — realizm kontra oczekiwania fanów
Łatwo jednak mówić o tym, jak chce się zmieniać oblicze "Gwiezdnych wojen", a znacznie trudniej udźwignąć presję fanowskich oczekiwań, która przygniotła już niejednego twórcę. Tony Gilroy przyznał, że w trakcie pracy nad serialem starał się raczej odcinać od komentarzy i skupiać na swoim zadaniu, ale gdy nadeszła pora na promowanie "Andora" dotarło do niego, z czym ma do czynienia.
— Muszę powiedzieć dwie rzeczy. Po pierwsze, pasja fanów "Gwiezdnych wojen" jest niesamowita. Niektórzy z nich żyją i przejmują się tym światem od czterdziestu lat. To dzięki nim możemy robić takie seriale jak "Andor", bo dzięki nim Disney ma pewność, że nie zabraknie im widowni. Są dla nas swego rodzaju polisą ubezpieczeniową, dzięki nim my możemy ryzykować i próbować nowych rzeczy.
Z drugiej strony, wiem, że fanów czasem jest ciężko w pełni usatysfakcjonować. Nie możemy niestety uszczęśliwić wszystkich naraz. Mogę jednak zapewnić, że w naszym podejściu nie ma ani grama cynizmu. Podchodzimy do "Andora", jego bohaterów i kanonu "Gwiezdnych wojen" w stu procentach poważnie. Wiemy, że w naszych rękach znalazło się coś bardzo drogiego wielu ludziom, dlatego chcemy jedynie jeszcze bardziej pogłębić ten świat i ich uczucia do niego.
Na razie możecie sprawdzić, na ile twórcom serialu udała się ta sztuka na podstawie trzech pierwszych odcinków Andora (nasza recenzja tutaj). Cały 1. sezon ma ich liczyć dwanaście.