"Za blisko" to rozmowy z mordercą w kobiecym wydaniu – recenzja miniserialu z Emily Watson i Denise Gough
Kamila Czaja
27 września 2022, 16:14
"Za blisko" (Fot. ITV)
"Za blisko" wykorzystuje ograny schemat relacji specjalistów po przejściach z intrygującymi przestępcami, ale dzięki uwzględnieniu kobiecej perspektywy udaje się pokazać coś innego niż zwykle.
"Za blisko" wykorzystuje ograny schemat relacji specjalistów po przejściach z intrygującymi przestępcami, ale dzięki uwzględnieniu kobiecej perspektywy udaje się pokazać coś innego niż zwykle.
Kolejny serial brytyjskiej stacji ITV (w Polsce dostępny na HBO Max), kolejna zbrodnia, kolejna rozgrywka z podejrzanym o jej popełnienie? Trochę tak, ale "Za blisko" ("Too Close") w ramach znanych schematów ma na siebie całkiem niezły pomysł. Clara Salaman przeniosła na ekran swoją powieść (napisaną pod pseudonimem Natalie Daniels), odchodząc w kilku punktach od tego, co znamy choćby z "Hannibala", "Mindhuntera" czy, ostatnio, "Czarnego ptaka".
Za blisko — o czym jest brytyjski miniserial?
Przede wszystkim po obu stronach barykady mamy kobiety. Doświadczona specjalistka od psychiatrii sądowej, Emma Robertson (Emily Watson, "Czarnobyl"), ma zbadać prawdziwość zeznań Connie Mortensen (Denise Gough, "Pod sztandarem nieba"). Czy kobieta, która z dwójką dzieci w samochodzie celowo wjechała do rzeki, naprawdę nie pamięta swojego czynu? Co zaszło tamtego wieczoru? Spotkanie podczas pierwszej sesji rozpoczyna grę, nie jest to jednak charakterystyczna dla tego rodzaju thrillerów nieustająca próba wywiedzenia drugiej strony w pole. A raczej jest – ale tylko na początku.
Z czasem między Emmą i Connie powstaje nić porozumienia, jednak nie namiętna i destrukcyjna jak w, przywoływanej chyba zbyt mechanicznie w zagranicznych recenzjach, "Obsesji Eve". To raczej zrozumienie oparte na podobnych traumach, łatwości empatyzowania z drugą stroną. Szybko można się bowiem zorientować, że pozornie poukładana badaczka zachowań kryminalistów ma sekrety, których nie zna nawet jej mąż, Si (Risteárd Cooper, "Quiz"), oraz nieprzepracowane rodzinne tragedie.
Problemy, także w efekcie rozmów z Connie, nie dają się dłużej ignorować i zdecydowanie utrudniają pracę przy sprawie dotyczącej narażonych na niebezpieczeństwo dziewczynek. Emma nieraz przekroczy reguły zawodowego dystansu, jednak tytułowe "za blisko" przyniesie nieco inny efekt niż w popularnych filmowych czy serialowych wariacjach na temat skomplikowanych znajomości "tych dobrych" z oskarżonymi o najgorsze czyny.
Za blisko to mniej sensacji, a więcej dramatu
Paralele między bohaterkami są miejscami rysowane mało subtelnie, nie zmienia to jednak faktu, że trzyodcinkowe "Za blisko" ogląda się dobrze przede wszystkim wtedy, gdy śledzimy wpływ Connie na prywatne życie Emmy i gdy dzięki "odzyskiwaniu" wspomnień Connie poznajemy jej życie przed dramatyczną próbą rozszerzonego samobójstwa. Widzimy początki przyjaźni z Vanessą (Thalissa Teixeira, "Trygonometria"), problemy w małżeństwie z Karlem (Jamie Sives, "Gra o tron"), trudności w opiece nad starzejącymi się rodzicami (Eileen Davies i znany z "Rzymu" Karl Johnson), u których zawsze to Connie szukała wsparcia. Salaman i reżyserka Susan Tully, wykorzystując aktorskie umiejętności Gough oraz udaną charakteryzację, przekonująco udowadniają, że mająca swoje demony pod kontrolą żona i matka pod wpływem okoliczności mogła zmienić się w osobę, którą poznajemy razem z Emmą: w wycieńczoną, zdesperowaną, agresywną więźniarkę.
Zawodzi nieco drugi plan, bo o ile historia samej Connie wypada angażująco i wręcz przerażająco prawdopodobnie, to biorący w niej udział bliscy bohaterki nie zostali napisani ani zagrani wielowymiarowo – zwłaszcza Vanessa, chociaż Teixeira zajmuje ważne miejsce w napisach początkowych, to raczej element napędzający wydarzenia, a nie pełnokrwista postać. Nietrudno jednak, dzięki nieźle pomyślanym scenom wspomnień, uwierzyć w silną relację między nią a Connie, łatwo więc uwierzyć także w to, że dalszy rozwój wydarzeń mógł przyczynić się do kryzysu niedoszłej morderczyni.
Kryzys ten zdaje się stanowić, obok traum Emmy, kluczowy temat "Za blisko". To miła odmiana, że zamiast skupiać się na samej zbrodni i demonizować Connie, produkcja BBC przesuwa akcent na czynniki rodzinne, społeczne, medyczne, które oddziaływały na bohaterkę. Odpowiedzialność za zło nie jest tu czymś jednoznacznie przypisanym. Tabloidy i postronni obserwatorzy od razu okrzyknęli Connie mianem potwora – tymczasem z rozwojem tej opowieści wyraźniej widać, że każdy może zostać doprowadzony do załamania i stać się kolejną Connie.
Z kolei Emma ze zdystansowanej przedstawicielki systemu chcącego osądzić Connie zmienia się stopniowo w zaskakującą sojuszniczkę, mimo że sama Connie nie ułatwia jej tego swoim zachowaniem. Obie kobiety dzięki tej relacji coś w swoim życiu zmieniają, nawet jeśli proces tych zmian bywa dla nich bolesny. A o ile Gough imponuje w swojej roli ekstremalną nieraz ekspresją i wyraźną przemianą, tak Watson operuje w bardziej stonowanych, ale nie mniej przekonujących rejestrach, grając kobietę, która rozsypuje się wewnętrznie, starając się jak najmniej pokazać to na zewnątrz.
Czy warto oglądać miniserial Za blisko?
Największym problemem "Za blisko" jest finałowy odcinek. Dwa pierwsze, chociaż dotyczą spraw łatwych do potraktowania jako sensacyjna historyjka, dzięki niezłemu scenariuszowi i aktorstwu Watson i Gough rzadko popadają w rejony taniego filmu klasy B. Niestety, ostatnia odsłona miniserialu mniej skupia się na pytaniu, dlaczego do tego wszystkiego doszło i co z tym zrobić. Akcent pada raczej na szczegółowe pokazywanie, co się tamtej nocy wydarzyło. W połączeniu ze słabymi efektami specjalnymi i brakiem miejsca na dokończenie wątków obu kobiet w równym, przemyślanym rytmie, sprawia to, że finał trochę rozczarowuje, osuwa się w oswojone konwencje i proste rozwiązania.
Mimo że "Za blisko" nie potrafi utrzymać poziomu do końca, uważam, że warto poświęcić tej historii czas. To tylko trzy odcinki, z dobrze napisanymi i świetnie obsadzonymi bohaterkami, z zarysowaniem całkiem skomplikowanej sieci problemów społecznych (jak nadmierne obciążenie matek w rodzinie, brak wsparcia w bliższym i dalszym otoczeniu, niefrasobliwe przepisywanie mocnych leków, tłumienie żałoby zamiast jej przepracowania, poczucie winy uniemożliwiające codzienne funkcjonowanie, łatwość medialnych osądów).
A to wszystko z przesłaniem o konieczności wzajemnego wspierania się przez kobiety nawet w sytuacji, która od razu na wstępie wymusza na nich relację antagonistyczną. W efekcie "Za blisko" okazuje się miniserialem nieco innym, niż się zapowiadało z banalnego opisu. To w zalewie tworzonych jak przez kalkę produkcji całkiem spora zaleta.