"Castle" (5×03): Spełnione marzenie Ricka
Andrzej Mandel
9 października 2012, 19:54
"Secret's Safe with Me" potwierdza, że 5. sezon "Castle" utrzymuje wysoki poziom, a związek Castle'a z Beckett może być źródłem dobrej zabawy. Spoilery.
"Secret's Safe with Me" potwierdza, że 5. sezon "Castle" utrzymuje wysoki poziom, a związek Castle'a z Beckett może być źródłem dobrej zabawy. Spoilery.
Zagadka kryminalna, którą dostaliśmy w "Secret's Safe with Me", nie obraża inteligencji widza, a związane z nią wydarzenia prowokują całkiem śmieszne (i sympatyczne) relacje między bohaterami. Grunt, że pani komisarz (Penny Johnson Jerald) przynajmniej przez chwilę uwielbia Ricka. A to już coś.
Z kryminalną sprawą wiąże się również spełnione marzenie Ricka, który zawsze chciał wypowiedzieć pewne zdanie. Każdy fan serii na pewno wie, o co chodzi. Mina Ricka (Nathan Fillion) w tym właśnie momencie – bezcenna. Nie mówiąc o tym, że tym razem nie domyśliłem się kto jest zabójcą, co bardzo mnie cieszy (acz mogę być w słabej formie…).
Jednak w 5. sezonie (tak jak w poprzednim) tym, co interesuje fanów najbardziej, są relacje między głównymi bohaterami. Trzeba przyznać, że twórcy zręcznie, póki co, unikają "klątwy Moonlighting" i sprawiają, że fakt zaistnienia związku między Beckett (Stana Katic) a Rickiem nie powoduje spadku napięcia. Wręcz przeciwnie – ich próby ukrywania się są źródłem dobrej, slapstickowej wręcz zabawy oraz całkiem mile chwytających za serce scen miłosnych, w których nie ma może namiętnych pocałunków, ale bliskość, namiętność i uczucia dobrze widać. Czapki z głów przed grą obojga.
Troszkę mi jednak żal, że nie najlepiej wykorzystano Marthę (Susan Sullivan) i to, że doskonale wiedziała o statusie życia uczuciowego syna. Jedna śmieszna scena to marnowanie potencjału, ale kto wie – może coś jeszcze z tego będzie, bo Martha póki co nie zamierza się wyprowadzać… Jej relacje z Rickiem i Kate mogą być ciekawe w zmienionych okolicznościach.
Oprócz śmiechu i wartkiej akcji, mieliśmy też chwilę wzruszeń. Myślę, że każdy kto oglądał, doskonale wie o której scenie mówię. Plusem serialu jest jednak to, że twórcy nie pozwalają sobie na zbyt długie utrzymywanie łzawego nastroju, zawsze rozbijając go zręcznie akcentem komediowym. Dzięki temu nie robi się nam z "Castle" telenowela, tylko nadal jest to porządny procedural z elementami komediowymi. I o to chodzi.
"Castle" rozwija się nam interesująco i myślę, że jeszcze długo będzie nas cieszyć. Zagadki kryminalne raczej pozostają na dobrym poziomie, a relacje między bohaterami nie dominują aż tak, by "Castle" zamieniał się w telenowelę. I o to chodzi.
A i to co lubię w "Castle" pozostaje niezmienne – serial tchnie optymizmem i przekonaniem, że warto gonić za marzeniami. Ich spełnianie daje naprawdę dużo satysfakcji.
Przy okazji – nie wiem czy zauważyliście (bo ja zauważyłem dopiero teraz, gdy do końca zostało 6. odcinków), ale 2. sezon "Castle" można "już" oglądać w publicznej telewizji. Codziennie o 17:10 w TVP2. Jeżeli ktoś chce sobie odświeżyć, to czemu nie?