"Pani sprzątająca" śmiertelnie przynudza — recenzja serialu z Élodie Yung dostępnego na HBO Max
Małgorzata Major
30 lipca 2022, 14:02
"Pani sprzątająca" (Fot. FOX)
Amerykańska wersja "Pani sprzątającej" z Élodie Yung w roli głównej pojawiła się na HBO Max i od razu można obejrzeć 10 odcinków, czyli cały 1. sezon serialu. Ale czy warto?
Amerykańska wersja "Pani sprzątającej" z Élodie Yung w roli głównej pojawiła się na HBO Max i od razu można obejrzeć 10 odcinków, czyli cały 1. sezon serialu. Ale czy warto?
"Pani sprzątająca" ("The Cleaning Lady") opowiada o Thony, lekarce z Kambodży (Élodie Yung, "Daredevil"), która przylatuje do Las Vegas w poszukiwaniu lepszego życia. A właściwie szansy na życie dla swojego syna. Jej kilkuletni syn Luca (Sebastien LaSalle) potrzebuje pilnej terapii ratującej życie i amerykańskie kliniki są w stanie zapewnić mu odpowiednie leczenie. Jest to wersja amerykańska serialu, stworzona przez telewizję FOX na bazie meksykańskiego oryginału, zatytułowanego "La muchacha que limpia" (na HBO Max również dostępnego jako "Pani sprzątająca").
Thony w Kambodży pracowała jako lekarka, ale w Stanach nie ma takiej możliwości, ponieważ jest imigrantką przybyłą do kraju nielegalnie. Nie ma wizy pracowniczej, więc może zatrudnić się tylko w szarej strefie. Jej koleżanka Fiona (Martha Millan, "My Dead Boyfriend"), u której zatrzymuje się z synem, pomaga Thony znaleźć pracę i przez większość czasu kobiety sprzątają razem w różnych lokalach. Biorą też fuchy w postaci obsługi cateringu podczas imprez, aż do dnia kiedy Thony przypadkowo jest świadkiem morderstwa i musi posprzątać miejsce zbrodni.
Pani sprzątająca w wersji amerykańskiej
Zdążyliście zasnąć? Nic dziwnego, bo to kolejna historia dzielnej matki walczącej o zdrowie syna, która przekroczy każdą granicę, byle tylko zapewnić bezpieczeństwo swojemu dziecku. Pisząc to czuję się, jakbyśmy cofnęli się do 2002 roku i oglądali poniedziałkowy Mega Hit Polsatu.
Bohaterka sprząta, wikła się w dziwną relację z szefem gangsterem, a ten ewidentnie ma do niej słabość. Rozpoczyna się między nimi jakaś gra, od flirtu, przez podziw po wzajemny szacunek. Serial jest klasycznym sensacyjniakiem, w którym dobro musi zwyciężyć, a dobro to — jak ustaliliśmy wcześniej — dzielna matka walcząca o zdrowie swojego dziecka, więc ta kwestia dominuje inne wątki, a w tle majaczy jeszcze FBI.
Drętwe dialogi, fabuła pozbawiona sensu i przebitki na sprzątającą bohaterkę — nic więcej tam nie zobaczycie. Zastanawiam się, jaki gangster — albo jaka grupa przestępcza zabijająca swoich członków za najmniejsze przewinienia — zostawia przy życiu napotkaną sprzątaczkę tylko dlatego, że ta wie, jak skutecznie usuwa się krew z betonu i zamiata brokat.
Pani sprzątająca, czyli schemat goni schemat
Mam wrażenie, że niewiele jest obecnie miejsca na takie produkcje. W końcu wciąż żyjemy w okresie serialowego nadmiaru, więc uciekamy przez sensacyjnymi średniakami, których ciąg dalszy możemy zgadywać już od pierwszego odcinka.
Dzielne, wykształcone i twarde bohaterki, zmagające się z przeszkodami dla dobra rodziny, to nic nowego. Historia stara jak świat. Tym bardziej oczekiwałabym od postaci Thony więcej zniuansowania. Tymczasem otrzymaliśmy bohaterkę o silnym kręgosłupie moralnym, który łamie się tylko w obliczu zagrożenia zdrowia syna, ale jak już się łamie, to na całego.
Thony bezpardonowo beszta swoją przyjaciółkę za próby zejścia "na złą drogę", gdy tymczasem sama zmierza dokładnie w tym samym kierunku. Podczas oglądania serialu czułam się jakbym trafiła na powtórkę jakiejś produkcji z Lorenzo Lamasem (mógłby to być kultowy "Renegat").
Krytyczne głosy pojawiły się także wśród amerykańskiej widowni zwracającej uwagę na to, że serial stygmatyzuje imigrantów wjeżdżających do Stanów nielegalnie. Bohaterka jest lekarką, ale pracuje jako osoba sprzątająca miejsca zbrodni i nie zatrudnia jej amerykański wymiar sprawiedliwości, a grupa przestępcza. Nie chodzi o to, że bohaterka pracuje poniżej swoich kwalifikacji (to rzeczywistość imigrantów), ale o to, że popełnia przestępstwo, chociaż całe jej dotychczasowe życie było skrajnie odmienne.
Pani sprzątająca — czy warto oglądać serial?
W serialu co chwila potykamy się o liczne niedorzeczności i braki przyczynowo-skutkowe. Wiemy, że bohaterki wiodą oszczędne i skromne życie, ale gdy wybierają się do klubu nocnego świętować szansę na leczenie Luki (swoją drogą, to bardzo rozsądne zostawić na noc chorego chłopca pod opieką nastolatka grającego w gry), wyglądają olśniewająco i ich sukienki nie odbiegają standardem od strojów innych kobiet. Co ciekawe, w tej imprezowej sukience Thony później jedzie na kolejne zlecenie. Widząc, jak nieporadnie idzie jej zbieranie śmieci do worka, trudno uwierzyć w jej talent do sprzątania i dokładność. A podobno to "Renegat" był niedorzeczny…
Co najgorsze, to nie koniec. Serial doczekał się 2. sezonu, który wystartuje w USA jesienią, więc jeśli macie ochotę na więcej przygód kambodżańskiej lekarki w Las Vegas, możecie spać spokojnie. Nowe odcinki czekają już na amerykańską premierę zaplanowaną na wrzesień.
Dawno się tak nie wynudziłam, a przypomnę, że oglądałam netfliksową "Bardzo długą noc". Jeśli jednak uparcie poszukujecie serialu ze sprzątaniem w tle, to polecam nieco zapomnianą produkcję Lifetime "Pokojówki z Beverly Hills" z udanymi rolami Any Ortiz i Judy Reyes. Ta produkcja blisko dekadę temu bawiła i zasmucała do łez, więc warto sprawdzić, w jakim stylu się zestarzała.