"Boo, Bitch" to świetny występ Lany Condor i festiwal żenady w jednym — recenzja serialu Netfliksa
Karolina Noga
10 lipca 2022, 14:03
"Boo, Bitch" (Fot. Netflix)
Konkurs popularności, przygotowania do wielkiego balu maturalnego, a to wszystko po własnej śmierci. W oficjalnym opisie "Boo, Bitch" brakuje jednak ostrzeżenia — uwaga, festiwal cringe'u!
Konkurs popularności, przygotowania do wielkiego balu maturalnego, a to wszystko po własnej śmierci. W oficjalnym opisie "Boo, Bitch" brakuje jednak ostrzeżenia — uwaga, festiwal cringe'u!
"Boo, Bitch" to ośmioodcinkowy serial młodzieżowy, w którym główną rolę gra Lana Condor ("Do wszystkich chłopców, których kochałam"). Produkcję Netfliksa tworzą showrunnerki Erin Ehrlich ("Crazy Ex-Girlfriend") i Lauren Iungerich ("On My Block").
Boo, Bitch wygrywa w konkursie głupoty
Fabuła serialu skupia się na Erice Vu, która do tej starała się zbytnio nie wychylać. Teraz planuje skorzystać z okazji, by zmienić swój sposób myślenia i zacząć żyć w iście epicki sposób. Licealistka wraz z najlepszą przyjaciółką Gią (Zoe Colletti, "Fear the Walking Dead") postanawia wszystko zmienić i zacząć imprezować, ale zanim ma okazję w pełni skosztować nowego życia, następnego ranka odkrywa… że nie żyje. Erica otrzyma szansę na powrót do życia – musi sprawić, że jako duch będzie popularniejsza niż za życia. Czy dziewczynie uda się wspiąć w szkolnej hierarchii?
Lana Condor, liceum, konkurs popularności, wątki rodem z "Wrednych dziewczyn" — nowy serial Netfliksa miał duży potencjał, by stać się umilaczem wolnego wieczoru. Niestety na potencjale się skończyło. Dziewczyna duch, która postanawia wziąć sprawy w swoje ręce, zdobyć faceta i w końcu zaistnieć w szkole? Na pierwszy rzut oka "Boo, Bitch" zapowiadało się na ciekawy serial, który nieco przełamie przemaglowane schematy. Produkcja nie traktuje się poważnie, ale niestety przy okazji nie traktuje też poważnie widza. Wątki paranormalne potraktowane są po macoszemu i serial szybko zostaje sprowadzony na inne tory.
"Boo, Bitch" to serial niesamowicie głupiutki i chociaż niektóre żarty faktycznie bawią, to jakość humoru jest na dość niskim poziomie. O ile żart o sikaniu jako duch za pierwszym razem może wywołać śmiech, tak powtarzany kilkukrotnie prowadzi już do irytacji. Niezbyt naturalnie wypadają także rozmowy bohaterów i momentami można odnieść wrażenie, że dialogi pisały osoby po 60-tce, próbując przenieść na ekran swoje wyobrażenie o "cool" nastolatkach.
Boo, Bitch to świetna Lana Condor
Obserwujemy, jak Erica z sympatycznej dziewczyny zmienia się w żądną władzy piranię, dla której liczy się tylko popularność. Szkoda tylko, że jej przemiana (jak i cała akcja) została poprowadzona na łeb na szyję. Wszystko zostaje podpięte pod szukanie "niedokończonej sprawy", przez którą bohaterka pozostała na ziemi, jednak wciąż dzieje się to tak szybko, że łatwo się w tym po prostu pogubić.
Lana Condor jako "wredna dziewczyna" wypada świetnie i widać, że ma dużo frajdy z grania swojej postaci. Jest wiarygodna zarówno jako nieśmiała maturzystka, jak i wyrachowana, żądna popularności tiktokerka, która rządzi całą szkołą. Dla wielu widzów obserwowanie poczynań Eriki, szybko może stać się nie do zniesienia.
Trzeba jednak przyznać, że wykreowanie naprawdę irytującej postaci to także sztuka. Niestety próby tłumaczenia motywacji Eriki wyglądają na lazy writing, a wszystkiemu nie pomaga fakt, że odcinki są naprawdę krótkie, bo jest ich osiem, każdy po zaledwie pół godziny. Najwidoczniej dla twórczyń serialu było to za mało czasu, by ulepić zgrabną całość.
Boo, Bitch — czy warto oglądać serial Netfliksa?
Perypetie Eriki dość szybko stają się męczące do oglądania i zdecydowanie większą uwagę przykuwa wątek jej przyjaciółki Gii i jej relacja z Gavinem (Tenzing Norgay Trainor, "Liv i Maddie"). Ta dwójka — mimo że ma mało scen — ma zdecydowanie więcej chemii niż Erica oraz jej wybranek Jake C. (Mason Versaw, "Plotkara").
Momentami trudno się połapać, czym "Boo, Bitch" próbuje być. Z jednej strony mamy stereotypowe zagrania i żarty rodem z niskobudżetowych seriali Nickelodeon, a z drugiej próby włożenia w to wszystko nadnaturalnych wątków oraz morału. Na serial zdecydowanie był jakiś pomysł, na co wskazuje naprawdę niezły plot twist z końca sezonu — samo zakończenie także jest dość wzruszające — ale to nie wystarczy by przykryć chaos. Schematy dla młodzieży można umiejętnie wykorzystać, tak jak zrobiono to w serialu Amazon Prime Video "Tego lata stałam się piękna", ale w przypadku "Boo, Bitch" trudno mówić o sukcesie.
"Boo, Bitch" miało potencjał, jest też dość ładnie nakręcony, nie brakuje zabaw modą — ale pod kątem fabularnym zaliczono niezłą kraksę. Jest głupiutki, płytki i przede wszystkim nieangażujący. Jedynym plusem są krótkie odcinki, więc jeśli ktoś postanowi dać mu szansę, przynajmniej nie straci na to za dużo czasu.