"Atlanta" wyrusza w szaloną europejską trasę – recenzja 3. sezonu serialu dostępnego na Disney+
Mateusz Piesowicz
29 czerwca 2022, 16:28
"Atlanta" (Fot. FX)
Nazwać "Atlantę" dziwną to za mało. 3. sezon surrealistycznej komedii potwierdza jej status, oferując jednocześnie czysty odlot, portret naszych czasów i analizę swoich bohaterów.
Nazwać "Atlantę" dziwną to za mało. 3. sezon surrealistycznej komedii potwierdza jej status, oferując jednocześnie czysty odlot, portret naszych czasów i analizę swoich bohaterów.
Jeśli w ciągu czterech lat (!), które minęły od zakończenia poprzedniego sezonu, zdążyliście już zapomnieć, jak nietypowym pod każdym względem serialem jest "Atlanta", możecie być spokojni o to, że ten stan nie potrwa długo. Dostępna już w całości na Disney+ najnowsza odsłona nagradzanej produkcji stacji FX idzie pod tym względem jeszcze dalej, zabierając widzów w podróż, w której za każdym rogiem czai się coś zaskakującego… i niekoniecznie ma to związek z głównymi bohaterami.
Atlanta sezon 3, czyli podróż po Europie i nie tylko
Ci stanowią bowiem tylko część serialowej historii, która w jeszcze większym stopniu niż poprzednio unika budowania spójnej fabuły, uciekając we w pewien sposób powiązane, ale odległe od siebie dygresje. Dość powiedzieć, że cztery z dziesięciu odcinków ma charakter antologiczny, łącząc się wprawdzie tematycznie z głównymi motywami serialu (współczesny rasizm i bycie czarnym w Ameryce), ale w żaden sposób nie wpływając na losy znanych postaci. Zresztą o tych bynajmniej nie można powiedzieć, żeby były bardziej przyziemne. Wręcz przeciwnie, bo europejskie tournée naszej ekipy to właściwie jeden wielki odlot. Ale czy spodziewaliście się czegokolwiek innego?
Pewnie nie, więc nie zdziwi was (a przynajmniej nie za bardzo), że zamiast szybkiej aktualizacji na temat tego, co słychać u Earna (Donald Glover) i całej reszty, 3. sezon "Atlanty" rozpoczyna się od na pierwszy rzut oka kompletnie wyrwanych z kontekstu mrocznej fantazji i koszmarnej historii pewnego czarnego dzieciaka (nasza recenzja pierwszych odcinków tutaj). Bo czemu nie?
A to i tak dopiero początek – później poznacie jeszcze pewnego mężczyznę, którego dopadną demony bardzo odległej przeszłości, dowiecie się co nieco na temat pogrzebowych zwyczajów w Trynidadzie i Tobago, oraz zobaczycie, dlaczego kwestii rasizmu nie powinno się traktować w czarno-biały sposób. Nudno nie jest, a przecież wciąż jeszcze nie ruszyliśmy się za ocean (z amerykańskiej perspektywy), gdzie bardzo specyficzne uroki Starego Kontynentu poznają Paper Boi (Brian Tyree Henry) i jego przyjacielsko-rodzinno-menedżerska ekipa.
Atlanta w 3. serii zmienia kontynent, ale nie klimat
Wracając zatem do głównych bohaterów, musicie wiedzieć, że tym daleko już do żółtodziobów stawiających pierwsze kroki na lokalnej scenie muzycznej. Alfred jest gwiazdą światowego formatu odbywającą już drugą trasę koncertową po Europie, Earn stał się bardzo sprawnie działającym menedżerem i tylko Darius (LaKeith Stanfield) pozostał w dużej mierze sobą, nabierając jednak międzynarodowego obycia. Dorzućmy jeszcze towarzyszącą panom przez pewien czas Van (Zazie Beetz) i mamy komplet, można zacząć wycieczkę.
Przystanków po drodze czeka nas kilka, że wspomnę Amsterdam, Paryż czy Londyn, ale raczej szczególnie się nimi nie sugerujcie. Bo owszem, zmiana tła po Atlancie jest wyraźna, a w miejskich scenach łatwo wyczuć "europejski" klimat, ale stanowi on jedynie dopełnienie tej szczególnej, trochę sennej, trochę surrealistycznej, a trochę ekscentrycznej atmosfery, jaką serial emanuje od początku.
Zmieniając otoczenie, twórcy bez wątpienia otworzyli przed sobą więcej fabularnych możliwości, ale przede wszystkim podkręcili już wcześniej towarzyszący wydarzeniom niezwykły nastrój. Nawet względem doskonałego przecież nie tylko pod tym względem 2. sezonu, "Atlanta" odeszła jeszcze dalej od wszelkich gatunkowych wzorców, sprawiając, że wciskanie jej w ramy komedii czy nawet obszerniejszego komediodramatu mija się z celem. To po prostu nie jest taki serial.
Tutaj mamy do czynienia z produkcją, która sama sobie stworzyła osobną kategorię, pozornie bez sensu mieszając w niej pokręconą komedię, często absurdalną historię obyczajową, gorzką społeczną diagnozę oraz senny koszmar. Miks co prawda pozbawiony stuprocentowej logiki, ale absolutnie nie sensu i znaczenia – zarówno w wymiarze ogólnym, jak i dotyczącym indywidualnych historii serialowych bohaterów, choć akcenty między nimi nie są porozkładane równo.
Atlanta lubi zabłądzić gdzieś w poszukiwaniu celu
Osobiste wątki odgrywają bowiem na przestrzeni całego sezonu raczej drugoplanową rolę, najczęściej dając się zauważyć gdzieś na marginesie głównego motywu danego odcinka. Mogłoby to sugerować, że "Atlanta" za bardzo odpływa w ogóły kosztem swoich postaci, co nie świadczyłoby dobrze o twórcach, gdyby nie fakt… że to "Atlanta". Tu inne reguły dotyczą nie tylko klasyfikacji gatunkowych, ale też absolutnie podstawowych założeń fabularnych, bo przecież to nie tak, że coś uległo znacznej zmianie względem poprzednich sezonów.
Wyższość absurdu i społecznego komentarza nad rozwojem bohaterów nie jest więc niczym nowym, ale też wcale nie oznacza, że ci zostają sprowadzi do roli pionków. Nic z tych rzeczy, co najlepiej w tym sezonie widać po Alu, który gdzieś pomiędzy kolejnymi koncertami, spotkaniami, akcjami promocyjnymi i sprawami, o których jego menedżer nie powinien wiedzieć, stopniowo dochodzi do tego, co go dręczy i powoduje artystyczną blokadę, powoli się przed nami i samym sobą emocjonalnie odsłaniając.
Jak zawsze znakomity jest przy tym Brian Tyree Henry, jednak palmę pierwszeństwa w 3. sezonie rzutem na taśmę odbiera mu Zazie Beetz – wprawdzie nieobecna w tej historii w tak dużym stopniu, jak by się chciało, ale w najlepszym z nowych odcinków dająca prawdziwy popis. Jeśli szukacie odpowiedzi na to, jak połączyć cudowną niedorzeczność "Atlanty" z wiarygodnym portretem psychologicznym, to lepszej nie znajdziecie w całym serialu, mimo że poczucie zagubienia w otaczającej nas rzeczywistości jest przecież jednym z jego znaków rozpoznawczych.
Atlanta, czyli świat w (krzywym) zwierciadle
Inny to natomiast bez dwóch zdań obraz współczesnego świata i toczących go chorób, które tutaj są jednocześnie ujmowane w duży nawias i traktowane śmiertelnie (czasem dosłownie) poważnie. Dzięki wspomnianym wcześniej niezależnym odcinkom branych na tapet motywów jest jeszcze więcej niż zwykle, pojawia się też wcześniej prawie nieobecna albo skutecznie maskowana dosłowność (oczywiście wciąż daleka od łopatologii). Można to uznać za wadę 3. sezonu, ale skłamałbym, mówiąc, że w którymś momencie mi ona przeszkadzała. Za dużo tu oryginalnych pomysłów w kapitalnym wykonaniu, żeby za bardzo narzekać. Doskwiera niekiedy tylko brak bohaterów, na których powrót musieliśmy tak długo czekać, choćby w roli przypadkowych świadków.
Ostatecznie jednak wszystko zostaje zrekompensowane, gdy tylko "Atlanta" zabiera się ponownie za to, co zawsze wychodziło jej świetnie, czyli przedstawianie absurdów rzeczywistości, najczęściej dotyczących i przedstawianych w świetle kwestii rasowych. Tym razem sprawy się jednak komplikują, bo oto do "czarnej" perspektywy dochodzi w większym stopniu również "biała", a obydwie mieszają się jeszcze bardziej, gdy wrzuci się je do europejskiego kulturowego kotła. Ktoś chętny, żeby zdecydować, kto tu jest bardziej przeklęty?
Serial rzecz jasna nie daje jasnych odpowiedzi, z czasem wręcz coraz bardziej sprawy gmatwając i sprawiając, że znalezienie właściwych czy chociaż zadowalających rozwiązań staje się praktycznie niemożliwe. Te nie są bowiem nigdy proste i ostateczne, a czas bynajmniej nie działa w tym przypadku na naszą korzyść, jeszcze bardziej wszystko komplikując. Ale czy to oznacza, że lepiej w ogóle przestać próbować?
"Atlanta" nie jest i nie próbuje być głosem rozsądku w szalonym świecie, chcąc go raczej uchwycić w jak najbardziej abstrakcyjnej, a zarazem zbliżonej prawdziwej formie, co wychodzi twórcom znakomicie. Może więc zamiast usilnie próbować naprawić rzeczywistość, czy to kasując przeszłość, czy w jednej chwili stawiając własne życie na głowie, lepiej uznać, że wszystko jest zwykłym absurdem i głośno się zaśmiać? Okazji do śmiechu wszak w serialu nie brakuje, nawet jeśli momentalnie więźnie on w gardle, gdy uświadamiamy sobie, ile prawdy jest w sytuacjach, które "mogły się zdarzyć tylko w serialu". Jak udowadniają Donald Glover z ekipą (i gośćmi!), jednak nie tylko.