"Zbrodnie po sąsiedzku" pokazują, że mają jeszcze niejednego asa w rękawie – recenzja 2. sezonu
Marta Wawrzyn
28 czerwca 2022, 18:02
"Zbrodnie po sąsiedzku" (Fot. Hulu)
Błyskotliwa parodia true crime, która sama w sobie jest wciągającą historią z zagadką kryminalną, powraca. 2. sezon "Zbrodni po sąsiedzku" udowadnia, że sequele też potrafią się obronić.
Błyskotliwa parodia true crime, która sama w sobie jest wciągającą historią z zagadką kryminalną, powraca. 2. sezon "Zbrodni po sąsiedzku" udowadnia, że sequele też potrafią się obronić.
Opóźnienia w wejściach platform streamingowych do Polski spowodowały, że oglądamy seriale w trochę innym rytmie niż Amerykanie. "Zbrodnie po sąsiedzku" zaledwie dwa tygodnie temu zdążyły nas zachwycić swoim debiutem na Disney+, a już mamy nowe odcinki. W waszym przypadku są to dwa odcinki, które od dziś są dostępne na platformie, w moim aż sześć, które dostałam do recenzji. I które pochłonęłam z taką samą przyjemnością, co sezon 1, choć już wiedziałam, czego się spodziewać. Efektu zaskoczenia, a trochę też i świeżości brakuje, w zamian jednak serial udowadnia, że ma jeszcze dużo do zaoferowania — pod każdym względem.
Zbrodnie po sąsiedzku sezon 2 — to samo i jeszcze więcej
2. sezon "Zbrodni po sąsiedzku" dzieje się zaraz po wydarzeniach z jedynki — Mabel (Selena Gomez), Oliver (Martin Short) i Charles (Steve Martin) lądują w areszcie, wrobieni w morderstwo Bunny Folger (Jayne Houdyshell). Jak łatwo się domyślić, szybko okazuje się, że dowodów na ich winę jednak brak, więc nasi bohaterowie nie zostają za kratkami, tylko dość szybko wychodzą, by tym razem rozplątywać zagadkę śmierci szefowej zarządu Arconii w 2. sezonie swojego słynnego podcastu.
Jako że produkcji Johna Hoffmana i Steve'a Martina nie brakuje samoświadomości, szybko pada pytanie, czy sequel może dorównać oryginałowi, a Mabel, Charles i Oliver wyrażają te same wątpliwości, które mają prawo mieć widzowie. Czy da się zrobić to samo jeszcze raz, bez uszczerbku na jakości? Zwłaszcza jeśli idzie się tradycyjną drogą kinowego sequela, oferując widzom z jednej strony więcej tego samego, a z drugiej powiększając i poszerzając serialowy świat? I na dodatek wprowadzając potencjalnie problematyczne atrakcje, jak cały system tajnych przejść w Arconii? Jak najbardziej, jeśli tylko mamy pomysł na rozwinięcie postaci.
Zbrodnie po sąsiedzku rozwijają swoje postacie
Początek 2. sezonu "Zbrodni po sąsiedzku" o tyle zmienia ich sytuację, że dla każdego z naszej trójki detektywów z przypadku aresztowanie staje się jakiegoś rodzaju szansą. Mabel staje się sławna w mediach społecznościowych jako #BloodyMabel, co sprawia, że z kolei zostaje zauważona w świecie sztuki. Do Brazzosa Charlesa i Olivera również nieoczekiwanie zaczynają spływać oferty pracy, w momencie kiedy obaj wydawali się być skończeni w branży rozrywkowej. Wszystkie te wątki szybko okazują się czymś więcej niż tylko pozornym przetasowaniem na początku sezonu, prowadząc w nieoczekiwanych kierunkach.
O ile w 1. sezonie zagłębialiśmy się przede wszystkim w postać Mabel, ze względu na jej powiązania z Timem Kono, tym razem Charles dostaje szansę, by zabłysnąć na pierwszym planie. Poznajemy jego związki z historią Arconii (samą historię Arconii zresztą też poznajemy dość dobrze — czeka was to w 3. odcinku, "The Last Day of Bunny Folger"), jego dzieciństwo i relację z ojcem, a także powody, dla których stał się tak przeraźliwie samotnym człowiekiem. W pewnym momencie pojawia się ważna postać z jego przeszłości, powraca również Jan (Amy Ryan). "Szczerze to myśleliśmy, że nie żyjesz" — słyszy Charles w pewnym momencie od jednej z osób z branży rozrywkowej, co jest dobrym podsumowaniem tego, co się z nim działo. A przy tym widać, że i dla niego, i dla pozostałej dwójki całe zamieszanie jest szansą na nowy start w życiu i przemianę w nieco lepszą wersję siebie.
Do przodu posuwają się rodzinne perypetie Olivera, którego będziecie mieć też okazję poznać jako duszę towarzystwa z lat 70., ale w tym sezonie on ma chyba najmniej ciekawą historię. Sporo okazji do zabłyśnięcia ponownie otrzymuje Selena Gomez — i nie mówię tylko o jeszcze bardziej stylowych strojach. Tak jak zapowiadano, do obsady dołączyła Cara Delevingne ("Carnival Row") jako Alice, właścicielka galerii sztuki, z którą Mabel spontanicznie nawiązuje romans. To, że jej postać okazuje się biseksualna i wszyscy przechodzą nad tym do porządku dziennego (choć Charlesowi zajmuje minutę poskładanie faktów), to naprawdę świetna sprawa. "Zbrodnie po sąsiedzku" dołączają tym samym do seriali, które naturalnie i bez spiny mówią o płynności seksualnej jako czymś oczywistym.
Zbrodnie po sąsiedzku — kto zabił Bunny Folger?
A przy tym pozostają sobą. 2. sezon serialu Hulu to taka sama frajda jak poprzedni. Może trochę brakuje świeżości, bo przyzwyczajeni do unikalnego stylu tej nietypowej komedii, w której każdej minucie wybrzmiewa miłość twórców do wszystkiego, co nowojorskie, możemy już go tak bardzo nie doceniać. Znamy już te sztuczki, wiemy, jak "Zbrodnie po sąsiedzku" bawią się schematami z true crime, i siłą rzeczy nie jest to wszystko już takim objawieniem. Podobnie jak zabawy popkulturą na różnych metapoziomach czy inteligentny i wdzięczny humor.
Nie ma tu już takiej wartości dodanej czy też efektu WOW, choć trudno odmówić twórcom pomysłowości, kiedy budują system tajnych przejść, wind itd. w Arconii, dodając do tego całą historię, która ma to szaleństwo usprawiedliwić. I która pewnie nie jest całkiem wymyślona — stare budynki mają przeróżne sekrety, a ten budynek niewątpliwie zwyczajny nie jest. Sama zagadka też — znów, w porównaniu z tym, co wyprawiało się w 1. sezonie — aż tak wielkim odkryciem nie jest. Wiemy już, jak sprytnie twórcy "Zbrodni po sąsiedzku" potrafią nas zwodzić i wkręcać w tę zabawę na kolejnych poziomach. A jednak prawdopodobnie znów to łykniecie bez protestu. Będąc satyrą na true crime, serial do perfekcji opanował wciąganie widzów we własne zagadki kryminalne. Kto zabił Bunny Folger? Wszyscy są podejrzani.
W absurdzie, jakim jest często fabuła "Zbrodni po sąsiedzku", świetnie odnajdują się gwiazdy gościnne. W mieszkaniu Stinga zamieszkuje komiczka Amy Schumer, która postanawia coś wycisnąć dla siebie z zamieszania wokół trójki podcasterów. Cara Delevingne w pewnym momencie okazuje się grać bardziej skomplikowaną postać, niż sądziliśmy. Przede wszystkim jednak błyszczy gwiazda wielkiego ekranu Shirley MacLaine, w roli matki Bunny nosząca najlepsze kostiumy od czasów roli w "Downton Abbey". 2. odcinek sezonu to jej wielki popis, nie tylko komediowy.
Krótko mówiąc, serial platformy Hulu, który po 1. sezonie miał prawo wydawać się uroczą ciekawostką albo jednorazowym strzałem, powraca w świetnej formie, udowadniając, że ma w zapasie jeszcze mnóstwo sztuczek. Zapnijcie pasy, bo zabawa w prawdziwe zbrodnie po manhattańsku dopiero się zaczyna.